[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To była szczera prawda.Gnorowi Ginowi nie powierzano nawet poboru rezerwy.Herzog również trzymał go w ministerstwie w charakterze syna narodu.– A co tam z bratem-wicepremierem?– Szukają, bracie-premierze.Sami wiecie, w jakim stanie mamy bezpiekę – przypomniał adiutant.Według wszelkich reguł powinien być nie tu, lecz na obszarach odbudowywanych, ale generał już się do niego przyzwyczaił, a przyzwyczajenia generała stawały się teraz prawem.Gnor Gin wiedział, w jakim stanie jest bezpieka.Jajognioty, gdy tylko zaczął się szturm pałacu, nie usiłowały bronić Jego Ałajskiej Wysokości z powodu braku czasu, ponieważ zabrały się do zaciekłego palenia swoich archiwów.Archiwa były przygotowane do spalenia już wcześniej – szczerze mówiąc, były do tego gotowe przez cały czas.I wszyscy byli zadowoleni!– Bez archiwum nie da się pracować – oznajmił po głębokim namyśle generał, pomyślał chwilę i dodał: – A z archiwami nie da się żyć.Myśl była głęboka, w duchu marszałka Nagon-Giga.– Referent na przesłuchaniu powiedział, że brata-wicepremiera wyciągnięto podstępem.Niejaki Gag, były kursant szkoły Bojowych Kotów…– Gag, Gag… – Premier nachmurzył się.– Pamiętam, szukaliśmy już niejakiego Gaga.A co słychać o młodym herzogu? Dopóki żyje, krwawe podziemie ma sztandar.– Znajdziemy, bracie-premierze – powiedział adiutant.– Nie ma w republice takiego domu, w którym ten pokurcz kata znajdzie schronienie.Każdy uczciwy Ałajczyk…– To nie wiec – przerwał mu Gnor Gin.– Potrzebuję jego głowy, by stuknąć nią o to biurko! I postukał knykciami o blat biurka.– Rozstrzelać referenta? – zapragnął się dowiedzieć adiutant.– Według konieczności – mgliście odpowiedział premier.– Czas, bracie-premierze – przypomniał adiutant.Gnor Gin odszedł do lustra.Nowy mundur, uszyty według jego projektu, leżał jak marzenie.Poprawił podanym usłużnie grzebieniem siwe skronie.Wyglądam nie gorzej niż nieboszczyk herzog, bez obawy, tylko tej cholernej pogardy w oczach nie ma, a jest zmęczenie i poważna państwowa troska…Różnie poubierani wartownicy na korytarzu salutowali po staremu, ponieważ nowego rytuału jeszcze nie wypracowano, a honory przełożonym oddawać należy.Ach, przecież w inten-denturze powinno być strasznie dużo nowych mundurów, o ile oczywiście nie przepłynęły na czarny rynek…Plac przed Ludowym Zgromadzeniem był nabity ludźmi.Z powodu odświętnego dnia ludzie powkładali najlepsze ubrania, ale i tak wyglądali blado i ubogo.W tłumie wyróżniali się kolorami twarzy zdrowi niemłodzi mężczyźni – na pewno wieśniacy w wieku niepoborowym.– Pozjeżdżali się ze wszystkich stron, wasza… bracie-premierze – wyjaśnił adiutant.– Jakby w mieście konfitury lały się strumieniami.Liczni sanitariusze, manewrując kolbami, oczyszczali drogę do teatru.– Dlaczego sanitariusze mają automaty? Z bronią wyglądają głupio – mruknął z niezadowoleniem premier.– Coraz częściej napadają na furgony lekarskie – wyjaśnił adiutant.– Jakieś bydlaki wycwaniły się, żeby handlować szczepionką, więc doktor Magga zażądał.A poza tym sanitariusze są zdyscyplinowani, nie to co…Nie dokończył, ponieważ musiał wyskoczyć do przodu i otworzyć drzwi przed szefostwem.Wejście do byłego Imperialnego Teatru, obecnie Ludowego Zgromadzenia, było wysłane dywanami, na dywanach walała się różna broń – wchodzący byli dokładnie przeszukiwani, a przecież bez gnata chodziły po stolicy tylko małe dzieci.Rewidowali ludzie w marynarskich mundurach.– Załoga zbuntowanego krążownika Alajskie Zorze, bracie-premierze.Pierwsi wdarli się do ostoi tyrana.Premier miłościwie kiwnął głową i poszedł dalej.Imperialny Teatr był niegdyś piękny, stary i piękny, wspaniały właśnie z powodu swojego wieku.Kiedy po zwycięskim powstaniu zrodziło się Księstwo Alajskie, tyrani i despoci mieli na tyle rozumu, że niczego tu nie ruszali i nie przebudowywali, tylko dawali pieniądze na restaurację.Kiedyś do tego wejścia podjeżdżały karety zaprzężone w szóstki zaggutskich iłganów, potem sapały pierwsze parowce, potem… Dużo różnych rzeczy było potem.Tu grywał wielki Linagg, tu błyszczała upajająca Baruchcha, tu wychodził się kłaniać wybitny komediopisarz Nigga, potem zdemaskowany jako imperialny szpieg… Według tradycji do każdej premiery tkano gobelin przedstawiający scenę ze spektaklu, tak więc na ścianach nie było wolnego miejsca, a wzdłuż ścian stały bezcenne wazy starej dynastii Tuk, a w wazach codziennie zmieniano kwiaty przywożone przez umyślnych aż z archipelagu…Dziś gobeliny były częściowo podarte i rozkradzione, częściowo sprofanowane, przerobiono je też na onuce i pieluchy, a z bezcennych waz, tych, których się nie udało albo nie zdążyło rozbić, dolatywał niezbyt subtelny aromat.– Wczoraj niby czyszczono… – powiedział pobladły nagle adiutant.– Kiedy zdążyli?– Nie martw się, bracie-adiutancie – odparł premier.– To tylko oznaka nieskończonej ludowej pogardy dla dziwactw arystokratów.Adiutant westchnął i poprowadził go na scenę, wsuwając do generalskiej dłoni zwinięty w rurkę tekst przemówienia.Przemówienie napisał wybitny pisarz Lagga, całym sercem popierający nową władzę.Premier przejrzał wcześniej tekst, wykreślił z niego słowo „nieprzewidywalnych”, z powodu jego całkowitej dla każdego żołnierza niewymawialności, a resztę zaakceptował.Z obawą zerknął na salę.Była wypełniona ludźmi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]