[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Bo¿e, wybaw mnie z tej pod³ej przygody.Nie, nie, tak nie wolno mówiæ doNiego.Ojcze nasz, któryœ jest w niebie.On to s³ysza³ ju¿ setki tysiêcy razy i znowu us³yszy tysiac razy dzi­siejszejnocy.— Co mówi siê do Niego, kiedy potrzebuje siê pomocy?.Proszê Ciê, Bo¿e, spraw, ¿eby mnie ktoœ zauwa¿y³, ¿eby ktoœ do­strzeg³ mojetrójkatne manewry i wys³a³ mi do pomocy pasterza do bez­piecznego ladowania.Pomó¿ mi, a ja przyrzekam.Có¿ ja Mu mogê takiego przyrzec? On mnie nie potrzebuje.a ja, który Go terazproszê o pomoc, nie zwraca³em na Niego uwagi przez tyle lat.On ju¿ chyba omnie zapomnia³.Kiedy mój zegarek wskaza³, ¿e jestem od siedemdziesiêciu dwóch minut wpowietrzu, wiedzia³em ju¿ na pewno, ¿e nikt siê nie zjawi na ratunek.Ig³akompasu wcia¿ wêdrowa³a po tarczy bez ³adu i sk³adu, a wskazówki innychmartwych instrumentów sta³y na zerze.Na wysokoœciomierzu odczyta³em dwatysiace metrów, a wiêc w czasie manewrów straci³em tysiac metrów wysokoœci.Aleto nie mia³o ¿adnego znaczenia.WskaŸnik zbiornika paliwa pokazywa³ jedna ósmazbiornika — a wiêc iloœæ wystarczajaca na jakieœ dziesiêæ minut lotu.Poczu³em,jak roœnie we mnie wœciek³oœæ, rozpacz i beznadziejnoœæ.Zacza³em krzyczeæ dog³uchego mikrofonu:— Wy, g³upie sukinsyny, dlaczego nie patrzycie na ekrany radarów?! Dlaczegonikt mnie na nich nie widzi? Pewnie wszyscy jesteœcie ju¿ zalani i zupe³nieniezdolni do spe³niania waszych obowiazków! O, Bo¿e, dlaczego mnie nikt nies³yszy?.Wkrótce jednak moja wœciek³oœæ zaczê³a wygasaæ i po prostu becza­³em bezsilniejak ma³e dziecko.Po piêciu minutach wiedzia³em ju¿ na pewno, ¿e zginê tej nocy.I rzecz dziwna —nie czu³em strachu.Po prostu bezbrze¿ny smutek.¯al, ¿e nie dokona³em wielurzeczy, nie zobaczê ró¿nych miejsc, nie spotkam wielu ludzi.To nie jestdobrze, to nie jest zabawnie umieraæ, kiedy ma siê dwadzieœcia lat, kiedy siêjeszcze w³aœciwie nic nie prze¿y³o.Najgorsza jest nie sama œmieræ, aleœwiadomoœæ nie spe³nionego ¿ycia.Przez szybê z pleksiglasu widaæ by³o ksiê¿yc chylacy siê ku horyzon­towispowitemu w gêsta, bia³a mg³ê.Jeszcze dwie minuty i nocne niebo utonie wca³kowitej ciemnoœci.A w kilka chwil póŸniej bêdê musia³ wy­skoczyæ zespadochronem z ginacego samolotu, zanim przechyli siê do ostatniego nurkowegolotu nad Morze Pó³nocne.Po godzinie i ja umrê, a moje sztywne, zamarzniêtecia³o, okryte jaskrawo¿Ã³³ta kamizelka ra­townicza, pop³ynie bezradnie w dal.Skierowa³em lewe skrzyd³o wampira ku ksiê¿ycowi, aby nakreœliæ ostatni bokostatniego trójkata.Pode mna, pod koñcówka skrzyd³a, równo na linii ksiê¿yca czarna smuga przeciê³abiel mgielnej pow³oki.Przez sekundê przypuszcza³em, ¿e jest to mój w³asnycieñ, ale ksiê¿yc by³ przede mna, wiêc mój cieñ musia³ byæ za mna.By³ to wiêcchyba inny samolot, lecacy bli¿ej pow³oki mg³y i utrzymujacy ten sam co jakurs, tyle ¿e o pó³tora kilometra ni¿ej.¯eby nie straciæ z oczu lecacego pode mna samolotu, utrzymywa³em siê na ³uku.To samo robi³ tamten, a¿ obydwaj zatoczyliœmy pe³ne ko³o.Dopiero wtedyzrozumia³em, dlaczego on lecia³ ni¿ej i nie wspina³ siê na mój poziom, abyzajaæ miejsce w szyku, koñcówka swojego skrzyd³a przy moim.Ten samolot by³bowiem znacznie wolniejszy od mojego i nie potrafi³by utrzymaæ szyku, gdybyznalaz³ siê obok mnie.Goraczkowo sta­ra³em siê wierzyæ, ¿e nie jest toprzypadkowo przelatujaca maszyna, która za chwilê zniknie w ³awicy mg³y.Przesuna³em lewarek gazu i zacza³em opuszczaæ siê w jego stronê, zataczajacidentyczny ³uk.Na wysokoœci pó³tora tysiaca metrów zorientowa³em siê, i¿ nadallecê zbyt szybko.Nie mog³em jednak bardziej zmniejszyæ obrotów silnika, bo.mog³em straciæ panowanie nad wampirem i spowodowaæ jego spadanie.Ale po to,¿eby jednak zwolniæ lot, wypuœci³em hamulec powietrzny.Kiedy hamulce ze­tknê³ysiê ze strumieniem powietrza zmniejszajac jego szybkoœæ do 500 kilometrów nagodzinê, wampir zadygota³.Wtedy tamten zacza³ podnosiæ siê w moim kierunku, w stronê mo­jego lewegoskrzyd³a.Coraz wyraŸniej widzia³em na tle bia³ego ca³unu mg³y jego czarnasylwetkê, a¿ w koñcu znalaz³ siê tu¿ obok, nie dalej ni¿ trzydzieœci metrów odmego skrzyd³a.Razem wyrównaliœmy kieru­nek lotu, ko³yszac siê w usi³owaniuutrzymania szyku.Ksiê¿yc mia³em po prawej stronie, wiêc cieñ mojego samolotuzaciera³ kszta³ty tamtego.Dostrzeg³em jednak¿e dwa œmig³a na jego przodzie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •