[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekko wskoczyła na siodło.– Skąd wzięłaś konia? – spytał Jake, gdy za moment do niej podjechał.– Pożyczyłam od pana Daviesa ze stajni.– Pochyliła się i poklepała rumaka po karku.– Pożyczyłaś? – spytał zdziwiony.– Ja musiałem kupić.Posłała mu promienny uśmiech.– Widzisz, że jako kobieta jestem całkiem niezła? Jeśli na tego Daviesa patrzyła tak jak teraz na niego, to wcale by się nie zdziwił, gdyby ten stary cap podarował jej konia.Irytowało go, że jest wypoczęta i rześka.Myślał, że wstanie sztywna i połamana, z podkrążonymi oczami, że będzie go prosiła o chwilę zwłoki.A tu nic: oczy błyszczą jak zwykle, a na policzkach wykwitły świeże rumieńce.I jak prosto trzyma się w siodle! Ale chociaż o jeden guzik wyżej powinna zapiąć koszulę, bo inaczej te cycki jej wyskoczą.Cholera!– Pospiesz się, bo zostaniesz tu! – ostrzegł.Spiął Stormy'ego ostrogami i pozostawił ją w kłębach kurzu.Mimo upływających godzin zły humor go nie opuszczał.Jechali szybko, zatrzymując się tylko, by napoić konie w mijanych strumieniach i nieco się pokrzepić.Posuwali się w kłębach kurzu.Banner nie poskarżyła się ani słowem; wpierw dałaby sobie uciąć język, niż coś takiego zrobić.Bolały ją dosłownie wszystkie mięśnie.Włosy miała przepocone pod kapeluszem.Nie mogła go zdjąć, bo chronił twarz przed prażącym słońcem.Była pewna, że piegi na nosie nabrały brunatnego koloru.Późnym popołudniem, podczas jazdy na zachód, słońce świeciło niemiłosiernie prosto w twarze.Banner modliła się o chmurę, o jedną maleńką nawet chmurkę, która by zasłoniła ten rozżarzony dysk i przyniosła choć chwilową ulgę.Niestety, niebo było nieskazitelnie niebieskie i czyste.Nawet chłopcy, którzy na skinienie Jake'a gotowi byli pójść do samego piekła, teraz niespokojnie kręcili się w siodłach.– Hej, Jake! – zawołał nagle Micah.– Ta-a?– Patrz, tam jest jakiś dom.– I co z tego?– Wyobrażam sobie, jak cudownie smakuje łyk zimnej wody.Spróbujemy?Banner gotowa była go wycałować; nawet na torturach nie przyznałaby się, że jej manierka już od dawna jest pusta.Usta i gardło miała zupełnie wyschnięte.Jake ściągnął wodze, koń stanął w miejscu, a jeździec zmrużonymi oczami przyjrzał się całemu obejściu.– W porządku.Zatrzymamy się i sprawdzimy, czy są gościnni.Chłopcy ruszyli galopem.Gdy Jake spojrzał na Banner, ta wzruszyła ramionami, jakby woda, picie i tym podobne rzeczy były jej całkowicie obojętne, potem wolno ruszyła za chłopcami.Farmer rąbał drzewo.Obejście było niezbyt bogate, ale zadbane.W niewielkiej stajni mieściło się kilka mlecznych krów, muł i koń.Za drucianym płotem chodziły kury.Tuż przy domu był dobrze utrzymany ogród, pełen fasoli, cebuli, rzepy i dyni.Farmer, widząc nadjeżdżających, odłożył siekierę, wyjął chusteczkę z kieszeni i otarł twarz.Zdjął kapelusz, powachlował nim spocone czoło, i włożył nakrycie głowy z powrotem.Wszystkie ruchy wykonywał powoli i jakby przypadkowo, ale Jake od razu zauważył dubeltówkę wiszącą na ścianie stajni, odbezpieczoną i gotową do wystrzału.Nie miał mu tego za złe, przeciwnie – obowiązkiem mężczyzny jest chronić rodzinę i dom.W tych niebezpiecznych czasach, kiedy pełno było bezrobotnych kowbojów przemierzających cały kraj w poszukiwaniu zajęcia, rabusiów napadających na pociągi, strajkujących robotników – broń była jedynym środkiem obrony.Jake z daleka chciał uspokoić farmera.– Cześć! – zawołał przyjaźnie.– Jak się macie – odrzekł zagadnięty, ale nie poszedł w ich kierunku.Czekał, aż podjadą bliżej.– Moglibyśmy dostać trochę wody?Farmer przyjrzał się im uważnie.Jake położył ręce na łęku siodła, Micah i Lee poszli za jego przykładem.Nie ruszali się.Kiedy farmer spojrzał na Banner, oczy mu zabłysły, ale zaraz zwrócił się do Jake'a.– Skąd jesteście?– Spod Larsen.Już dawno Jake nauczył się nie udzielać więcej informacji, niż było to konieczne.Im mniej wiedział jeden o drugim, tym lepiej.To była najlepsza metoda.– Jedziemy do Fort Worth kupić bydło.Pociągi nie chodzą, bo kolejarze strajkują.Farmer skinął głową uspokojony.Usłyszał o strajku od przejeżdżającego dzisiejszego ranka sąsiada.– Obsłużcie się – wskazał im koryto do pojenia i studnię.Zeskoczyli z koni i rozkulbaczyli je na chwilę.Banner musiała uważać, by jakimś grymasem nie zdradzić, jak bardzo jest obolała.Kiedy Jake, zwrócony do niej tyłem, prowadził Stormy'ego do koryta, mogła choć przez moment pomasować siedzenie.– Jak to znosisz? Goni nas.– Lee zamilkł nagle i spojrzał ponad jej ramieniem.Banner odwróciła się i zobaczyła młodą dziewczynę wychodzącą z domu.Lee chrząknął głośno, by zwrócić na nią uwagę Micaha.– Cześć – odezwała się niepewnie dziewczyna.– Jestem Norma.Chcecie się napić?– Właśnie o czymś takim marzymy – odrzekł Micah z ujmującym uśmiechem.– Chyba czytasz w moich myślach – dodał Lee.Banner patrzyła na chłopaków z nie skrywanym rozdrażnieniem.Czy zdają sobie sprawę, jakie głupie mają miny? Przecież ta Norma to nic nadzwyczajnego: ma duże, brązowe oczy, średnio uformowane piersi pod perkalową sukienką i słodki głosik.To wszystko.I to ma być powód do robienia z siebie osłów?Dziewczyna spojrzała przelotnie na Banner i zignorowała ją, natomiast chłopców zaprowadziła do studni.Jake wdał się w rozmowę na temat koni z farmerem, który był bardzo zainteresowany Stormym.Z jedną nogą opartą o koryto i zsuniętym na tył głowy kapeluszem Jake pochylił się do przodu, by dać odpocząć swym napiętym ramionom.Banner podeszła do studni i natychmiast zauważyła, że Norma z zainteresowaniem przygląda się Jake'owi.– Czyją ona jest żoną? – zapytała Norma chłopców, którzy nie spuszczali z niej wzroku.– Niczyją – roześmiał się Micah.– To moja siostra – wyjaśnił Lee zapatrzony w Normę, a szczególnie w jej wyraźnie zarysowane piersi, widoczne pod perkalową sukienką, gdy dziewczyna nachylona czerpała wodę.– Nie będziecie mieli nic przeciwko temu, że też się napiję? – Banner już od minuty stała przy studni, ale nikt na nią nie zwracał uwagi.Norma bezceremonialnie podała jej duży kubek.– A ten do kogo należy? – wskazała wzrokiem Jake'a, który przy korycie pilnował, by konie zbytnio się nie opiły.– Do mnie! – Ostry ton Banner spowodował, że Lee i Micah odwrócili się do niej ze zdziwieniem.– To mój brat – dodał Micah.– Aha! – Norma spojrzała nieprzyjaźnie na Banner.Nawet chłopcy wyczuli od razu, że dziewczyny nie darzą się sympatią.Banner niemal z rozpaczą patrzyła na swój niechlujny wygląd: miała potargane włosy, czuć ją było końskim potem.Norma natomiast miała starannie zaczesane włosy, a pachniała jak domowy świeży chleb [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •