[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przystanê³a w hallu po to tylko, ¿eby wystukaæ swoje imiê i zamówiæ autopilota,który doprowadzi j¹ do jej mieszkania.Dawno ju¿ przesta³ j¹ denerwowaæ fakt,¿e w kompleksie Cechu nie potrafi bez pomocy znaleŸæ drzwi do w³asnegoapartamentu.Teraz po prostu pozwala³a siê prowadziæ pilotowi.Gigawichryzdawa³y siê deptaæ jej po piêtach, dudni¹c echem w windzie i w korytarzach.Klucz nagl¹co zadŸwiêcza³ w jej rêce.Przyœpieszy³a kroku.Im prêdzej zanurzysiê w k¹pieli opalizuj¹cej, tym prêdzej pozbêdzie siê gniewnego pulsowaniakryszta³u we krwi.Nie, nie we krwi.Jeszcze nie we krwi.A wiêc byli wci¹¿mê¿czyŸni gotowi ci¹æ z ni¹ w duecie? Kto powiedzia³ jednak, drogi Cechmistrzu,¿e ona by³a sk³onna œpiewaæ z którymkolwiek z nich? Kiedy dochodzi³a namiejsce, drzwi mieszkania otworzy³y siê same.Przyspieszy³a kroku.Nape³nianiewanny p³ynem zawsze wlok³o siê w nieskoñczonoœæ.Powinno byæ jakieœ urz¹dzeniedo zdalnego sterowania kranem, zw³aszcza dla œpiewaków tak nas¹czonychkryszta³em jak ona.Kiedyœ ktoœ - jak¿e¿ mu by³o? - wyœwiadcza³ jej ma³¹uprzejmoœæ i po powrocie zastawa³a wannê pe³n¹.Skrêci³a do ³azienki i ze zdumieniem zauwa¿y³a, ¿e mazista ciecz s¹czy siê zkranu do prawie pe³nej wanny.Ale przecie¿ ten ktoœ - daremnie wytê¿a³a pamiêæ,œci¹gaj¹c brudny kombinezon - od dawna nie ¿y³.Bêdzie dozgonnie wdziêcznatemu, kto odkrêci³ kran w jej ³azience.Cechmistrz? Ma³o prawdopodobne.Jak¿e¿siê ten drugi mê¿czyzna nazywa³?Nie by³a d³u¿ej w stanie ³amaæ bezskutecznie g³owy.Z g³êbokim westchnieniemulgi zanurzy³a siê w gêstej cieczy, która oblepi³a ja, wnikaj¹c w pory skóry.Cia³o skwapliwie wch³ania³o anodynê.Opar³a g³owê we wklêœniêciu, zapiê³auchwyty na rêkach i nogach.Miêsieñ po miêœniu rozluŸnia³a ca³e cia³o,czekaj¹c, a¿ w koœciach ucichnie rezonans.Musia³a zasn¹æ; nic dziwnego w takim stanie.Po przebudzeniu poczu³a siêtroszkê lepiej.Nie obejdzie siê bez poczwórnej k¹pieli - stwierdzi³a,wypuszczaj¹c zu¿yty p³yn.- Podajnik! - krzyknê³a g³oœno, uruchamiaj¹c automat w s¹siednim pokoju.Automat zabrzêcza³ w odpowiedzi.Zamówi³a jedzenie.Czeka³a, a¿ kolejnebrzêczenie da znaæ, ¿e posi³ek jest gotowy.- Kiedy wreszcie wynajd¹ tegorobota, który przyjdzie do mnie z tac¹.Kiedyœ nie musia³a troszczyæ siê o taki szczegó³, to fakt.Tyle jeszcze by³a wstanie zapamiêtaæ.Wype³z³a z wanny, ponownie odkrêci³a kran i, owijaj¹c siê wobszerny rêcznik, ruszy³a w stronê podajnika, nic sobie nie robi¹c z tego, ¿eza ka¿dym krokiem na pod³odze tworzy siê ka³u¿a p³ynu.Nêc¹cy zapach jedzeniasprawi³, ¿e po raz pierwszy od wielu dni œlina nap³ynê³a jej do ust.- Nie jedz za du¿o, Killashandro - upomnia³a siê, z góry przeczuwaj¹c, jakzareaguje jej wyposzczony ¿o³¹dek, je¿eli pozwoli sobie na ob¿arstwo.Tylejeszcze by³a w stanie zapamiêtaæ.£apczywie prze³knê³a parê kêsów, po czym si³¹ woli zmusi³a siê, ¿eby wróciæ ztac¹ do ³azienki.Postawi³a posi³ek na szerokim brzegu wanny.Z powrotemwskoczy³a do k¹pieli, sadowi¹c siê pod szerokim kranem, z którego wylewa³ siê zchlupotem p³yn opalizuj¹cy.Wsparta jedn¹ rêk¹ o brzeg wanny, wk³ada³a do ustpojedyncze pêdy milsi, ¿uj¹c starannie.Stanowczo nie powinna zapominaæ w Paœmie o jedzeniu.Jej sanie by³ywystarczaj¹co dobrze zaopatrzone, a skoro ju¿ zap³aci³a za prowiant, szkoda gomarnowaæ.Postara siê o tym pamiêtaæ.W czwartej k¹pieli zaczê³a sobie przypominaæ wzloty i upadki w czasiepoprzedniej wyprawy.Nie by³a specjalnie zachwycona.Po pierwsze, wróci³a zPasma niespecjalnie ob³adowana parê sekund przed burz¹.Naturalnie, tym razemodciê³a kupony od poprzedniej wyprawy - z kryszta³em tak w³aœnie bywa³o.Je¿eli œpiewakowi uda³o siê wystarczaj¹co szybko wróciæ w pobli¿e ¿y³y,kryszta³ zaczyna³ rezonowaæ, wskazuj¹c drogê.Poprzednim razem nie mia³ajednak dosyæ kredytów, ¿eby wydostaæ siê z planety, mimo ¿e tego rozpaczliwiepotrzebowa³a.choæ ani w po³owie tak bardzo jak teraz.Ukojenia musia³a szukaæ w objêciach przystojnego i nieco aroganckiego m³odegoszczura l¹dowego w g³êbi kontynentu, choæ s³oñ mu na ucho nadepn¹³, sta³obiema nogami na ziemi i, niestety, nie potrafi³ jej roz¿arzyæ do czerwonoœci.- Serce z kryszta³u, jeszcze co! - S³owa Cechmistrza brzmia³y w jej uszach, jakzgrzyt kryszta³owego z³omu.Parsknê³a ze szczerym obrzydzeniem i wygramoli³a siê z wanny, str¹caj¹c przytym tacê.Podesz³a do wielkiego œciennego lustra i patrzy³a, jak p³yn œcieka zjej cia³a, jêdrnego i zgrabnego jak cia³o nastolatki.Dawno ju¿ zrezygnowa³a zwysi³ków ustalenia swojego wieku kalendarzowego: jakie¿ mia³ w koñcu znaczeniew sytuacji, w której symbiont zapewnia³ jej m³ody wygl¹d i dobre samopoczucie.Nie by³a to nieœmiertelnoœæ, ale coœ w tym rodzaju - starza³a siê wy³¹cznie jejpamiêæ.- Gdzie by tym razem daæ nogê z tej zakichanej planety? - zagadnê³a swojeodbicie, po czym rozsunê³a drzwi garderoby.Z lekkim zdumieniem przyjê³a do wiadomoœci, ¿e szafa pêka w szwach odeleganckich ciuchów.Musia³a wydaæ resztê kredytu na szmatki, którymi usi³owa³aomotaæ jurnego l¹dowego szczura.Jako kochanek by³ brutalny, co stanowi³opewn¹ odmianê.Wszystko by³o odmian¹, od kiedy z jej ¿ycia znikn¹³ Lars Dani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]