[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Och, powiedzia³ to panu? — potrz¹snê³a g³ow¹.— Powiedzia³, ¿e ma pani niezwyk³y dar rozwi¹zywania spraw kryminalnych.— Nie wydaje siê to panu nieprawdopodobne? — Marple spojrza³a na niego, unosz¹cbrwi.— Rzadko siê dziwiê — odpar³ Wanstead.— Pan Rafiel by³ bardzo wnikliwym ibystrym obserwatorem.Doskonale ocenia³ ludzi.Uwa¿a³, ¿e pani posiada têumiejêtnoœæ.— Nie, nie okreœla³abym tego w ten sposób.Po prostu pewni ludzie przypominaj¹mi innych, dziêki czemu mogê przewidzieæ podobieñstwo w ich zachowaniu.Jeœlipan myœli, ¿e wiem, co tu robiê, to myli siê pan.— Bardziej przez przypadek, ni¿ wed³ug planu — rzek³ Wanstead — znaleŸliœmy siêtutaj, aby przedyskutowaæ pewne sprawy.Nikt nas nie mo¿e pods³uchaæ anipodejrzeæ.Nie ma w pobli¿u okna ani balkonu.Jednym s³owem: mo¿emy mówiæ.— Chcia³am tylko zaznaczyæ, ¿e zupe³nie nie wiem, gdzie jestem, co robiê idlaczego.O co chodzi³o panu Rafielowi?— Myœlê, ¿e chcia³, aby pani rozwa¿y³a pewne fakty i wyci¹gnê³a wnioskiobiektywnie, bez opinii innych.— A wiêc pan równie¿ mi nie pomo¿e! — zirytowa³a siê Marple.— S¹ pewnegranice!— Owszem — Wanstead uœmiechn¹³ siê nagle.— Zgadzam siê z pani¹ i musimyniektóre z tych granic przekroczyæ.Przedstawiê kilka faktów, które rozjaœni¹pani ciemnoœci.Mam nadziejê, ¿e pani rozjaœni moje.— W¹tpiê — rzek³a Marple.— Jedynie kilka wskazówek, ale to nie s¹ fakty.— W takim razie… — zacz¹³ Wanstead i urwa³.— Na mi³oœæ bosk¹! Niech pan mówi! — zniecierpliwi³a siê Marple.12.NARADA— Nie zamierzam siê rozwlekaæ.Wyt³umaczê pani krótko, jak siê tu znalaz³em.Odczasu do czasu dzia³am jako tajny doradca Ministerstwa Spraw Wewnêtrznych.Mamrównie¿ powi¹zania z pewnymi instytucjami, które zajmuj¹ siê organizowaniemmieszkania, wy¿ywienia dla skazanych kryminalistów, znajduj¹cych siê pod ichopiek¹ przez okreœlony czas, w zale¿noœci od wieku.Niektórzy s¹ kierowani dospecjalnie wyznaczonych miejsc odosobnienia.Czy wyra¿am siê wystarczaj¹cojasno?— Tak, proszê mówiæ dalej.— Natychmiast po dokonaniu przestêpstwa jestem wzywany na konsultacje,dotycz¹ce dalszego postêpowania z przestêpc¹.Nie bêdê opowiada³ o tymszczegó³owo, bo i tak niewiele to pani da.Czasami jestem wzywany przezdyrektora instytucji do specjalnego przypadku.I tak by³o teraz.Dyrektor, aw³aœciwie komendant, odpowiedzialny za wiêŸniów czy te¿ pacjentów, jak paniwoli, okaza³ siê byæ moim znajomym.Zna³em go doœæ d³ugo, ale nie ³¹czy³y nasza¿y³e stosunki.Opowiedzia³ mi o k³opotach dotycz¹cych jednego z wiêŸniów, codo którego mia³ pewne w¹tpliwoœci.M³ody ch³opak, a w³aœciwie by³ m³odymch³opakiem.Minê³o ju¿ kilka dobrych lat, gdy tam trafi³.Obecny komendantzwróci³ na niego uwagê.Bardzo siê nim przej¹³.Ten ch³opak przez ca³¹ m³odoœæŸle siê prowadzi³.To osobnik o ograniczonej odpowiedzialnoœci.M³ody bandyta,diabelskie nasienie, ró¿nie to mo¿na okreœliæ.Z pewnoœci¹, typ kryminalisty.Nale¿a³ do gangu, napada³ na ludzi, krad³ i malwersowa³, dopuszcza³ siê ró¿negorodzaju oszustw.Syn, którego nie chcia³by mieæ ¿aden ojciec…— Teraz rozumiem — wtr¹ci³a Marple.— Co pani rozumie?— Mówi pan o synu pana Rafiela?— Zgadza siê.Co pani o nim wie?— Nic.S³ysza³am tylko, wczoraj zreszt¹, ¿e pan Rafiel mia³ syna przestêpcêlub, delikatnie mówi¹c, niepoprawnego syna, z przesz³oœci¹ kryminaln¹.Tylko too nim wiem.Czy to jedyny jego syn?— Tak, ale mia³ jeszcze dwie córki.M³odsza zmar³a w wieku czternastu lat, astarsza szczêœliwie wysz³a za m¹¿, ale nie mia³a dzieci.— To bardzo smutne.