[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Crofts ze szczerym współczuciem domyślił się, że ów uwięziony mężczyzna musi być jej mężem - kłusownikiem Timem, któremu niedawno w Tarvit grożono dubeltówką.Było to jednak przeżycie zapewne o wiele mniej stresujące niż wesoły wieczorny wypad z żoną.Tym razem Matka postanowiła zignorować Croftsa przemykającego się w ślad za Ericem i Laurą.Wdzięczność, jaką czuł z tego powodu, została jednak zmącona, kiedy usiedli i spojrzał w stronę baru.Dla odmiany napotkał teraz nieruchomy wzrok Harry’ego Mearnsa.Cóż - w tym, że Harry tej właśnie nocy był obecny w hotelu „Caledonian”, nie kryło się nic złowieszczego.Ani w obecności jego trzech towarzyszy, którzy z półlitrowymi kuflami w dłoniach spoglądali na Harleyów i na Croftsa z należnym szacunkiem robotników rolnych, spotykających swoich chlebodawców na gruncie towarzyskim.W końcu mieszkali tutaj.Mimo wszystko jednak uczucie, jakie ogarnęło Mike’a w chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały, było dość dziwne.Z byłym szefem kompanii wymienił zaledwie parę słów tuż po przyjeździe i ani razu się z nim nie spotkał, nie licząc momentów, kiedy obserwował go z daleka i z ukrycia.W przeciwnym razie musiałoby nastąpić krótkie spięcie.Mearns czuł do Croftsa niechęć, powodowaną nienawiścią do jakiejkolwiek władzy, nawet jeżeli było to tylko dowodzenie oddziałem najemników, Crofts zaś odpłacał mu pogardą, której nawet pomoc udzielona w czasie angolańskiej klęski nie była w stanie zmniejszyć.Kiedy jednak jego spojrzenie napotkało wzrok Mearnsa, Mikę zrozumiał, że pozostało już bardzo niewiele czasu.Do tej pory były to tylko przeczucia, zaledwie świadomość, że wydarzenia nieodwracalnie zmierzają do nieuniknionego rozwiązania.Obecnie doszedł jeszcze jeden dodatkowy czynnik - nieomylny sygnał widoczny w spojrzeniu Harry’ego.Był w tym spojrzeniu jakiś rodzaj satysfakcji, ale bardzo kontrolowany.Miał wyraz oczu szefa kompanii, starszego sierżanta Mearnsa, wyraz, który pojawiał się tuż przed każdym atakiem przeprowadzanym przez kolumnę „Delta”.Być może Eric również to zobaczył i zrozumiał, i poczuł z tego powodu wyrzuty sumienia.W każdym razie ponownie zaczął ostro pić, opędzając się przed delikatnymi próbami Laury, by go powstrzymać.Jego wzrok ponownie stawał się tak samo szklany jak poprzedniej nocy i znów pojawił się w nim wyraz przerażającej pustki.Około dziesiątej był już ponuro zagłębiony w sobie.Trzy porcje whisky później jego umysł przestał panować nad językiem i poczuciem rozsądku.Wybuch musiał nastąpić.Był nie do uniknięcia.Niechcący takim detonatorem stał się właśnie Mearns.Być może chodziło tu o sposób, w jaki mimowolnie co jakiś czas on i jego ludzie zerkali w stronę Harleyów.Z całą pewnością nie mieli zamiaru prowokować awantury, ale Eric nie potrzebował już żadnych pretekstów.Przez jakiś czas patrzył na całą tę czwórkę przez szkło swojej szklaneczki, aż wreszcie zmarszczył brwi.- Harry znowu nas obserwuje - mruknął nagle.I zanim zdołali go powstrzymać, wstał i zaczął machać niepewnie ręką.- Hej, chodź tu, Harry! Chodź i powiedz nam, dlaczego zawsze nas obserwujesz!Laura z przerażeniem spojrzała na Croftsa.Niektórzy ze zgromadzonego w barze tłumu zwrócili uwagę na zamieszanie i już się odwracali z niepewnymi uśmiechami na twarzach.- Widzisz Harry’ego, Mikę? - Eric wykrzywił się.- Dobrego starego sierżanta Harry’ego?