Andre Norton Czarodziej ze wiata Czarownic

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie widzia�em nic z tego, co czyni�a.Ale odesz�a równie nagle, jak si�pojawi�a.Le�a�em na ziemi bezradny jak dziecko, a tymczasem szala�a nawa�nica,jakiej nigdy nie widzia�em, i tylko zygzaki b�yskawic rozja�nia�y mrok.Niemog�em si� poruszy�.Wydawa�o mi si�, �e wyczerpa�em ju� wszystkie si�y.Oddycha�em, mog�em widzie� b�yskawice, czu� smagaj�cy mnie lodowaty deszcz.Ito wszystko.Czasami traci�em przytomno��, potem znów j� odzys�kiwa�em.Mój umys� jednakpracowa�, cho� opieszale, za to moje cia�o nie mog�o.Up�yn�o, jak mi si�wydawa�o, wiele czasu, nim zawo�a�em:- Orsya?Nie otrzyma�em odpowiedzi, lecz nie ust�powa�em i po�nawiane wezwania sta�y si�jedyn� wi�zi� ��cz�c� mnie ze �wiatem zewn�trznym.Czu�em, �e gdybym zaprzesta�wo��ania, spad�bym w jak�� nico�� i ju� nigdy bym si� z niej nie wydosta�.- Orsya? - Kemocu.Moje imi� w jej my�lach! Podzia�a�o to na mnie jak woda na cz�owieka konaj�cegoz pragnienia.Stwierdzi�em, �e mog� si� nieco porusza�, chocia� le�a�emprzywalony mas� ziemi i ma�ych kamyków.Moje odr�twia�e cia�o zacz�o odczuwa�ból.- Orsyo, gdzie jeste�? - Tutaj.Pe�z�em, prawie nie odrywaj�c brzucha od ziemi, wci�� pe�z�em.Pó�niej mojar�ka napotka�a cia�o Kroganki i pochwyci�y j� p�etwiaste palce.Przytulili�mysi� do siebie, a tymczasem deszcz sta� si� mniej gwa�towny.Pioruny przesta�ybi� w szczyty.Stopniowo nawa�nica ucich�a, my za� le�eli�my w milczeniu,radzi, �e oboje prze�yli�my.Nadszed� ranek.Znajdowali�my si� na pó�ce skalnej, gdzie Dinzil stara� si�przywo�a� moc, która mia�a poruszy� �wiat.Po zboczu zesz�a kamienna lawina iuwi�zi�a nas.Ale nie widzia�em ju� naszych wrogów.- Kaththea! - To wspomnienie pali�o �ywym ogniem.- Tutaj! - Orsya ju�doczo�ga�a si� do cia�a na po�y skrytego w kupie ziemi.Zielona chustka nadalby�a owini�ta wokó� g�owy mojej siostry.Wyci�gn��em r�k�, �eby jej dotkn�� imój wzrok pad� na palce, które przywróci�a mi Orsya.Zacz��em zaciekle kopa�tymi palcami ziemi�, �eby uwolni� cia�o Kaththei.Kiedy le�a�a ju� wyprostowana na pó�ce skalnej, skrzy��owa�em jej na piersiczerwone �apy.Mo�e powinienem je ukry�, �eby nikt nigdy si� nie dowiedzia�,sk�d si� wzi�y i kim si� sta�a Kaththea.Nagle poczu�em pod r�k� lekkie biciejej serca: �y�a!- Orsyo - zwróci�em si� do kroga�skiej dziewczyny �ty zwróci�a� mi moje r�ce.Czy mog� przywróci� Kaththei jej r�ce i twarz?Odsun�a si� ode mnie rozgl�daj�c si�, jakby czego� szuka�a w�ród zwietrzeliny.- Róg jednoro�ca - wyszepta�a, �zy zab�ys�y w jej oczach i pop�yn�y pozapadni�tych policzkach.- Przepad�.Rozejrza�em si� i zauwa�y�em co�: b�yskmetalu.Za�cz��em w tym miejscu kopa�, a� po�ama�em sobie paznok�cie.Ponownie uj��em wd�o� r�koje�� miecza-talizmanu.Wyci�gn��em go jednym szarpni�ciem.Lecz zbrzeszczotu pozosta� tylko pojedynczy niewielki od�amek i ju� nie z�ocisty,tylko czarny i matowy.Wypróbowa�em go na poduszeczce kciuka.Okaza� si� do��ostry i by�o to wszystko, co mia�em.Wróci�em do Kaththei, zdar�em z niej wyp�owia�� chustk� i spojrza�em napotworn� g�ow�.Pó�niej zrobi�em to samo, co Orsya wcze�niej zrobi�a dla mnie.Naci��em cia�o z�amanym mieczem i pozwoli�em p�yn�� krwi, naj�pierw na g�ow�,potem na �apy.Zmiana dokona�a si� podobnie jak u mnie, tylko nieco wolniej.Czerwona skóra i cia�o stopi�y si�, twarz mojej siostry i jej smuk�e d�oniewyzwoli�y si� ze straszliwego przebrania.Wzi��em j� w ramiona i p�aka�em -wreszcie poruszy�a si� w moich obj�ciach i powoli otworzy�a oczy.Dostrzeg�em wnich tylko zak�opotanie, nie pozna�a mnie.Kiedy spróbowa�em dotrze� my�l� dojej umys�u, najpierw spotka�em si� ze zdziwieniem, a nast�pnie z przera�eniem.Szamota�a si�, próbowa�a uwolni� z mojego u�cisku, jakbym by� po�tworem zsennego koszmaru.Orsya chwyci�a j� za r�ce i trzyma�a je �agodnie, lecz stanowczo.- Wszystko w porz�dku, siostro.Jeste�my twoimi przyjació�mi - powtarza�acichym g�osem.Kaththea przytuli�a si� do niej, lecz na mnie nadal patrzy�a z pow�tpiewaniem.Nieco pó�niej, kiedy sta�em spogl�daj�c na spustoszenie,jakiego dokona�a niezwyk�a nawa�nica, podesz�a do mnie Kroganka.W�ród zwa�ówziemi i kamieni le�a�y cia�a, jednak�e ani cz�owiek, ani zwierz� nie porusza�osi� pod wschodz�cym s�o�cem pi�knego dnia.- Jak ona si� ma? - zapyta�em.- Dobrze, je�li chodzi o cia�o.Ale, Kemocu, ona zupe�nie zapomnia�a, kim by�a.Straci�a wszelk� moc, któr� w�ada�a!- Czy na zawsze? - Nie mog�em sobie wyobrazi� Kaththei tak okaleczonej.- Nie wiem.Jest taka, jaka mog�aby by�, gdyby nie urodzi�a si� Czarownic� - to�agodna, s�odka panna, która teraz bardzo potrzebuje twojej si�y i pomocy.Niepróbuj jednak przypomina� jej przesz�o�ci.I tak si� rzeczy mia�y, �e cho� Orsya i ja przyprowadzili��my znów Kaththe� doZielonej Doliny, lecz nie by�a to ju� ta sama Kaththea co dawniej.I nikt - anim�czyzna, ani Czarownica - nie mo�e powiedzie�, czy kiedy� znów ni� si�stanie.Si�y Ciemno�ci po raz drugi ponios�y kl�sk� i przez jaki� czas mogli�my�mielej podró�owa� po Escore, chocia� jeszcze daleko by�o do oczyszczenia go zmroku.A opowie�� o naszej trójce jeszcze si� nie sko�czy�a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Search

Podstrony