[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z jakiego powodu pan tak myślał?- Zanim panu odpowiem, proszę mi wyjaśnić, dlaczego zmienił pan decyzję? W San Francisco żądał pan dostarczenia pereł do Nowego Jorku.Skąd ta zmiana na południową Kalifornię?- Odpowiedź jest prosta.W San Francisco sądziłem, że moja córka pojedzie ze mną na wschodnie wybrzeże.Plany jej jednak uległy zmianie i zamierza dłuższy czas spędzić w Pasadenie.Chcę więc złożyć perły tam w depozycie, w razie gdyby jej były potrzebne.- Miałem przyjemność poznać pańską córkę.To czarująca osoba!Madden przyjrzał mu się bystro.- Tak pan uważa?- O tak, czarująca.Przypuszczam, że teraz bawi w Denver?Madden dłuższą chwilę nie odpowiadał, nie spuszczając wzroku z Edena.Wreszcie rzekł:- Nie.Moja córka nie przebywa już w Denver.- A gdzie, jeśli wolno spytać?- Jest z wizytą u przyjaciół w Los Angeles.Na tę zaskakującą wiadomość Bob szeroko otworzył oczy.- A od jak dawna panna Madden tam przebywa? - spytał.- Chyba od wtorku - odpowiedział Madden.- Dostałem depeszę, że przyjeżdża tutaj.Ponieważ jednak z pewnych względów jej pobyt na rancho byłby obecnie niepożądany, wysłałem Thorna na stację doEldorado z poleceniem, żeby ją odwiózł do Barstow i wsadził w pociąg do Los Angeles.- Bob szybko policzył w pamięci.Odległość Barstow usprawiedliwiałaby stan licznika, ale czy była tam czerwona glina na stacji kolejowej?- I jest pan pewien, że dojechała bezpiecznie do Los Angeles?- Oczywiście.Widziałem się tam z nią w środę.A teraz, kiedy już odpowiedziałem na wszystkie pańskie pytania, proszę, niech pan powie, dlaczego zdawało się panu, że na rancho jest coś nie w porządku?- A co się stało z Philem Maydorfem Trzęsionką? - Bob zamiast odpowiedzi zaatakował Maddena.- Z kim?- Z Philem Trzęsionką, tym facetem, który podał się za McCalluma i który wygrał ode mnie w pokera czterdzieści siedem dolarów.- Pan twierdzi, że on się naprawdę nazywa Maydorf? - spytał zaciekawiony Madden.- Wiem to z całą pewnością.Miałem z nim pewną małą przygodę w San Francisco.- Jakiego rodzaju przygodę?- Zachowywał się tak, jakby miał zamiar przywłaszczyć sobie perły Phillimore’ów.Twarz Maddena znów gwałtownie poczerwieniała.- Czy nie zechciałby mi pan szerzej o tym powiedzieć?Eden opowiedział Maddenowi o zachowaniu Maydorfa w porcie, nie wspominając jednak ani słowem o powiązaniach z Louisem Wongiem.- Czemu nie wspomniał pan o tym wcześniej?- Ponieważ byłem przekonany, że pan o tym wie.I nadal mam to przekonanie.- Pan chyba nie jest przy zdrowych zmysłach!- Może.Nie o to teraz chodzi.Po prostu kiedy zobaczyłem tutaj Maydorfa, od razu doszedłem do wniosku, że coś jest nie w porządku.I dalej tak mi się wydaje.Może jednak wrócimy do początkowej koncepcji, żeby perły dostarczyć do Nowego Jorku?Madden pokręcił głową.- Nie.Postanowiłem, że je tu otrzymam, i nie zmienię decyzji.To moja sprawa.Kupiłem perły i chcę je mieć.Ma pan moje słowo, że zostaną zapłacone, a o resztę niech się pan nie martwi.- Proszę pana - podjął młody człowiek.- Nie jestem ślepy i zdaję sobie sprawę, że znalazł się pan w przykrej sytuacji.Może mógłbym w czymś pomóc?Madden zwrócił się do niego, a jego zmęczona, zatroskana twarz stanowiła aż nadto wyraźny dowód, że przypuszczenie Edena jest słuszne.- Ależ ja się z tego wygrzebię - powiedział.- Radziłem sobie w gorszych opresjach.Dziękuję panu bardzo za dobre intencje, ale proszę się o mnie nie martwić.Więc dziś o godzinie ósmej otrzymam perły.Polegam na panu.A teraz wybaczy pan, ale położę się trochę, przewiduję raczej ciężki wieczór.Gdy wychodził z pokoju, Bob długo jeszcze patrzył w ślad za nim, zaskoczony i zdezorientowany.Czy zagalopował się i powiedział zbyt dużo? A te wiadomości o Ewelinie? Czy to wszystko prawda? Czy rzeczywiście przebywa w Los Angeles? Brzmiało to prawdopodobnie - a Madden wydawał się zupełnie szczery.Panujący na pustyni upał stawał się czymś niemal dotykalnym.Bob poszedł więc za przykładem Maddena i przespał całe popołudnie.Gdy się obudził, słońce zachodziło, zbliżał się chłodny wieczór.Usłyszał, jak Gamble porusza się w łazience.Kim właściwie jest ten Gamble? Czemu ma prawo przebywać na rancho Maddena?Wszedłszy na patio spotkał Ah Kima i szeptem opowiedział mu to, co usłyszał o Ewelinie.- Thorn i profesor są już w domu - zawiadomił go detektyw.- Sprawdziłem na liczniku liczbę przejechanych mil: trzydzieści dziewięć, jak i przedtem, i trochę czerwonej gliny znów na podłodze samochodu.- Ale czasu coraz mniej - mruknął Bob.- Gdybym mógł, to bym go zatrzymał.Przy stole profesor Gamble był niezwykle uprzejmy.- Jak to miło, że pan znów jest tu z nami.Nie należy marnować okazji i gdy tylko można, oddychać tym wspaniałym pustynnym powietrzem.Jak pańskie interesy? Pomyślnie załatwione?- Oczywiście - potwierdził Bob Eden.- A pańskie?Profesor rzucił na niego szybkie spojrzenie.- Ja.no cóż.miałem bardzo udany dzień.Znalazłem szczura, którego szukałem.- To świetnie dla pana, a gorzej dla szczura - stwierdził Bob i dalej już posiłek upłynął raczej w milczeniu.Kiedy wstali od stołu, Madden zapalił cygaro i zasiadł w fotelu przy kominku.Gamble wziął do ręki jakiś ilustrowany magazyn i usiadł przy stoliku pod lampą.Thorn również znalazł sobie coś do czytania.Eden wyjął paczkę papierosów i zapaliwszy jednego, zaczął przechadzać się po pokoju.Ogromny zegar wydzwonił uroczyście godzinę siódmą i po chwili zapadła w salonie cisza niemal nie do zniesienia.Eden zatrzymał się przy radiu.- Nigdy nie zastanawiałem się nad pożytkiem tego urządzenia, dopóki tu nie przyjechałem - powiedział do Maddena.- Rozumiem teraz, że w takich warunkach nawet odczyt o glistach może wydać się ciekawy.Puścimy sobie coś przyjemnego na dobranoc?Bob otworzył radio.Ah Kim zjawił się w pokoju, by sprzątnąć ze stołu.Wkrótce rozległ się wyraźny głos spikera:- „Następny numer naszego programu wypełni Norma Fitzgerald, która obecnie występuje w musicalu w Teatrze Masona.Usłyszymy w jej wykonaniu kilka melodii z tego musicalu”.Madden pochylił się do przodu, strząsając popiół z cygara do popielniczki.Thorn i Gamble leniwie spojrzeli znad lektury.- „Witam drogich słuchaczy - odezwał się głos kobiety, z którą Bob rozmawiał nie dalej, jak w dniu wczorajszym.- Oto znowu zjawiam się przed wami i przede wszystkim pragnę podziękować moim licznym przyjaciołom za stos listów, jaki zastałam dziś w garderobie.Nie mogę, niestety, odpowiedzieć na wszystkie.Chcę jednak zawiadomić Sadie French, o ile mnie słucha, że ucieszyłam się wiadomością od niej i że na pewno ją odwiedzę.Drugim listem, jaki sprawił mi ogromną przyjemność, był list od mego dawnego przyjaciela, Jerry’ego Delaneya”.Serce Edenowi zamarło.Madden pochylił się jeszcze bardziej.Thorn otworzył szeroko usta, a oczy profesora się zwęziły.Ah Kim krzątał się przy stole w milczeniu.„Trochę się martwiłam o Jerry’ego - mówiła dalej Norma Fitzgerald - i było dla mnie miłą niespodzianką, że jest cały i zdrowy.Cieszę się na nasze rychłe spotkanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]