[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fripp po prostu ucich³.- Mamo.- powiedzia³ nagle, ca³kiem wyraŸnie i przytomnie.- Mamusiu.Jakto tak.Jak to.Co mi.siê sta³o? Co mi.jest?- Umierasz - powiedzia³a oszpecona dziewczyna.Dziadowi resztka w³osów stanê³a sztorcem na g³owie.By powstrzymaæ dzwonieniezêbów, zacisn¹³ je na rêkawie sukmany.Cyprian Fripp M³odszy wyda³ z siebie odg³os, jak gdyby cos z trudem prze³yka³.Wiêcej odg³osów ju¿ nie wydawa³.¯adnych.By³o zupe³nie cicho.- Coœ ty uczyni³a.- zajêcza³ w ciszy karczmarz.- Coœ ty uczyni³a,dziewczyno.- Jestem wiedŸmink¹.Zabijam potwory.- Powiesz¹ nas.Wieœ i karczmê spal¹!- Zabijam potwory - powtórzy³a, a w jej g³osie nagle zjawi³o siê coœ jakbyzdziwienie.Jakby wahanie.Niepewnoœæ.Karczmarz zajêcza³, zastêka³.I zaszlocha³.Dziad powoli wylaz³ spod sto³u,odsuwaj¹c siê od trupa Dede Yargasa, od jego ohydnie rozr¹banej twarzy.- Na czarnej klaczy jedziesz.- wymamrota³.- Noc¹ czarn¹ jak kir.Œlady zasob¹ zamiatasz.Dziewczyna odwróci³a siê, spojrza³a na niego.Twarz ju¿ zd¹¿y³a okrêciæ szalem,z nad szala patrzy³y obramowane czarnymi krêgami oczy upiorzycy.- Kto siê z tob¹ spotka - wybe³kota³ dziad - ten ju¿ nie odejmie siê œmierci.Boœ ty sama jest œmierci¹.Dziewczyna patrzy³a na niego.D³ugo.I doœæ obojêtnie.- Masz racjê - powiedzia³a wreszcie.*****Gdzieœ na bagnach, daleko, ale znacznie bli¿ej ni¿ poprzednio, po raz wtóryrozbrzmia³o zawodz¹ce wycie beann'shie.Vysogota le¿a³ na pod³odze, na któr¹ osun¹³ siê, gdy wstawa³ z ³Ã³¿ka.Zprzera¿eniem stwierdzi³, ¿e nie mo¿e wstaæ.Jego serce t³uk³o siê, podje¿d¿a³opod gard³o, d³awi³o.Wiedzia³ ju¿, czyj¹ œmieræ zwiastuje nocny krzyk elfiego widma.¯ycie by³opiêkne, pomyœla³.Mimo wszystko.- Bogowie.- wyszepta³.- Nie wierzê w was.Ale jeœli jednak istniejecie.Potworny ból eksplodowa³ mu nagle w piersi, za mostkiem.Gdzieœ na bagnach,daleko, ale znacznie bli¿ej ni¿ poprzednio, beann'shie zaskowycza³a dziko poraz trzeci.- Jeœli istniejecie, miejcie w opiece wiedŸminkê na szlaku!- Mam wielkie œlepia, by ciê dobrze widzieæ! - zawrzasnê³o ¿elazne wilczysko.-Mam wielkie ³apy, by ciê nimi chwycie i obj¹æ! Wszystko mam wielkie, wszystko,zaraz siê o tym przekonasz dowodnie.Czemu tak dziwnie mi siê przypatrujesz,ma³a dziewczynko? Czemu nie odpowiadasz?WiedŸminka uœmiechnê³a siê.- Mam dla ciebie niespodziankê.Flourens Delannoy,Niespodzianka, z tomu Bajki i klechdyRozdzia³ jedenastyAdeptki sta³y przed arcykap³ank¹ nieruchomo, wyprê¿one jak struny, spiête,nieme, poblad³e lekko.By³y gotowe do drogi, przygotowane w najdrobniejszychdetalach.Mêskie, szare podró¿ne stroje, ciep³e, ale nie ograniczaj¹ce ruchówko¿uszki, wygodne elfie buty.W³osy ostrzy¿one tak, by ³atwo by³o je utrzymaæ w³adzie i czystoœci w obozach i podczas przemarszów, by nie zawadza³y w pracy.Spakowane tobo³ki, malutkie, zawieraj¹ce tylko ¿ywnoœæ na drogê i niezbêdnewyposa¿enie.Resztê mia³a daæ im armia.Armia, do której siê zaci¹gnê³y.Twarze obu dziewcz¹t by³y spokojne.Pozornie.Triss Merigold widzia³a, ¿eobydwóm leciutko dr¿¹ d³onie i wargi.Wiatr szarpn¹³ go³ymi ga³êziami drzew œwi¹tynnego parku, popêdzi³ po p³ytachdziedziñca zbutwia³e liœcie.Niebo by³o granatowe.Œnie¿yca wisia³a wpowietrzu.Czu³o siê j¹.Nenneke przerwa³a milczenie.- Macie ju¿ przydzia³?- Ja nie - b¹knê³a Eumeid.- Na razie bêdê na hibernie w obozie pod Wyzim¹.Komisarz od werbunku mówi³, ¿e wiosn¹ stan¹ tam oddzia³y kondotierów zpó³nocy.Mam byæ felczerk¹ w którymœ z tych oddzia³Ã³w.- A ja - uœmiechnê³a siê blado Iola Druga - mam ju¿ przydzia³.Do chirurgiipolowej, do pana Milo Vanderbecka.- ¯ebyœcie mi tylko wstydu nie przynios³y - Nenneke obdarzy³a obie adeptkigroŸnym spojrzeniem.- ¯ebyœcie nie zhañbi³y mnie, œwi¹tyni i imienia WielkiejMelitele.- Na pewno nie, matko.- I uwa¿aæ mi na siebie.- Tak, matko.- Bêdziecie przy rannych padaæ z nóg, nie zaznacie snu.Bêdziecie siê baæ,bêdziecie w¹tpiæ, patrz¹c na ból i œmieræ.A wtedy ³atwo siê siêga po narkotykalbo œrodek podniecaj¹cy.Ostro¿nie z tym.- Wiemy, matko.- Wojna, strach, mord i krew - arcykap³anka przewierci³a obie wzrokiem - totak¿e rozluŸnienie obyczajów, a dla niektórych nadto silny afrodyzjak.Jak nawas zadzia³a, smarkule, w tej chwili nie wiecie i wiedzieæ nie mo¿ecie.Proszêuwa¿aæ mi i z tym.Jeœli zaœ ju¿ dojdzie co do czego, braæ œrodkizapobiegawcze.Gdyby mimo tego któraœ wpad³a w k³opoty, wtedy z daleka odpok¹tnych znachorów i wsiowych babek! Poszukaæ œwi¹tyni, a najlepiejczarodziejki.- Wiemy, matko.- To wszystko.Teraz mo¿ecie podejœæ po b³ogos³awieñstwo.Kolejno k³ad³a im d³onie na g³owach, kolejno obejmowa³a i ca³owa³a.Eurneidpoci¹ga³a nosem, Iola Druga zwyczajnie rozbecza³a siê.Nenneke, choæ samejnieco bardziej ni¿ zwykle b³yszcza³o oko, parsknê³a.- Bez scen, bez scen - powiedzia³a na pozór gniewnie i ostro.- Idziecie nazwyczajn¹ wojnê.Stamt¹d siê wraca.Braæ manatki i do widzenia.- Do widzenia, matko.Sz³y szparko ku bramie œwi¹tynnej, nie ogl¹da³y siê.Odprowadzali je wzrokiem -arcykap³anka Nenneke, czarodziejka Triss Merigold i pisarczyk Jarre.Ten ostatni natrêtnym pochrz¹kiwaniem zwróci³ na siebie uwagê.- O co chodzi? - Nenneke pokosi³a na niego oczy.- Im zezwoli³aœ! - wybuchn¹³ z gorycz¹ ch³opiec.- Im, dziewczynom, zezwoli³aœsiê zaci¹gn¹æ! A ja? Dlaczego mnie nie wolno? Mam nadal przewracaæ zakurzonepergaminy, tu, za tymi murami? Nie jestem kalek¹ ani tchórzem! To srom dlamnie, siedzieæ w œwi¹tyni, gdy nawet dziewczyny.- Te dziewczyny - przerwa³a arcykap³anka - ca³e swoje m³ode ¿ycie uczy³y siêleczenia i uzdrawiania, opieki nad chorymi i rannymi.Id¹ na wojnê nie zpatriotyzmu czy z ¿¹dzy przygód, lecz dlatego, ¿e tam bez liku bêdzie rannych ichorych.Huk roboty, dniem i noc¹! Eumeid i Iola, Myrrha, Katje, Prune, Deborai inne dziewczêta to wk³ad œwi¹tyni w tê wojnê.Œwi¹tynia, jako czêœæspo³ecznoœci, sp³aca spo³ecznoœci d³ug.Daje armii i wojnie swój wk³ad: fachowespecjalistki.Rozumiesz to, Jarre? Specjalistki! Nie miêso na rzeŸ!- Wszyscy wstêpuj¹ do wojska! Tylko tchórze zostaj¹ w domu!- Opowiadasz g³upstwa, Jarre - powiedzia³a ostro Triss.- Niczego nie zrozumia³eœ.- Ja chcê iœæ na wojnê.- g³os ch³opca za³ama³ siê.- Chcê ratowaæ.Ciri.- Proszê - powiedzia³a drwi¹co Nenneke.- B³êdny rycerz chce ruszyæ na ratunekdamie swego serca.Na bia³ym koniu.Zamilk³a pod spojrzeniem czarodziejki.- Dosyæ mi zreszt¹ o tym, Jarre - zgromi³a ch³opca spojrzeniem.- Powiedzia³am,nie pozwalam! Wracaj do ksi¹g! Ucz siê.Twoja przysz³oœæ to nauka.ChodŸ,Triss.Nie trwoñmy czasu.Na roz³o¿onym przed o³tarzem p³Ã³tnie le¿a³y koœciany grzebieñ, tanipierœcionek, ksi¹¿ka w podniszczonej oprawie, sprana b³êkitna szarfa.Schylonanad przedmiotami klêcza³a Iola Pierwsza, kap³anka o wieszczych zdolnoœciach.- Nie spiesz siê, Iola - uprzedzi³a stoj¹ca obok Nenneke.- Koncentruj siêpowoli.Nie chcemy b³yskotliwego proroctwa, nie chcemy enigmy o tysi¹curozwi¹zañ.Chcemy obrazu.Jasnego obrazu.WeŸ aurê z tych przedmiotów, onenale¿a³y do Ciri, Ciri ich dotyka³a.WeŸ aurê.Powoli.Nie ma poœpiechu.Na zewn¹trz wy³a wichura i k³êbi³a siê kurniawa.Dachy i podwórzec œwi¹tyniszybko pokrywa³ œnieg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]