[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Całkiem niezły materiał.— Protokół jest sfałszowany.Sprawia wraŜenie bardzo waŜnego, ale został dokładnieprzeredagowany dla zmylenia twoich przełoŜonych.— Przekazywanie fałszywych dokumentów moŜe mi nie wyjść na dobre.— Spokojnie — odparł grubas.— Jutro o tej samej porze agent KGB otrzyma te samemateriały.KGB uzna je za prawdziwe.PoniewaŜ ty przekaŜesz swoje informacje odwadzieścia cztery godziny wcześniej niŜ oni, urośniesz w oczach admirała Słojuka.— Bardzo sprytnie — stwierdził Marganin.— Masz jeszcze coś?— To nasze poŜegnanie — mruknął grubas.— PoŜegnanie.?— JuŜ wystarczająco długo byłem twoją skrzynką kontaktową.Zbyt długo.ObecniezagraŜałoby to naszemu bezpieczeństwu.Twojemu i mojemu.— Kto się będzie ze mną kontaktował?— W dalszym ciągu mieszkasz w koszarach marynarki? — odpowiedział grubaspytaniem na pytanie.— Koszary pozostaną moim domem.Nie chcę wzbudzać podejrzeń wystawnym trybemŜycia i luksusowym mieszkaniem jak Prewłow.Dalej będę prowadził spartańską egzystencjęna miarę pensji, jaką wypłaca mi radziecka marynarka.— Dobrze.JuŜ wyznaczono mojego następcę.Jest nim ordynans, który sprząta kwateryoficerskie w twoich koszarach.— Będzie mi ciebie brakowało, staruszku — powoli rzekł Marganin.— Mnie ciebie lównieŜ.Na dłuŜszą chwilę zapadło milczenie.Potem grubas odezwał się po raz ostatni.— Niech cię Bóg błogosławi, Harry — powiedział przyciszonym głosem.Kiedy Marganin poskładał i odłoŜył gazetę, grubasa juŜ nie było.82.— Mamy wylądować tam, po prawej stronie — powiedział pilot helikoptera.— Usiądęna tamtym pastwisku, tuŜ za drogą prowadzącą na cmentarz.Sandecker spojrzał w okno.Był szary, pochmurny ranek i niŜej połoŜone terenyniewielkiej wioski pokrywała mgła.Między nielicznymi zabudowaniami o osobliwymwyglądzie biegła pusta droga, obramowana po obu stronach malowniczym kamiennymmurkiem.Admirał zesztywniał, kiedy pilot w głębokim skręcie mijał wieŜę kościoła.Sandecker spojrzał na siedzącego obok Donnera, który patrzył prosto przed siebie.Miejsce koło pilota zajmował Sid Koplin.Mineraloga wezwano powtórnie, by wykonał swojeostatnie zadanie dla Sekcji Meta, gdyŜ Herb Lusky jeszcze nie mógł odbyć takiej podróŜy zewzględu na stan zdrowia.Sandecker poczuł lekki wstrząs, kiedy helikopter dotknął płozami ziemi.W chwilępóźniej pilot wyłączył silnik i łopatki wirnika przestały się obracać.— Jesteśmy na miejscu, panie admirale — powiedział.W nagłej ciszy, jaka zapanowała po locie, jego głos wydał się zbyt donośny.Sandecker skinął głową i wysiadł bocznymi drzwiami.Pitt juŜ na niego czekał ipodszedł z wyciągniętą ręką.— Witaj w Southby, admirale — powiedział z uśmiechem.Sandecker równieŜ się uśmiechnął, ściskając dłoń Pitta, ale minę miał powaŜną.— Następnym razem, kiedy znikniesz nie zawiadamiając mnieo swoich zamiarach, to cię wywalę.Pitt udał obraŜonego, odwrócił się i przywitał Donnera.— Mel, miło cię widzieć.— Ja teŜ się cieszę — odparł Donner serdecznym tonem.— Chyba juŜ znasz SidaKoplina.