[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zosta³zaadresowany do mnie jako sprawuj¹cego opiekê nad jachtem „Sanford", na portTanger, i by³ otwarty.Zacz¹³em go czytaæ i wybuchn¹³em niepohamowanymœmiechem.Francesca i Coertze patrzyli na mnie zdumieni.Próbowa³em siê opanowaæ, leczwci¹¿ wstrz¹sa³ mn¹ histeryczny œmiech.— Wy.wygraliœmy.g³Ã³wn¹ nagrodê na.na loterii.— Ciê¿ko ³api¹cpowietrze pokaza³em list Francescê, która te¿ zaczê³a siê œmiaæ.— Na jakiej loterii? — spyta³ Coertze z g³upi¹ min¹.— Nie pamiêtasz? Nalega³eœ, aby w Tangerze kupiæ los loterii; powiedzia³eœ, ¿eto zabezpieczenie.On wygra³! Zacz¹³ siê uœmiechaæ.— Ile?— Szeœæset tysiêcy pesetów.— Ile to jest w funtach? Przetar³em oczy.— Nieco ponad szeœæ tysiêcy.To nie pokryje kosztów, które ponios³em w zwi¹zkuz t¹ wycieczk¹, ale siê przyda.Coertze wygl¹da³ na zak³opotanego.— Ile straci³eœ?Zacz¹³em obliczaæ.Straci³em „Sanforda" — by³ wart jakieœ dwanaœcie tysiêcyfuntów.Przez prawie rok regulowa³em wszystkie nasze rachunki — doœæ wysokie,gdy¿ musieliœmy uchodziæ za bogatych turystów.Wygórowana cena wynajêcia CasaSaeta w Tangerze.Dochodzi³o wyposa¿enie ³odzi oraz prowiant.— Jakieœ siedemnaœcie do osiemnastu tysiêcy.Zamruga³ gwa³townie.W³o¿y³ rêkê do kieszonki w spodniach.— Czy to pomo¿e? — spyta³ i wy³o¿y³ na stó³ cztery du¿e brylanty.— A niech to diabli — powiedzia³em.— Sk¹d je wytrzasn¹³eœ?— Chyba przyklei³y mi siê do r¹k w sztolni — zdusi³ œmiech.— Zupe³nie jaktobie ten pistolet maszynowy.Francesca zaczê³a chichotaæ.Manipulowa³a chwilê przy piersi.Wyjê³a ma³yirchowy woreczek, zawieszony na sznureczku na szyi i opró¿ni³a go.Dwa kolejnebrylanty znalaz³y siê obok le¿¹cych ju¿ na stole.Dla towarzystwa by³y tamrównie¿ cztery szmaragdy.Spojrza³em na nich i powiedzia³em:— Nikczemni z³odzieje, powinniœcie siê wstydziæ.Te klejnoty mia³y zostaæ weW³oszech!Wyszczerzy³em zêby, po czym wyci¹gn¹³em moich piêæ brylantów i zaczêliœmy siêœmiaæ jak szaleni.IVPóŸniej, gdy schowaliœmy ju¿ klejnoty przed wœcibskimi oczami Metcalfe'a,wyszliœmy na pok³ad i obserwowaliœmy wzgórza Hiszpanii wy³aniaj¹ce siê z mgie³horyzontu.Obj¹³em Francescê i powiedzia³em z wymuszonym uœmiechem:— S³uchaj, mam jeszcze po³owê udzia³Ã³w stoczni w Cape Town.Czy zechcesz zostaæ¿on¹ konstruktora ³odzi? Uœcisnê³a mnie za rêkê.— Myœlê, ¿e spodoba mi siê Afryka Po³udniowa.Wyj¹³em z kieszeni papieroœnicê i otworzy³em jedn¹ rêk¹.Dedykacja wci¹¿ tamby³a.Przeczyta³em j¹ po raz pierwszy: Caro Benito da parte di Adolf— Brennero— 1940.— Cholernie niebezpiecznie nosiæ coœ takiego przy sobie — powiedzia³em.— Mo¿ej¹ zobaczyæ jakiœ inny Torloni.Wzdrygnê³a siê i rzek³a:— Pozb¹dŸ siê jej, Hal, proszê, wyrzuæ j¹.Wyrzuci³em j¹ wiêc za burtê; dostrzegliœmy tylko b³ysk z³ota w zielonej wodzie,po czym zniknê³a na zawsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]