— Mo¿liwe.Gdy nic nie wiadomo.Jego ¿ona zmar³a m³odo i pewnie to bardzo nimwstrz¹snê³o, chocia¿ nigdy tego nie okazywa³.Nie wiem, jak bardzo oddany by³swoim dzieciom, ale dba³ o nie, robi³, co móg³.Nie znam jego prawdziwychuczuæ.Wiem, ¿e nie by³ ³atwym cz³owiekiem.Wydawa³o siê, ¿e ca³e jego ¿yciepolega³o na robieniu pieniêdzy.Uwielbia³ nie pieni¹dze, ale pomna¿anie ichnowymi, nieoczekiwanymi sposobami.Niewiele myœla³ o innych sprawach.Myœlê, ¿erobi³ dla syna wszystko, co by³o mo¿liwe.Wyci¹ga³ go z k³opotów w szkole,zatrudnia³ dla niego adwokatów w ró¿nych sprawach s¹dowych.A¿ wreszcienadesz³o ostatnie uderzenie, którego mo¿na siê by³o spodziewaæ.Ch³opak zosta³postawiony przed sadem i skazany na karê wiêzienia za napaœæ i gwa³t na m³odejdziewczynie.Karê z³agodzono ze wzglêdu na jego m³ody wiek.PóŸniej oskar¿onogo o znacznie gorsze przestêpstwo.— Morderstwo, tak? — spyta³a Marple.— S³ysza³am o tym.— Podstêpnie wyci¹gn¹³ dziewczynê z domu, udusi³, a twarz zmasakrowa³,prawdopodobnie, aby unikn¹æ rozpoznania jej to¿samoœci.Cia³o odnaleziono jakiœczas potem.— Niezbyt przyjemny sposób za³atwiania sprawy — powiedzia³a Marple g³osemzdegustowanej starszej pani.— Okreœla to pani w ten sposób?— Tak to czujê.Nie lubiê tego rodzaju spraw i nigdy nie lubi³am.Jeœlioczekuje pan, ¿e bêdê mu wspó³czu³a, t³umaczy³a nieszczêœliwym dzieciñstwem,z³ym œrodowiskiem, to myli siê pan.Nie lubiê z³ych ludzi, czyni¹cych z³o.— Cieszê siê, ¿e pani tak uwa¿a.Nawet nie zdaje sobie pani sprawy, jak bardzocierpiê, kiedy podczas mojej pracy musze wys³uchiwaæ ludzi ¿al¹cych siê naspo³eczeñstwo, zwalaj¹cych wszystko na przesz³oœæ.Gdyby ludzie wiedzieli, ileosób przesz³o przez ¿ycie pe³ne okrucieñstwa i tak zwane, z³e œrodowisko i mimowszystko nie poddali siê jego wp³ywowi, nie tak ³atwo przyjmowaliby ten punktwidzenia.Nale¿y wspó³czuæ tym nieprzystosowanym, tak jak wspó³czuje siêepileptykowi.Mo¿na ich t³umaczyæ genami, z którymi siê urodzili i nie maja nadnimi kontroli… jeœli pani wie coœ o genach.— Mniej wiêcej.— Komendant, cz³owiek z doœwiadczeniem, dok³adnie wyjaœni³ mi, dlaczego zale¿ymu na mojej opinii.Wed³ug niego ch³opak… nie by³ morderc¹.Nie nale¿a³ do tegorodzaju ludzi, nie pasowa³ do ¿adnego znanego mu typu mordercy.Uwa¿a³, ¿ech³opak nigdy nie odzyska równowagi bez wzglêdu na rodzaj reedukacji.Czu³bardzo mocno, ¿e werdykt sêdziowski by³ nies³uszny.Nie wierzy³, ¿e ch³opakudusi³ dziewczynê, zmasakrowa³ twarz i wrzuci³ do rowu.Po prostu nie by³ wstanie tego zrozumieæ.Przegl¹da³ akta sprawy, które jasno dowodzi³y jego winy.Ch³opak zna³ dziewczynê i czêsto widywano go w jej towarzystwie.Prawdopodobniemieli ze sob¹ intymne stosunki.Zosta³ rozpoznany przez s¹siadów.Ca³kiemczysta sprawa.Ale komendant nie by³ przekonany o jego winie.To mê¿czyzna obardzo silnym poczuciu sprawiedliwoœci.Zna³ ju¿ stanowisko policji,potrzebowa³ opinii kogoœ innego, bieg³ego psychologa.To moja specjalnoœæ.Poprosi³ wiec, abym zobaczy³ siê z ch³opakiem, porozmawia³ z nim i wyda³fachow¹ opiniê.— Bardzo interesuj¹ce — powiedzia³a Marple.— Naprawdê, bardzo interesuj¹ce.Pañski znajomy, komendant, to cz³owiek doœwiadczony, który kochasprawiedliwoœæ.Przypuszczam, ¿e zgodzi³ siê pan.— Tak — przytakn¹³ Wanstead.— Bardzo siê zaanga¿owa³em.Podszed³em do sprawy zró¿nych stron.Rozmawia³em z ch³opakiem, przestudiowa³em wiele rozwi¹zañprawnych.Rozmawia³em z nim jako przyjaciel, ale tak¿e jako wróg.Chcia³em zobaczyæ, jakreaguje.Przeprowadzi³em te¿ wiele standardowych testów.S¹ to szczegó³ytechniczne, wiêc nie bêdê ich pani wyjaœnia³.— I do jakich wniosków pan doszed³?— No có¿, przyzna³em racjê mojemu znajomemu.Nie uwa¿am, aby Michael móg³ byæzabójc¹.— A co z wczeœniejszym przypadkiem, o którym pan wspomina³?— To go oczywiœcie obci¹¿a³o.£awnicy nic o tym nie wiedzieli, a¿ do chwiliog³oszenia wyroku.Sêdzia jednak wiedzia³ wszystko i to mog³o mieæ wp³yw narodzaj wydanego wyroku.Zrobi³em ma³y wywiad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]