— Przypadkowo się poznaliśmy — rzekł Pitt, pokazując zęby w uśmiechu — aleoficjalnie nigdy nie byliśmy sobie przedstawieni.Koplin uścisnął dłoń Pitta obiema rękami.Ledwie przypominał człowieka, którego Pittznalazł umierającego w śniegu na Nowej Ziemi, Miał bystre spojrzenie i mocny uścisk.— Było moim najgorętszym pragnieniem, Ŝeby pana spotkać i osobiście podziękowaćza uratowanie mi Ŝycia — powiedział głosem pełnym wzruszenia.— Cieszę się, Ŝe widzę pana w dobrym zdrowiu — wymamrotał zaŜenowany Pitt, bonic innego nie przyszło mu do głowy.Sandecker nie mógł się nadziwić, widząc jego zakłopotanie.Nigdy nie przypuszczał, ŜedoŜyje dnia, kiedy Dirk Pitt stanie się skromny.Wybawił swojego podwładnego, biorąc gopod ramię i prowadząc w stronę wiejskiego kościółka.— Mam nadzieję, Ŝe wiesz, co robisz — powiedział.— Anglicy krzywo patrzą na ludziz kolonii, którzy rozkopują im cmentarze.— Wystarczyło, Ŝe nasz prezydent zadzwonił bezpośrednio do ich premiera, by uniknąćbiurokratycznych formalności przy ekshumacji — wtrącił Donner.— Sądzę, Ŝe ten kłopot się opłaci — rzekł Pitt.ZbliŜyli się do drogi i przeszli na jej drugą stronę.Potem przez starą bramę z kutegoŜelaza dotarli na cmentarz otaczający kościół parafialny.Jakiś czas szli w milczeniu, czytającnapisy na zmurszałych nagrobkach.Sandecker skinął ręką w stronę niewielkiej wioski.— To tak daleko od utartych szlaków.Jak tu trafiłeś?— Czysty przypadek — odparł Pitt.— Kiedy ruszałem śladem górników z Koloradodrogą, którą przebyli po opuszczeniu Aberdeen, nie miałem pojęcia, co wspólnego moŜe miećz tym wszystkim Southby.O ile pamiętasz, ostatnie zdanie w dzienniku Brewstera brzmiało:„Jak bardzo chciałbym wrócić do Southby", a według relacji komandora Bigalowa Brewsterprzed zamknięciem się w skarbcu „Titanica" powiedział: „Chwała Bogu za Southby".Dlamnie jedyną wskazówką, w dodatku niepewną, było to, Ŝe Southby brzmiało z angielska,starałem się więc jak najdokładniej trzymać trasy, którą przebyli górnicy w drodze doSouthampton.—.kierując się ich nagrobkami — dokończył za niego Donner.— SłuŜyły mi za znaki drogowe — potwierdził Pitt.— Kierowałem się nimi oraz tym,Ŝe Brewster zapisał w swoim dzienniku miejsca i daty śmierci górników, z wyjątkiem AlvinaCoultera i Vernona Halla.Miejsce spoczynku Coultera do dziś pozostaje tajemnicą, ale hallleŜy tutaj, na tym wiejskim cmentarzu w Southby.— Które znalazłeś na mapie.— Nie, bo wioska jest tak mała, Ŝe nie wymienia jej nawet „Przewodnik turystyczny"Michelina.Jadąc główną drogą, przypadkowo zauwaŜyłem stare, zapomniane, odręczniewypisane ogłoszenie, w którym jakiś rolnik z Southby informował, Ŝe ma mleczną krowę nasprzedaŜ, i podawał, jak tam naleŜy dojechać: trzy kilometry na wschód następną polną drogą.W ten sposób znalazłem brakujący element układanki.Dalej szli w milczeniu, kierując się w stronę miejsca, gdzie stali trzej męŜczyźni.Dwóch z nich miało na sobie zwykłe robocze ubrania miejscowych wieśniaków, trzecim byłwiejski konstabl w mundurze.Pitt dokonał krótkiej prezentacji, a potem Donner uroczyściewręczył konstablowi zezwolenie na ekshumację.Wszyscy wpatrywali się w grób
[ Pobierz całość w formacie PDF ]