[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mamy was na muszce - rozleg³ siê nagle w pobli¿ug³os kapitana.- Teraz on bêdzie mój, szwedzki pu³kow-niku! Wasze trupy bêd¹ œwiadectwem jego okrucieñstwa.Sami zajmiemy siê naszym trofeum.Teraz jest bezbronny.Nikt nie w¹tpi³, ¿e kapitan mówi powa¿nie.- ¯o³nierze! Do boju! Najpierw bierzcie œmiertelnych,tak byœmy mogli swobodnie zwi¹zaæ bestiê.Trzeba gooœlepiæ!Wszyscy czworo jakby skamienieli.Z trudem odró¿-niali otaczaj¹ce ich postacie.Wiatr z ³opotem rozwiewa³uniformy ¿o³nierzy, trzaska³y przygotowywane strzelby.- Usuñcie ich z drogi! - rozkazywa³ kapitan Dristig,trzymaj¹c siê w bezpiecznej odleg³oœci.- Zastrzelciebez litoœci! Te wa¿niaki nie zas³uguj¹ na ¿ycie!Ale za³adowanie nowomodnych strzelb wymaga³oczasu.- Co robimy? - sykn¹³ Niklas do swych towarzyszy.- Jakaœ dobra rada, szybko.Villemo w swej bia³ej, lœni¹cej sukni stanowi³a znako-mity cel.Zanim zdo³ali obmyœliæ plan dzia³ania, us³yszeli za sob¹pomruk, wydobywaj¹cy siê jakby z gard³a ogromnegodrapie¿nika.Potwór stan¹³ na nogi.Przed ich oczamiwznosi³o siê teraz coœ, co na tle skalnej œciany sprawia³owra¿enie ogromnego, ciemniejszego kamiennego bloku.Od ska³y ró¿ni³y go tylko bardziej miêkkie, jakby ¿yj¹cekszta³ty.Œlepia Potwora jarzy³y siê ¿Ã³³tym p³omieniem.Zrozumieli tesaz, ¿e widzi tak¿e w nocy.Dla nich¿o³nierze byli tylko ciemnymi plamami na tle rówiny.Potwór odepchn¹³ Dominika i Niklasa i szybkim kro-kiem, tak szybkim, ¿e wydawa³o siê, i¿ p³ynie ponadziemi¹, zmierza³ w stronê ¿o³nierzy.Grupka Ludzi Loduus³ysza³a okrzyki przera¿enia, a w chwilê póŸniej trzask³amanych na pó³ i odrzucanych daleko strzelb.Wydawa³osiê, ¿e Potwór zupe³nie zapomnia³ o zranionej stopie.- Uciekajmy! - wrzasn¹³ jeden z ¿o³nierzy.- Uciekaj-my, zanim weŸmie siê za nas!- Nie! Zastrzelcie go, do diab³a, strzelaæ! - wrzestkapitan, ale jego ludzie ju¿ byli w drodze ku bezpiecznejkryjówce.Ci, którzy jeszcze tam nie dotarli, histeryczniemiotali siê doko³a, za wszelk¹ cenê staraj¹c siê unikn¹æniebezpieczeñstwa.Potwór jednak wcaie ju¿ o nich nie myœla³.Wskoczy³na konia Villemo tak raptownie, ¿e zwierzê stanê³o dêbaze strachu.Jednoczeœnie Niklas zdo³a³ podsadziæ Elisê najej wierzchowca, uniós³ z ziemi kosz, Pozbiera³ wszystkieporozrzucane rzeczy i jako ostatni dosiad³ swego konia.Pozosta³a dwójka ju¿ siedzia³a na czarnym ogierze Domi-nika.Z Niklasem na przedzie w dzikim pêdzie cwa³owaliprzez p³ask¹ równinê, kieruj¹c siê na po³udnie.Z nieba naziemiê s¹czy³o siê coraz wiêcej œwiat³a.Nie wierzyli, ¿e Potwór pojedzie za nimi.Villemospisa³a go ju¿ na straty i po prawdzie odczuwa³a ulgê.¯aljej by³o tylko konia, ale mia³a nadziejê, ¿e Potwór bêdziego dobrze traktowa³.Wierzchowiec stanie siê przecie¿nieocenion¹ pomoc¹.Zrobiæ z tej bestii nowego Tengela Dobrego?Czego oczekiwali?Wielokrotnie ju¿ dziwi³a siê, dlaczego dotkniêciz Ludzi Lodu sami siê nim nie zajêli.I teraz tak¿esiê nad tym zaduma³a, chocia¿ siedz¹c na koniuprzed Dominikiem odczuwa³a teraz przede wszystkimniemi³osierne wstrz¹sy.Zaczêli zje¿d¿aæ w dó³ No-refjell.W³aœciwie Vi³lemo zna³a odpowiedŸ na to pytanie.Poprostu nie mogli.Potrzebowali jednego z ¿yj¹cych jako³¹cz¹cego ogniwa, i to nie byle kogo! To ona, Villemo,zosta³a wybrana.Dominik i Niklas mieli tylko utorowaæjej drogê.To ona widzia³a Tengela, Sol i pozosta³ych,odbiera³a ich si³ê.Ich moc przep³ywa³a przez ni¹ i uderza³aw Potwora.By³a jedyn¹ istot¹ na ziemi, stworzon¹ po to,by go pokonaæ.Tak przynajmniej s¹dzi³a.PóŸniej mia³ookazaæ siê, ¿a wszyscy, i to bardzo, siê mylili.Dominik i Niklas nie zrezygnawali jednak z Potwora.Nie zaniechali walki.Wiedzieli bowiem, ¿e nawet jeœlistwór ich opuœci³, by, co najbardziej prawdopodobne,udaæ siê do kusz¹cej go górskiej doliny, Dominik i tak beztrudu odnajdzie jego trop.Dominik zawsze wiedzia³, gdzie go szukaæ.Potwór tak³atwo siê nie wywinie.Taka by³a rola Dommnika w tymniezwyk³ym przedsiêwziêciu maj¹cym na celu dobroLudzi Lodu.Elisa najlepiej z nich wszystkich wied¿ia³a, co siêdzieje, jecha³a bowiem jako ostatnia.Przez ca³y czass³ysza³a za sob¹ têtent.Potwór pod¹Ÿa³ ich œladem.By³z nimi, gdy dotarli do granicy lasu i jednoczeœnie s³oñcewynurzy³o siê zza gór.Wraz z nimi jecha³ przez bagiennelasy, gdzie ze œwierków w ciszy sp³ywa³y krople porannejrosy, a ptaki milk³y przera¿one dudnieniem kopyt.Jest z nami, radowa³a siê Elisa, ca³y czas jedzie za nami,za moim koniem.Doœæ oczywiste, jako ¿e jecha³a ostatnia.Wkrótce Villemo tak¿e to odkry³a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •