[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie wasze komentarze, wierzenia i wiara opierają się na kłamstwach.Chcesz poznać prawdę? Oto ona.Wasz pan nie pierwszy raz nakarmił się duszami nowo nawróconych.Właśnie w taki sposób osiągnął potęgę.- Nie wierzę ci - powtórzył Tephe.- Osiągnął potęgę pokonując każdego z was po kolei, uzbrojony w wiarę swojego ludu.Bóg uśmiechnął się cynicznie.- Wasz bóg był słabeuszem - rzekł.- Nie miał większej mocy niż którykolwiek z nas.A wręcz był słabszy niż większość.Każdy z nas karmi się wiarą i służy tym, którzy tą wiarą nas obdarzają, i w ten sposób jest podsycana.Ale nie wasz pan.To go nie zadowalało.Wasz pan nie podsycał wiary, wolał ją pożerać.Podróżował po wielu światach, by znajdywać ludzi, którzy jeszcze nie spotkali istot naszego gatunku.Pokazywał im tanie cuda i sztuczki.Zmuszał ich, by oddawali mu swą wiarę.A gdy czynili to z dobrej woli, pożerał ich.Tak jak tu.Kolejna planeta w jego korycie.- Nasi ludzie nie podróżowali w kosmosie, zanim Go nie poznali - odparł Tephe.- Wszyscy bogowie stanęli w szranki na tej samej planecie.Na Biskupiej Przystani.- Nie - rzekł bóg.Przymknął oczy i przez chwilę milczał, jakby przywołując wspomnienia.- Opowiedz mi o tym - zażądał Tephe.Bóg otworzył oczy i spojrzał na kapitana.- Dawno temu ludzie podróżowali wśród gwiazd bez naszej pomocy - bóg potrząsnął łańcuchem - ale korzystając z mocy, jakie wasi ludzie wynaleźli dzięki własnej wiedzy.Za pomocą wynalazków stworzonych dzięki nauce, ciężkiej pracy i na przestrzeni długiego czasu.- Byliśmy tylko na Biskupiej Przystani - powtórzył Tephe.- Kłamstwa - wyszeptał bóg.- Twoi ludzie podróżowali wśród gwiazd.Wasz pan odebrał wam gwiazdy, planeta po planecie, aż została tylko jedna, którą nazywacie Biskupią Przystanią.Tam znalazły się dusze, których nie pożarł od razu, lecz z których uczynił swych niewolników.Utrzymywał was w niewoli kradnąc wam przeszłość.Całą potęgę, z jakiej teraz korzystacie dzięki niemu.Żadnej nauki, tylko talenty, które działają, jeśli tego chce i na to pozwoli.Żadnej historii, tylko komentarze, pełne samonapędzających się kłamstw.Nic poza nim.- Wystąpiłeś przeciwko niemu.- Tak - odparł bóg.- My wszyscy.- Było was wielu, a On tylko jeden - zauważył Tephe.- A mimo to nie zdołaliście Go pokonać.- Zrobił coś, czego my byśmy nie zrobili - powiedział bóg.- Karmił się waszym ludem.Jego duszami.- A dlaczego wy nie mielibyście tego robić? - spytał Tephe.Bóg spojrzał na Tephe’a kpiąco.- Przecież to widziałeś, kapitanie.Nawet ktoś taki jak ty, całe życie karmiony kłamstwami, przykuty do bezbożności szalonego boga, musiał dostrzec w tym zło.Poczułeś to.Zrozumiałeś.To coś gorszego niż zabijanie.To anihilacja.Właśnie coś takiego robi wasz pan.I zawsze to robił.- Nie pamiętamy, żeby coś takiego robił - rzekł Tephe.- Bo wy nie macie pamięci - odparł bóg.- Macie tylko to, na co wam pozwoli.I nawet teraz robi to z waszymi ludźmi.Ile macie wykroczeń karanych utratą duszy? Nawet w przypadku tych, którzy otrzymali wiarę, dusza ma w sobie siłę.Twoi ludzie są dla niego paliwem i niczym więcej.- W takim razie powinien był nas wszystkich już pożreć - zauważył Tephe.- Wasz pan nie jest głupcem - rzekł bóg.- Wasi ludzie przetrwali, bo kiedy on nas pokonał, było was niewielu.Kiedy uczynił z nas niewolników, dostrzegł, że hodowanie sobie wyznawców jest mądrzejsze niż poszukiwanie istot, które można oszukańczo pozbawić wiary i życia.- Ale po co? - spytał Tephe.- Jeśli nawet to kłamstwo było prawdą, nie ma ono sensu.- Wasz pan jest szalony - oznajmił bóg.- On nie potrzebuje żadnego sensu poza służeniem samemu sobie.Ale nie istnieje żaden inny cel.Wasz pan nas pokonał.Ale wiedział, że po jakimś czasie my nie będziemy dla niego jedynym zagrożeniem.Hodował waszych ludzi, by się przygotować.- Do czego? - spytał Tephe.- Do tego, co nadchodzi - odparł bóg.- Opowiemy ci o tym.Opowiemy ci o tym, a potem już niczego nie powiemy.Coś nadchodzi.A wasz pan nie jest gotowy.Bóg wyprostował się i spojrzał na kapitana.- Wysłuchałem cię - rzekł po chwili Tephe.- I moja wiara jest nadal mocna.- Naprawdę? - spytał bóg.- Jeszcze zobaczymy, jak zostanie poddana próbie.Zobaczymy.Dowiemy się o tym.I wtedy my wszyscy będziemy wiedzieć.To już długo nie potrwa.Bóg opuścił dłoń i zaczął zamazywać symbol nakreślony krwią, aż stał się on nieczytelny.Rozdział dziesiątyKapitana obudził dźwięk dzwonków alarmowych i krzyki oficerów rozstawiających załogę na stanowiskach.Nadal odziany w mundur z poprzedniego dnia, kapitan włożył buty i pobiegł na pokład dowodzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]