- Siadaj, Eric - warknął Crofts.Nie był to czas ani miejsce na konfrontację.Harley zignorował go.Patrzył wściekle poprzez tłum na Mearnsa już nie kryjąc swych uczuć.- No chodź, Harry, i powiedz nam.A może wolisz, żebym ja to zrobił, co? Czy chciałbyś, żebym powiedział im, że nas obserwujesz dlatego, że nas nienawidzisz?Crofts zesztywniał.Mearns szedł w ich stronę z przyjaznym uśmiechem, a pozostała trójka kręciła się niezdecydowanie przy barze.To jednak nie powstrzymało Erica.Odwrócił się niedbale i powiedział do Croftsa:- Tacy już są, wiesz? Harry i jemu podobni - oni wszyscy nas nienawidzą.Nienawidzą nas nawet wtedy, kiedy nas wykorzystują.Jesteśmy spisani na straty, mój miły.Jak i inne ludziki z ideałami.Ale oczywiście Harry wie wszystko o tych małych facecikach.Jadą sobie zobaczyć „syrenkę”, a zamiast niej spotykają kumpli Har.Mearns najwyraźniej potknął się podchodząc do nich i padając całym ciężarem na Erica przerwał potok jego bełkotliwych inwektyw.Krzesło, na którym siedział Eric, poleciało w kąt sali.- Bardzo przepraszam, panie Harley - oznajmił z pełnym zakłopotania przejęciem, podnosząc Erica i otrzepując mu marynarkę.- Te moje kulasy.cholerny niezgrabiasz ze mnie.Może drinka, co? Drinki dla pana, pani Harley i tego drugiego dżentelmena.Tylko Crofts dosłyszał właściwy tekst, warknięty lodowatym szeptem.- Weź stąd tego chlapiącego ozorem sukinsyna, majorze.I to zaraz! Bo w przeciwnym razie jest już trupem.i lepiej będzie, jeżeli w to uwierzysz!Nie było czasu na dyskusje.Nie można było też poddać się początkowej pokusie i przyładować Mearnsowi, nie zważając na jego chłopaków.I tak stali się już przedmiotem zainteresowania wszystkich zgromadzonych w barze „Caledonian”.Ludzie przyglądali się im ze słabo skrywaną ciekawością.Baggo Nialls wyszedł już zza baru i nie bardzo wiedział, co ma zrobić.Laura zbladła gwałtownie.Szybko złapał Harleya za ramię.- Chodź, Eric.Pora iść.Daj mi kluczyki od rov.Ale Eric odwrócił się gwałtownie w jego stronę.Usta dygotały mu z wściekłości.- Ty? Ty jesteś nie lepszy od niego, ty dwulicowy sukinsynu! Ty i ona! Ta dziwka, moja żona.- Eric! - zawołała z przerażeniem Laura.- Nie, kochany.Proszę!Crofts poczuł, jak coś podchodzi mu do gardła - ze wstydu, z poczucia winy i.lęku.- Słuchaj, Eric, pogadamy jutro.Zanim wyjadę.- Żeby na nią poczekać! Uważasz, że tego nie zauważyłem, co, Crofts? Że nie wiem o tym, że masz zamiar się z nią spotkać po to, by ją pieprzyć jak wtedy w Jo’burgu.tę cholerną dziwkę, która chowa się za tobą!Rzucił się do przodu i uderzył Laurę.Ktoś z przyglądającego się tłumu krzyknął, widząc, jak kobieta stoi nieruchomo, pozwalając, by cios dotarł do celu.Tylko białe ślady palców, które pojawiły się na jej policzku, i lśnienie płynących ciurkiem łez świadczyły o jej cierpieniu.- Zostaw ją w spokoju! - ryknął Crofts chwytając Harleya za rękę.Nagle poczuł, jak eksploduje w nim wściekłość.Eric wrzasnął histerycznie:- Zabiję tę dziwkę! - i ponownie szarpnął się do przodu.Crofts rzucił jedno spojrzenie na Mearnsa - nawet on wyglądał w tej chwili na kompletnie zdezorientowanego - a potem schwycił Harleya, obrócił go i z całej siły popchnął.Eric machając rękami dla złapania równowagi przeleciał między rozstępującymi się w popłochu mieszkańcami Auchenzie.Michael ruszył za nim w ślepej złości.- NIEEE! - krzyknęła Laura z takim bólem, że wszyscy w sali zamarli w bezruchu: Crofts, Eric Harley i nawet Baggo Nialls, który ruszył ku nim ze stanowczym zamiarem zaprowadzenia porządku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]