[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Seks - bomby odarte z seksu, gwiazdy filmowe, których światło już zgasło; trupy udające żywych ludzi.Kiedy znów skupił się na scenie, rozgrywającej się przed jego oczami, ruchy psa stały się rytmiczne; obrabiał dziewczynę z psim zapamiętaniem, z pyska sączyła mu się ślina i spadała na jej plecy.I właśnie teraz, kiedy myślało się o niej jak o zmarłej, ten pokaz rzeczywiście stawał się podniecający.Im bardziej podniecało się zwierzę, tym bardziej podniecał się Tommy-Ray i tym bardziej martwa wydawała mu się kobieta, czująca w sobie narząd psa, a na sobie jego spojrzenie, aż rozpoczął się wyścig między nim a psem który z nich dojdzie do mety pierwszy.Zwyciężył pies; przyśpieszał rytm aż do oszalałego zapamiętania i nagle przestał.Na ten sygnał jakiś mężczyzna siedzący w pierwszym rzędzie wstał i rozdzielił tę parę; zwierzę natychmiast straciło całe zainteresowanie.Gdy wyprowadzono Jej partnera, kobieta pozostała na środku sceny, by pozbierać ubranie, które prawdopodobnie zdejmowała przed przybyciem Tommy-Raya.Potem wyszła tym samym bocznym wejściem, którym odszedł pies ze swym stręczycielem; jej twarz pozostała tą samą martwą maską, co na początku.Oczekiwano, zdaje się, dalszego ciągu widowiska, ponieważ nikt nie ruszał się z miejsca.Ale Tommy-Ray widział już wszystko, czego mu było trzeba.Poszedł do wyjścia, przepychając się przez miękką masę nowo przybyłych gości, i wszedł do mrocznego baru.O wiele później, tuż przed Misją, zorientował się, że padł ofiarą jakiegoś kieszonkowca.Wiedział, że było za późno, by wracać; zresztą mijałoby się to z celem.Złodziejem mógł być każdy z mężczyzn, którzy tłoczyli się w drzwiach, kiedy wychodził.Poza tym, stracone dolary nie poszły na marne.Odnalazł nową definicję śmierci.Nawet nie nową.Po prostu swoją pierwszą i jedyną.Kiedy wjeżdżał na wzgórze, na którym stała Misja, było już dobrze po zachodzie słońca, ale podczas wejścia ogarnęło go wyraźne uczucie deja vu.Czy oglądał to miejsce oczami dżaffa? Czy było tak w istocie czy nie, fakt, że rozpoznawał okolicę był dla niego korzystny.Pewien, że agentka Fletchera przybyła tu przed nim, postanowił zostawić samochód w niższej partii wzgórza i przebyć ostatni odcinek na własnych nogach, aby nie ostrzec jej o swym przybyciu.Było zupełnie ciemno, ale nie szedł na oślep.Stopy znały tę drogę, chociaż pamięć jej nie znała.Był zdecydowany na użycie siły, gdyby okoliczności tego wymagały.Dżaff zaopatrzył go w pistolet - zdobył go na jednej z wielu swych ofiar, z których wydobywał terata.Pomysł użycia broni całkiem mu odpowiadał.Teraz, po wspinaczce, od której czuł ból w piersiach, widział już przed sobą Misję.Za jego plecami wschodził księżyc koloru wielorybiego brzucha.Oświetlał niezdrowym blaskiem ruiny i skórę na jego dłoniach i ramionach;Tommy-Ray zatęsknił za lusterkiem - chciałby przyjrzeć się teraz swojej twarzy.Z pewnością dostrzegłby kości, ukryte pod ciałem; czaszka lśniłaby pewnie jak jego zęby.Przecież to właśnie oznaczał uśmiech.Cześć, świecie, tak będę wyglądał, kiedy rozpadnie się miękka tkanka.Z głową pełną takich myśli, szedł do Misji wśród więdnących kwiatów.***Chatka Raula stała w odległości 50 jardów od głównego budynku; była to prymitywna budowla, w której z trudem mieściły się dwie osoby.Wyjaśnił Tesli, że jego utrzymanie całkiem zależało od hojności miejscowej ludności; dostawał odzież i żywność w zamian za pilnowanie Misji.Mimo ubóstwa środków, którymi rozporządzał, dokładał starań, by z tej budy zrobić chatkę.Wszędzie były oznaki dużej wrażliwości mieszkańca chatki.Przysadziste świece, stojące na stole, były osadzone w kręgu kamyków, dobranych według gładkości; na prostym łóżku leżał koc, ozdobiony piórami morskich ptaków.- Mam tylko jedną wadę - powiedział Raul, kiedy usadowił Teslę na jedynym krześle.- Odziedziczyłem ją po ojcu.- Jaką?- Palę papierosy.Jednego na dzień.Zapalimy razem.Kiedyś paliłam - zaczęła Tesla ale rzuciłam.Dzisiaj pani zapali - powiedział Raul tonem nie znoszącym sprzeciwu.Zapalimy na cześć mojego ojca.Z małej blaszanej puszki wyjął skręta i zapałki.Kiedy przypalał papierosa, przyglądała się jego twarzy.Podobnie jak w pierwszej chwili, tak i teraz ten widok wyprowadził ją z równowagi.Jego rysy nie były ani małpie, ani ludzkie - były zupełnie nieudaną kombinacja jednych i drugich.A jednak pod każdym innym względem - wysławiania się, manier, sposobu.w Jaki teraz trzymał papierosa w długich, ciemnych palcach - był tak wysoko cywilizowany.Do tego stopnia, że matka Tesli chętnie widziałaby go jako zięcia - gdyby nie był małpą.- Wie pani, Fletcher nie odszedł - powiedział, podając jej skręta.Wzięła go ociągając się; niechętnie wsuwała w usta to, czego dotykały jego wargi.Ale Raul nie spuszczał jej z oka, światło świec migotało w jego źrenicach.Gdy spełniła Jego prośbę, uśmiechnął się z zadowoleniem.- Jestem pewien, że zmienił się w coś innego.Coś odmiennego.- Więc uczcijmy to - powiedziała, zaciągając się ponownie.Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że może tytoń, który palono w tej okolicy, jest trochę mocniejszy niż w Los Angeles.- Co w nim jest? - zapytała.- Coś dobrego.Smakuje pani?- Więc przynoszą panu także narkotyki?- Sami uprawiają te rośliny - powiedział rzeczowym tonem.- Nieźle sobie radzą - powiedziała i zaciągnęła się po raz trzeci, zanim oddała mu papierosa.Był rzeczywiście mocny.Wypowiedziała już połowę zdania, chociaż nie potrafiłaby sformułować jego drugiej połowy, jeszcze zanim zdała sobie sprawę, że mówi.-.o tej nocy będę opowiadać moim dzieciom.tyle że nie będę mieć żadnych dzieci.no więc moim wnukom.opowiem im, jak siedziałam z człowiekiem, który kiedyś był małpą.pan nie ma nic przeciwko temu, że to mówię? Ale ja pierwszy raz.więc siedzieliśmy i rozmawialiśmy o jego przyjacielu.i moim.który kiedyś był człowiekiem.- A kiedy im to pani będzie opowiadać - odezwał się Raul - co im pani powie o sobie?- O sobie?- Gdzie będzie pani miejsce w tej historii? Kim pani się stanie?Zastanawiała się przez chwilę.- Czy muszę czymś się stawać? - spytała wreszcie.Raul podał jej resztkę papierosa.- Wszystko czymś się staje.Siedząc tutaj, stajemy się.- Czym?- Starszymi.Bliższymi śmierci.Cholera.Nie chcę zbliżać się do śmierci.Nie ma pani wyboru - powiedział Raul po prostu.Tesla potrząsnęła głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]