[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyniósł kubek i pokazał zielony kiełek na brązowej gałązce.–Spójrzcie na to – powiedział.– Co widzicie?Kevin wzruszył ramionami.–Pączek.–Właśnie.Winorośl kwitnie.Późną jesienią.Wiecie, co to znaczy?Kevin pokręcił głową.–Cykl się zmienił, żeby zrównać się z odrodzeniem Dionizosa.– Postawił kubek na biurku.– Nie wiem, jaki zasięg ma to zjawisko, czy ogranicza się tylko do doliny, czy rozprzestrzenia się wszędzie, ale winorośl powinna teraz obumierać, żeby się odrodzić na wiosnę.– Przerwał, przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń, po czym znowu zaczął pisać w notesie.– Nigdy o tym nie pomyślałem.Dionizos i Śiwa.–Co?–Śiwa albo Sziwa, hinduski bóg zniszczenia i odrodzenia.Siwa ma wiele wspólnego z Dionizosem.Może to ten sam bóg, tylko inaczej nazywany.–Kogo to obchodzi? – jęknął Kevin.– Jezu.Przyszliśmy do pana po pomoc.Penelope odchrząknęła.Kiedy się odezwała, głos miała spokojniejszy niż przedtem.–Jak on umrze? – zapytała.Holbrook popatrzył na nią.–Rozszarpany na strzępy.–O Boże.–Może jakoś przyspieszymy koniec sezonu – podsunął Kevin.– Jak on umrze, może tamci…–Co ty wygadujesz? – warknęła Penelope.– To Dion! Twój przyjaciel!–To nie Dion – zaprzeczył Kevin.– Dion nie żyje.–Wcale nie.On tam jest.Próbuje się wydostać.Kevin z rezygnacją pokręcił głową.–To i tak nie ma znaczenia.Nawet jeśli go zabijemy, odrodzi się w przyszłym roku.–I wtedy na pewno umrze.Dionizos się odrodzi, ale nie Dion.Jeśli teraz go zabijemy, zabijemy Diona.Holbrook zamknął notes.–Masz rację.Oboje macie rację.Możliwe, że Dionizosa nie da się zabić na zawsze.Ale można zabić postać, w jakiej się objawił.A jeśli pozostawał w uśpieniu przez tysiące lat, można znowu go uśpić.–Jak? – zapytał Kevin.–Jeszcze nie wiem.Ale przez te wszystkie stulecia Dionizos był jak ziarno czekające na właściwą glebę.A tą glebą okazał się Dion.Jeśli zniszczymy to wcielenie, upłyną wieki, zanim znajdzie się następny odpowiedni nosiciel.Kevin odetchnął głęboko.Spostrzegł, że ręce mu się trzęsą, więc wsunął dłonie do kieszeni dżinsów.–A co z Bogiem? Z naszym Bogiem? Co On robi? Dlaczego nic nie zrobi w tej sprawie? Czy przez cały czas modliliśmy się do fałszywego boga? Czy tylko go sobie wymyśliliśmy?Pan Holbrook pokręcił głową.–Bóg jest prawdziwy.Przynajmniej ja tak myślę.Ale myślę też, że nie możemy i nie powinniśmy liczyć na Jego pomoc.On nie wtrąca się do wojen, nie zapobiega naturalnym katastrofom, nie powstrzymuje epidemii.Z tymi problemami sami musimy sobie poradzić.I myślę, że teraz jest tak samo.Wiecie, nazywamy Dionizosa „bogiem”, podobnie jak inne „bóstwa” ze Starego Świata, i może dla nas są bogami.Nie są jednak bogami w prawdziwym sensie tego słowa.Nie są wszechmocni.Nawet w mitologii jest o tym mowa.Myślę, że to stworzenia albo istoty obdarzone mocami większymi od naszych, ale ich moc nie może się mierzyć z mocą prawdziwego boga, z mocą… no, Boga.–Więc to jakby demony.Potwory.–Tak.Po raz pierwszy, odkąd weszli do piwnicy, wszyscy zamilkli.Kevin patrzył, jak Holbrook odkłada notes na biurko.Penelope miała rację, pomyślał.Holbrook rzeczywiście jest jakiś niesamowity, jakiś tajemniczy i niepokojący.I chociaż nie wątpił, że nauczyciel jest po ich stronie, że nie należy do tamtych, czuł się z nim nieswojo tu na dole.Żałował, że nie ma z nimi jeszcze jednego dorosłego.Albo przynajmniej kogoś płci męskiej.Lubił Penelope, ale chociaż wiedział, że to seksizm, wolałby zamiast niej faceta.Pewnie kopnęłaby go w jaja, gdyby wiedziała, co myśli.Uśmiechnął się do siebie i zerknął na Penelope.Nie odwzajemniła uśmiechu, ale tym razem nie odwróciła wzroku i jej oczy powiedziały mu, że już się nie złości na niego, że wszystko w porządku.Ponownie rozejrzał się po piwnicy.Zatrzymał spojrzenie na dużej urnie, marmurowej rzeźbionej wazie, na której nimfy i satyry igrały wśród doryckich kolumn.Odwrócił się do Holbrooka, gotów zapytać o zdjęcia, artefakty, świątynię, o ten cały dziwaczny grekofilski zbiór, ale Penelope go wyprzedziła.–No więc – zaczęła, wskazując na pokój – co to wszystko znaczy?Holbrook podniósł wzrok.–To wszystko?–Te wszystkie… greckie mitologiczne rzeczy.Holbrook uśmiechnął się dumnie.–Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie.Przygotowałem się.Kevin prychnął.–Chłopie, prawdziwy z ciebie Sherlock Holmes.Penelope nie zwróciła na niego uwagi.–Pan wiedział, że ten dzień nadejdzie? W jaki sposób?–Nazwisko Diona.Semele.Dlatego zapytałem cię o nazwisko, twoje i twoich matek, i nazwę waszego wina.Semele była tebańską księżniczką, córką Kadmosa, którą pochłonąłogień, kiedy ujrzała Zeusa w całej chwale.Dionizos jest synem Zeusa i Semele.Penelope popatrzyła na niego z niedowierzaniem.–I dlatego pan przewidział, co się stanie? Przez nazwisko Diona?–Twoje nazwisko.Daneam.To anagram słowa „menada”.Penelope milczała.Widocznie sama tego nie zauważyła.–No więc? – zapytał Kevin.–To się nie wzięło znikąd.Oni się na to przygotowywali od wieków.– Zrobił przerwę.– Podobnie jak my.Kevin, coraz bardziej zaniepokojony, przysunął się do Penelope.–My?Nauczyciel się wyprostował.–Owidianie.– Popatrzył na nich z dumą.– Chronią ludzkość przed bogami.Kevin spojrzał na Penelope, ale ona wpatrywała się w Holbrooka.–Nasz zakon został pierwotnie utworzony, żeby zapobiegać wtrącaniu się bogów w sprawy ludzi.W starożytnej Grecji, za czasów bogów, ciągle gwałcili nasze kobiety, bawili się nami, wykorzystywali nas, żeby walczyć z nudą nieśmiertelności.Próbowaliśmy temu zapobiegać.–Pogromcy bogów – mruknął Kevin.–Coś w tym stylu.–Owidianie? – powtórzyła Penelope.– Od Owidiusza?–Tak.–Myślałam, że to on spisał mity i, no wie pan, zachował je dla potomności.–On był łacińskim kronikarzem bogów, ale uważał to wszystko za bzdury.Istnieliśmy już wtedy od kilkuset lat, ale nie mieliśmy nazwy.Owidiusz dyskredytował bogów, twierdził, że spisuje wymyślone bajki, że wcale nie opisuje faktycznych wydarzeń, co jeszcze bardziej osłabiło w ludziach nadwątloną już wiarę.Nazwaliśmy się na jego cześć.Nie należał do nas, ale popierał naszą sprawę.Kevin popatrzył na niego.–Znaczy, że chcieliście się pozbyć wszystkich bogów? Żaden wam się nie podobał?Holbrook pochylił się do przodu.–Oni są źli.Wszyscy.– Objął gestem fotografie na ścianach.– Ludzie myślą, że starożytni wiedli idylliczne życie w złotym wieku, że byli światłymi, inteligentnymi ludźmi i żyli sobie szczęśliwie wśród świątyń i wyroczni.Ale czy wiecie, jakich okropności dopuszczali się bogowie wobec ludzi? Oni byli panami.My byliśmy niewolnikami.I mieli się świetnie.Prosperowali naszym kosztem.Nasz zakon powstał, żeby stawić im opór
[ Pobierz całość w formacie PDF ]