[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiatr, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył, powalił go na ziemię tuż obok maga.– Denser, co to?! – krzyknął.– Lyanna – wykrztusił Denser przez zaciśnięte zęby, z nosa płynęła mu krew.– Erienne musi ją otoczyć tarczą.Ona nie będzie w stanie.tego utrzymać.Ściągnij je do kuchni.Al-Drechar.Bezimienny uznał, że rozumie, o co mu chodzi.– Darrick, pomóż mi!– Nie mogę – wrzasnął mu do ucha Darrick.– Muszę odnaleźć Ren.Nie mogę jej tam zostawić.– I pobiegł w prawo, w stronę drzwi do sadu.Bezimienny podniósł Densera i wtedy ujrzał Aeba przedzierającego się w stronę sali balowej.Potężny mężczyzna pokuśtykał za nim, uchylając się przed lecącymi w jego stronę wraz z huraganem kawałkami cegieł.W środku sali hałas był jeszcze większy.Aeb, jeśli mnie słyszysz, zabierz dziewczynkę i Erienne.Musimy dostać się do Al-Drechar.Aeb obejrzał się na Bezimiennego i pokiwał głową.Bracia Protektorzy natychmiast zaczęli czołgać się po ziemi.Jeden z nich potężnym ramieniem otoczył Lyannę, dwaj inni podnieśli Erienne.Za plecami Bezimiennego znów pojawili się Dordovańczycy.Walczyli z wiatrem, wybierając drogę wśród gruzów i trupów swoich towarzyszy.Lyanna podarowała im trochę czasu, lecz sądząc po cierpieniu na jej twarzy, niszczyło to jej umysł.Rozdział 40Kuchnia była oazą spokoju, lecz utrzymanie takiego stanu zabijało Al-Drechar.Wszystkie trzy siedziały na łóżkach z zaciśniętymi pięściami, a ich tarcza ledwie sięgała poza stół pośrodku pomieszczenia.Na zewnątrz szalała mana.Wszystko, co nie zostało zabezpieczone, podnosiło się i rozbijało o ściany lub tarczę.Kubki pękały, krzesła rozpadały się na kawałki, a sam stół przesuwał się po podłodze, jakby chciał je zmiażdżyć, zanim go powstrzymają.Ephemere próbowała sięgnąć umysłem, aby sprowadzić Lyannę w obręb tarczy i uspokoić ją.Ale ona była zbyt daleko, zbyt daleko zaszła.Teraz nadszedł czas dla Erienne.Drzwi od strony sali balowej otworzyły się gwałtownie.Broniący ich Protektor uniósł rękę do ciosu, ale zaraz pochylił się i wciągnął do środka Hirada i Ilkara.Zatrzasnął za nimi drzwi i znów stanął w gotowości, nieporuszony.Wicher szarpał jego ubraniem, gdyż stał na granicy tarczy.– Gdzie ona jest, Ephy? – jęknęła Myriell.– Nie możemy tego utrzymać.– Na zewnątrz – wydyszał Hirad.– Wciąż są na zewnątrz.– Spojrzał na Ilkara, aby upewnić się, czy nadal oddycha, i pobiegł w stronę drzwi do jadalni.– Pospiesz się, Hirad – powiedziała Ephemere.– Pospiesz się.Ale już nie musiał.Gdy otworzył drzwi, pojawił się w nich Protektor niosący Lyannę.Kiedy tylko wtoczył się w obręb tarczy, wycie wiatru i pękanie drewna ucichło, jakby ktoś przeciął sznur i opuścił kurtynę.Tarcza Al-Drechar odcięła dopływ many do Lyanny, a jej umysł nie był wystarczająco wyszkolony, by przedostać się przez tę barierę.Usłyszeli odgłos kroków i w chwili, gdy w zniszczonym domu rozległy się okrzyki Dordovańczyków, którzy szykowali się do ostatniego ataku, do kuchni dotarł Bezimienny z Denserem, wspierany przez Aeba.Za nimi weszła para Protektorów niosących Erienne.– Zablokujcie drzwi – rozkazał Bezimienny.– Kończy nam się czas.– To już teraz, Erienne – szepnął Denser.– Żegnaj, ukochana.Bezimienny zaczął przesuwać stół, by zablokować wejście.Tymczasem Denser podczołgał się do Erienne.Oboje spojrzeli na Lyannę leżącą sztywno w ramionach Protektora, który ją uratował.– Zostaw ją, broń nas – rozkazał Denser.– Tak, panie.– Protektor położył dziecko na ziemi.– Erienne – odezwała się łagodnie Ephemere.– Wiesz, co musisz zrobić.Erienne pokiwała głową, wzięła dziecko w ramiona i oparła się o Densera, gotowa do wejścia w umysł Jedności.Wiedziała, że już stamtąd nie powróci.* * *Darrick pobiegł w prawo, w stronę północnych drzwi do sadu.Trzymał się głębokich cieni rzucanych przez nadal szalejące w koronach drzew płomienie.Panująca wokół cisza po przejściu krótkiej, lecz gwałtownej nawałnicy many podkreślała każdy dźwięk.Za sobą słyszał krzyki Dordovańczyków, ale z przodu było cicho.Dotarł do wyrwanych z zawiasów drzwi i ostrożnie wyjrzał na zewnątrz, po czym ruszył wzdłuż prawej ściany budynku.Biegł skulony od cienia do cienia, próbując przyjrzeć się skutkom kataklizmu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]