[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Pojadê do niego sam.A wy siê tu bawcie.Nawiasem mówi¹c, œniadanie by³o œwietne.Produkty w lodów­ce okaza³y siênajwy¿szej jakoœci.Jason dojad³ pierwsz¹ kanapkê, wzi¹³ serwetkê i napisa³ naniej: „Czytanie myœli na razie odpada”.Meta zabra³a mu d³ugopis iod­powiedzia³a w ten sam sposób: „No to od razu zabijmy tego gada”.Przysz³akolej na Dolly.Dopisa³a pod s³owami Mety: „Zgadzam siê i popieram”.No proszê, ju¿ jej wróci³o poczucie humoru! z zadowoleniem pomyœla³ Jason.Poœniadaniu zapali³ papierosa, zgniót³ zapisan¹ serwetkê i spa­li³ j¹ wpopielniczce.Wszyscy troje uœmiechnêli siê jak spiskowcy.Humory mieliœwietne.W nocy by³a burza z ulewnym deszczem, a teraz znowu œwieci­³o s³oñce.Pachnia³o œwie¿oœci¹ i kwitn¹cymi drzewami, których ga³êzie zagl¹da³y prosto wotwarte okna.- Wiem, Jasonie, ¿e masz do mnie wiele pytañ.Ale pos³uchaj najpierw, co mam cido powiedzenia.Morgan chodzi³ po swoim ogromnym gabinecie w pó³nocnym skrzydle królewskiegopa³acu i pyka³ fajkê.- Lubiê Metê, to œwietna kobieta.Wszystko jedno, czy pracuje z nami, czywojuje.Z tej dziewczyny.ma na imiê Dolly, prawda?.te¿ chyba bêd¹ ludzie.Ale musimy porozmawiaæ o wa¿nych spra­wach, takich, które obchodz¹ tylkomê¿czyzn.Tak jest u nas przyjê­te.Chyba ju¿ zrozumia³eœ, ¿e flibustierskieprawo zabrania nam siê ¿eniæ.Na Jamajce jest du¿o kobiet, które nie nale¿¹ donikogo.Mo¿emy sypiaæ co noc z inn¹ przez tydzieñ, nawet rok, ale niepowinniœmy mieæ kobiety na sta³e.Je¿eli flibustier postanowi zwi¹­zaæ siê zjedn¹ kobiet¹, przestaje byæ flibustierem.Nie zabij¹ go za to; po prostustanie siê bukanierem, witalierem czy nawet prywatie­rem, je¿eli nagle zachcemu siê uprawiaæ ziemiê i hodowaæ byd³o.Ale nawet witalierzy i bukanierzy,odlatuj¹c w kosmos, zostawiaj¹ swoje ¿ony tutaj.Dla kobiet nie ma miejsca nastatku.- A Madame Cin? - nie móg³ siê powstrzymaæ Jason.- Madame Cin to wyj¹tek.To nie jest zwyk³a kobieta - zawaha³ siê Morgan.- Tochyba nawet nie jest stuprocentowa kobieta.Mê¿­czyŸni interesuj¹ j¹ tylkowtedy, kiedy ich torturuje i zabija.Zaspo­kaja siê wtedy.- Zaspokaja siê? W jakim sensie? - Jason postanowi³ to wyja­œniæ.na wszelkiwypadek.- W ka¿dym sensie - rozwia³ Morgan jego w¹tpliwoœci.- Ale jest fantastycznymwojownikiem i dlatego j¹ zabieramy.Nie dopusz­czamy jej jednak do œcis³egokierownictwa.Kobiety nie powinny staæ przy sterze.Taka jest prawda, Bóg miœwiadkiem.To wszystko.Teraz mo¿esz zadawaæ pytania.- Pytanie pierwsze - zacz¹³ Jason.- Co masz zamiar robiæ dalej? Nicnadzwyczajnego.Trochê odpoczniemy i z nowymi si³ami ruszymy do ataku.Devisju¿ opracowa³ ciekaw¹ trasê.Karaccoli zaproponowa³ inny wariant.pewn¹bogat¹ i Ÿle zabezpieczon¹ pla­netkê.Na razie myœlimy, dyskutujemy.- Œwietnie - pochwali³ Jason.- Ale chyba mnie nie zrozumia­³eœ.Pyta³em, cozamierzamy zrobiæ wspólnie.- Dobrze ciê zrozumia³em, przyjacielu.Ale chyba nie chcesz razem ze mn¹rabowaæ statków towarowych i wykañczaæ naszych braci na s³abo rozwiniêtychplanetach.Przecie¿ to ciê nudzi, dobrze mówiê? No w³aœnie.Sam wymyœl, czymsiê zaj¹æ.Spacerowaæ brze­giem morza mog³eœ na Darkhanie.- Wiêc w ten sposób stawiasz sprawê?- Jasne.I nie ma po co siê spieszyæ, przyjacielu.Rozejrzê siê za zdobycz¹,wrócê, a ty przez ten czas bêdziesz myœla³.Dobry pomys³ trzeba d³ugo hodowaæ.- Zgadzam siê, ale pamiêtaj, ¿e do hodowli dobrych pomys³Ã³w niezbêdne s¹odpowiednie warunki.- Co masz na myœli? - szarpn¹³ siê Morgan.- Nie rozumiesz? Nie jestem ³amaczem koœci, tylko cz³owie­kiem twórczym.Niemogê pracowaæ, kiedy mnie ca³y czas szpiegu­j¹ i pods³uchuj¹ ka¿de zdanie przeztê idiotyczn¹ bransoletkê.- Oj, Jasonie, Jasonie - Morgan mówi³ teraz spokojnie.- nie warto obra¿aæ siêo takie drobiazgi.To nie jest inwigilacja, to po prostu ochrona.Wszystko dlatwojego bezpieczeñstwa.A pods³uch? Có¿, sam rozumiesz, cenimy ka¿de twojes³owo.A je¿eli nagle po­wiesz coœ genialnego i potem zapomnisz? A my bêdziemymieli to wszystko zapisane.Jason uœmiechn¹³ siê z szacunkiem, jakby nie mia³ ochoty siê sprzeczaæ.Zarazpotem wysun¹³ ultimatum.- Jak sobie chcesz - powiedzia³.- Wzruszaj¹ca jest twoja tro­ska o mnie.Jestem gotów s³u¿yæ twojej planecie, ale tylko jako pro­sty wojownik.Flibustierem nie mogê zostaæ, skoro jestem ¿onaty.Móg³bym byæ witalierem, czyjak im tam.bukanierem?- Zaraz, zaraz - ockn¹³ siê Morgan.- Czy ty bra³eœ œlub koœcielny?- Nie, a bo co?- No to mo¿na powiedzieæ, ¿e nie jesteœ ¿onaty.- Przepraszam ciê, Henry.Czujê siê ¿onaty, a Meta nie jest dziw­k¹.Waszepanienki te¿ mnie nie interesuj¹, wiêc.- Ale¿ nie o tym mówiê! Chcia³bym, ¿ebyœcie siê pobrali u nas w koœciele.- O, to ciekawa propozycja! - zdziwi³ siê Jason.Zastanowiê siê.Ale jeszczenie odpowiedzia³eœ na moje pytanie, Henry.- Po prostu czasem g³oœno myœlê - prostodusznie wyt³umaczy³ Morgan.- Chocia¿tu nie ma siê nad czym zastanawiaæ.Muszê przy­j¹æ twoje warunki.Bardzopotrzebujê nowych pomys³Ã³w.- W porz¹dku - zgodzi³ siê Jason.- Za to ja potrzebujê pomys³Ã³w starych.Rozumiesz? Muszê wiedzieæ o was jak najwiêcej.Nie intere­suj¹ renie tajnesystemy sterownicze, ale chcê siê dowiedzieæ, jak do­szliœcie do takiegopoziomu ¿ycia.I to dok³adnie.Muszê poznaæ wasze techniczne, gospodarcze iwojskowe mo¿liwoœci.Inaczej bêdê wymy­œla³ nierealne projekty albo, jak to siêmówi, wynajdywa³ rower.- Jaki rower? - nie zrozumia³ Morgan ku radoœci Jasona.- To taki œrodek transportu na dwóch ko³ach, bez silnika, z na­pêdem no¿nym.Wymyœlono go bardzo dawno temu, wiêc by³oby bez sensu wymyœlaæ go jeszcze raz.Wystarczy wiedzieæ, ¿e by³ taki wynalazek.Krótko mówi¹c, potrzebujê dostêpu dowaszych archi­wów - zakoñczy³ Jason.Morgan uœmiechn¹³ siê ze smutkiem.- Jakie archiwa mog¹ mieæ bandyci? Pomyœl tylko.Wyrzucamy z pamiêci komputerówna statkach nawet trasy ostatnich lotów.Ni­gdzie nie zapisujemy prawdziwychimion tych, którzy wchodz¹ do naszej spo³ecznoœci i staj¹ siê flibustierami.Flibustierzy u¿ywaj¹ starych rytualnych przezwisk, które wed³ug legendypochodz¹ jesz­cze ze Starej Ziemi.- Stop! - zdecydowanie powiedzia³ Jason.- Kto nadaje wam te przezwiska? Czyprzypadkiem nie kap³ani?- Oczywiœcie, ¿e oni.Wyszukuj¹ je w staro¿ytnych ksi¹¿kach.- Je¿eli dobrzerozumiem, kap³ani to zazwyczaj byli piraci, któ­rzy znaleŸli tutaj spokojn¹pracê.- Owszem - zgodzi³ siê Morgan.- Najczêœciej, s¹ to bukanierzy, którzyprzestali wojowaæ ze wzglêdu na kontuzje czy inne problemy.- A sk¹d maj¹ testaro¿ytne ksi¹¿ki? Czy¿by ukradli je podczas gwiezdnych bijatyk? - Jasonpoczu³ siê tak, jakby prowadzi³ prawdziwe przes³ucha­nie.Bardzo dobrze musz³o.- Dlaczego zaraz ukradli? - obrazi³ siê Morgan.W dawnych czasach na Jamajceby³o du¿o staro¿ytnych ksi¹¿ek, ale czyta³ je tutaj tylko jeden cz³owiek.Dopiero potem sta³y siê obowi¹zkowe we wszystkich koœcio³ach.- Jak siê nazywa³ ten cz³owiek? - Stary Sus [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •