[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie wątpię w jego słowo – odrzekł Geordie.– Wątpię, czy będzie mógł go dotrzymać.Jeśli dziesięć do piętnastu milionów funtów stanowi zaledwie pięć procent sumy, jaką chce zarobić, to znaczy, że spodziewa się piekielnej forsy.– Tak, Geordie – przytaknąłem z powagą.– Ja też się spodziewam.Mam nadzieję, że jeśli to złoże w ogóle odnajdziemy, to przyniesie ono prawdziwą fortunę.Kiedy będę miał czas, powiemy Campbellowi, żeby nam podał konkretne liczby.To ci otworzy oczy.– On już to zrobił.– Zaledwie zaczął.– Zobaczymy – odparł Geordie, wyraźnie nie przekonany.Czerpaliśmy.– i czerpali – i czerpali.Potem trafiliśmy na płytkie dno, na głębokości około stu dwudziestu metrów.Geordie stwierdził lakonicznie: – Ławica Minerwy.– Dobrze – pochwaliłem.– Świetna nawigacja.Realizujemy nasz plan – będziemy szukać dookoła.Ale najpierw chciałbym pobrać próbkę ze środka ławicy, tak daleko w głąb płycizny, jak tylko możemy dopłynąć bez ryzyka.– Czy to nie strata czasu? – zapytał Campbell.– Nie wiemy, dopóki tego nie zrobimy.A ja chciałbym ze względu na naszą dokumentację – i moje teorie przekonać się o tym.Straciliśmy czas.Z dna na głębokości sześciuset metrów wydobyliśmy czerpak pełen żużli, martwych korali i muszli.Bryłek manganowych nie było w ogóle.Załoga spoglądała z rozczarowaniem na ten połów, ale uspokoiłem ich.– Nie spodziewałem się tu niczego, więc się nie martwcie.Przecież na zewnątrz ławicy bryłek jest pełno.Teraz możemy skreślić ten obszar z listy, ale musiałem się upewnić.Wróciliśmy tą samą trasą na skraj ławicy Minerwy i zaczęliśmy ją okrążać w odległości około dziesięciu mil, czerpiąc próbki z dużej głębokości.Geordie obliczył na mapie: – Będziemy musieli opuścić czerpak mniej więcej szesnaście razy – zajmie to, powiedzmy, cztery dni.Zabrało to nam trochę więcej czasu, lecz w ciągu pięciu dni zrobiliśmy pełne kółko i nie znaleźliśmy nic, Campbell, który jako pierwszy wznosił się na szczyty entuzjazmu i jako pierwszy pogrążał w depresji, znów popadł w przygnębienie, a jego zły nastrój niepokoił załogę, która dzielnie pracowała.– Czy jesteś pewny, że znajdujemy się we właściwym miejscu? – zapytał mnie, zresztą nie po raz pierwszy.– Nie, nie jestem – odpowiedziałem szorstko.Też byłem trochę rozdrażniony.Dokuczało mi zmęczenie i nie miałem nastroju do udzielania odpowiedzi na głupie pytania.– Niczego, do diabła, nie jestem pewny.Mam do zaoferowania teorie, a nie pewniki.Geordie był usposobiony bardziej pokojowo.– Nie zapominajmy, że kiedy przybyliśmy na wyspy Tonga, Ramirez pospieszył tu, jakby się paliło.Myślę, że jesteśmy we właściwym miejscu.Wiele bym dał, żeby się dowiedzieć, gdzie oni są w tej chwili.Przypuszczałem, że zdążyli naprawić silnik i bardzo byłem ciekawy, czy wypłynęli już w morze, aby nas szukać.Gdybyśmy mieli chociaż jakie takie pojęcie o tym, ile naprawdę wie Ramirez, byłoby nam łatwiej stawić mu czoło.Campbell wtórował moim myślom.– Gdzie u diabła podziewają się teraz Suarez i Navarro? I gdzie są te przeklęte bryłki? Co będziemy robić, Mike?– Dalej będziemy postępować zgodnie z planem.Płyniemy z powrotem ku Falcon Island kursem równoległym.– Na wschód, czy na zachód od kursu dotychczasowego? dopytywał się Geordie.Wzruszyłem ramionami i pogmerałem w kieszeni spodni.– Czy ktoś ma monetę? Można o to zagrać w orła i reszkę.Campbell parsknął z oburzeniem.Geordie wysunął bardziej praktyczną propozycję.– Dlaczego nie mielibyśmy zrobić jednego i drugiego? Kurs, którym płynęliśmy w tę stronę, przyjmiemy za linię środkową, i będziemy żeglować zygzakiem.Pierwsza próbka z jednej strony, następna – z drugiej.– To dobry pomysł.– pochwaliłem.– Zróbmy tak.Płynęliśmy więc z powrotem, nadal trzymając się tej samej, starej, nudnej procedury.Silnik wciągarki jęczał, czerpak wpadał z pluskiem do wody i po paru godzinach wynurzał się z ładunkiem, który następnie poddawałem analizie, by stwierdzić, że jest bezwartościowy.Bryłek było mnóstwo, ale nie tych, które miały nam przynieść fortunę.Załoga, była zajęta utrzymywaniem pokładu w czystości i pracami konserwacyjnymi, a my wymyślaliśmy wszelkiego rodzaju gry i ćwiczenia, by wypełnić wolny czas.Geordie jednak martwił się stanem mechanizmu wciągarki.Przeciążamy ją – narzekał.– Nie mamy czasu na normalną konserwację.Chodzi o linę – cała wymaga porządnego oczyszczenia i naoliwienia.Boję się, że może zerwać się przy którymś ciągnieniu, jeśli jej nie skontrolujemy.Campbell wysłuchał go z zaciśniętymi wargami.– Nie.Musimy szukać dalej, dopóki mamy przewagę w czasie.Zrób, co się da, Geordie.Wiedziałem, co ma na myśli.Byliśmy już w morzu przeszło dwa tygodnie i Ramirez mógł być wkrótce gotów do rozpoczęcia rejsu.Dopóki przebywaliśmy na morzu, mieliśmy spore szansę, że nas nie znajdzie – ale wejście do jakiegokolwiek portu byłoby niebezpieczne.Kontynuowaliśmy więc poszukiwania, posuwając się zygzakiem ku Falcon Island i wydobywając bezwartościowe próbki z najwyraźniej jałowego dna Pacyfiku.I wtedy właśnie trafiliśmy w sedno!Mój głos zadrżał, gdy dyktowałem Klarze najważniejszy wynik.C – kobalt – cztery i trzydzieści dwie setne procenta.Zaskoczona, podniosła wzrok.– Nie dosłyszałam, Mike przynajmniej tak mi się wydaje.– Powtórzyłem drżącym głosem: – To jest to – cztery i trzydzieści dwie setne procenta kobaltu!Patrzyliśmy na siebie bez słów.W końcu powiedziałem rozważnie:– Przeprowadzimy analizę kolejnych bryłek z wydobytego ostatnio ładunku.Paulo! Umyj wszystko jeszcze raz – dokładniej niż kiedykolwiek.– I całą trójką z zapałem zabraliśmy się do zwykłych, rutynowych czynności, które nagle stały się bynajmniej nie nudne.Uzyskane wyniki rozłożyły się wokół pierwszego, jak na tarczy strzelniczej otwory po kulach Campbella wokół mojego – od czterech i dwudziestu dziewięciu setnych do czterech i trzydziestu ośmiu setnych procenta.Czterokrotnie oznaczałem zawartość kobaltu i wszystkie dane były zgodne.– Do diabła, muszę powiedzieć Geordiemu, żeby zmienił kurs! krzyknąłem.Popędziłem na pokład, zostawiając dziewczyny, które grzmociły się nawzajem po plecach.Przy sterze stał Ian.– Stop! – wrzasnąłem.Wracamy do ostatniego miejsca czerpania!Jego oczy rozszerzyły się.– Czyżbyś coś znalazł?– Znalazłem! Gdzie jest Geordie?– Zszedł z wachty – myślę, że jest w swojej kabinie.Zostawiłem Iana, żeby dopilnował zmiany kursu i zbiegłem na dół.Ale wiadomość nie wywarła na Geordiem wrażenia.– Cztery procent to jeszcze daleko do dziesięciu – zauważył.– Jesteś cholernym głupcem, Geordie.To jest dwa razy większy procent kobaltu, niż stwierdzony dotąd w jakiejkolwiek bryłce manganowej, jeśli nie liczyć tej, którą mieliśmy w Londynie.Musimy ustalić linię brzegową obszaru koncentracji tego pierwiastka.– Dobrze – co teraz?– Popłyniemy z powrotem i będziemy krążyć po tym obszarze, nie spuszczając oka z echosondy.To prawdopodobnie coś nam powie.Zeskoczył z koi i nałożył spodnie.– Mogę ci powiedzieć, że nie będę miał z tym żadnych trudności.Dzięki Bogu, prowadziliśmy dokładne zapisy naszej pozycji.– Chodź, powiemy szefowi.Campbell już wiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]