[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z miasta S³oñce nadalpozostawa³o niewidoczne, a ogl¹dane w wizjofonie by³o maleñk¹ ¿Ã³³t¹ iskr¹.Wygl¹da³o jak ³uk wêglowy, widziany przez system optyczny ustawiony nanieskoñczonoæ.Ale by³o to bezsprzecznie ojczyste s³oñce.Patrz¹cy na nie Amalfi poczu³ nagledziwny ucisk w gardle.W tej chwili Czapla VI mknê³a przez centrum Galaktyki,gdzie ze wzglêdu na maskuj¹ce ob³oki gwiezdnego py³u, nie by³o widocznego zZiemi zagêszczenia gwiazd.Pêdz¹ca planeta zostawi³a za sob¹ w³anie jedn¹ ztakich mg³awic czerni, w której ka¿de s³oñce zdawa³o siê zjaw¹, a ka¿deszczêliwe jego ominiêcie - cudem.Przed ni¹ otwiera³o siê przeciwleg³e ramiêDrogi Mlecznej, a w nim ten jeden zdumiewaj¹cy wiat.Amalfi zupe³nie nie móg³ zrozumieæ, dlaczego unosz¹ca siê daleko przed nim wwizjofonie maleñka, niczym nie ró¿ni¹ca siê od innych iskierka przyprawia go otak nieznone szczypanie i wilgotnienie oczu.D¿ungla zd¹¿y³a ju¿ siê prawie zupe³nie zatrzymaæ, zmniejszaj¹c szybkoæ dowielkoci odpowiedniej dla lotu miêdzyplanetarnego i w dalszym ci¹gu j¹wytracaj¹c.Po up³ywie nastêpnych dziesiêciu minut prêdkoæ miast w stosunku doS³oñca spad³a do zera i kamery trutnia znów pokaza³y Amalfiemu co, co widzia³tylko raz w ca³ym swoim ¿yciu - Saturna.Dla burmistrza, przywyk³ego do myleniakategoriami odleg³oci miêdzygwiezdnych, planeta zdawa³a siê unosiæ nawyci¹gniêcie rêki.¯aden ziemski astronom amator korzystaj¹cy z nowego, niepewnego i Ÿleustawionego teleskopu nie móg³ patrzeæ na tê upiercienion¹ planetê bardziejzdumionymi oczyma.Amalfi w pierwszej chwili po prostu os³upia³.To, cozobaczy³, by³o nie tylko niewiarygodnie piêkne, ale tak¿e absolutnieniemo¿liwe.Gazowy gigant ze sztywnymi piercieniami! A do tego z kr¹¿¹c¹ wokó³niego jeszcze jak¹ inn¹ planet¹ o rednicy co najmniej trzech tysiêcy mil -oczywicie oprócz normalnej rodziny satelitów, wielkoci¹ dorównuj¹cych CzapliVI.Po co w ogóle opuszcza³ kiedykolwiek system s³oneczny, skoro tu¿ pod bokiemrodzinnej planety istnia³ wiat tak nies³ychanie anomalny?Pik.- Zak³adajcie obóz - poleci³ Król.- Zatrzymamy siê tutaj na jaki czas.Psiakrew! Wy tam, u podstawy sto¿ka, ci¹gle w³azicie nam na plecy.Musimy siêtutaj zatrzymaæ! Czy to nigdy do was nie dotrze?- Wytracamy szybkoæ w zupe³nym porz¹dku, Budapeszt.To ten nowy skrobie wammarchewki.Wygl¹da na to, ¿e ma jakie k³opoty.Diagnoza wydawa³a siê trafna.Ogromny kulisty obiekt oddzieli³ siê wyraŸnie odtrzonu formacji i znajdowa³ siê w tej chwili ju¿ daleko w przodzie, zbli¿aj¹csiê prawie do czubka sto¿ka.Ca³a kula dr¿a³a lekko podczas tego wy³amywaniasiê z szyku i co jaki czas matowia³a, jakby pod wp³ywem nag³ej iniekontrolowanej polaryzacji.- Po³¹czcie siê z nim i zapytajcie, czy nie potrzebuje jakiej pomocy.A resztana orbity!Amalfi bez namys³u warkn¹³:- O'Brien, czas!- Zgodny z planem, proszê pana.- Sk¹d bêdê wiedzia³, kiedy ten dr¹¿ek zacznie dzia³aæ?- On ju¿ dzia³a, panie burmistrzu - odpar³ pilot.- Ojcowie Miasta wy³¹czylisiê natychmiast po dotkniêciu go przez pana.Us³yszy pan sygna³ ostrzegaj¹cy napiêæ minut przed wejciem naszego hamowania w g³êboki fragment krzywizny, apotem co pó³ sekundy, dopóki z niej nie wyjdziemy.Przez dwie i pó³ sekundy odostatniego "bip" wszystko w pana rêku.A potem dr¹¿ek zostanie od³¹czony istery przejm¹ z powrotem Ojcowie Miasta.Pik.- Admirale MacMillan, czy ma pan zamiar w ogóle podj¹æ jak¹ akcjê? Jeli tak, tochcia³bym wiedzieæ jak¹?Nowy g³os dochodz¹cy z diraka wzbudzi³ w Amalfim natychmiastow¹ antypatiê.By³monotonny, nosowy i tak wyprany z wszelkich emocji, ¿e do z³udzenia przypomina³g³os generatora mowy.Ludzka by³a w nim tylko nieuchwytna nuta faryzeuszostwazabarwionego kropelk¹ Angst*.Amalfi mia³ nieodparte wra¿enie, ¿e w czasierozmowy jego w³aciciel nigdy nie patrzy swemu rozmówcy w twarz.Z ca³¹ pewnoci¹cz³owiek ten nie móg³ znajdowaæ siê na powierzchni ziemi i szukaæ wzrokiem naniebie nadci¹gaj¹cych petentów.Natomiast niemal na pewno ju¿ doæ dawno temuzaszy³ siê bezpiecznie gdzie w g³êbokim schronie.- W tej chwili ¿adnych, ekscelencjo - odpar³ g³Ã³wnodowodz¹cy ziemskiej policji.- Zatrzymali siê i s¹ chyba sk³onni okazaæ rozs¹dek.Poleci³em komandorowiEisensteinowi, by czuwa³ nad zachowaniem ca³kowitego porz¹dku w ich obozie.- Admirale, te miasta z³ama³y prawo.Znalaz³y siê tutaj wbrew zakazowizbli¿ania siê do Ziemi, a ju¿ sama wielkoæ ich zgromadzenia jest ciê¿kimprzestêpstwem.Czy jest pan tego \wiadom?- Tak, panie prezydencie - odpar³ MacMillan g³osem pe³nym najwy¿szego szacunku.- Je¿eli ¿yczy pan sobie, ¿ebym nakaza³ jakie aresztowania.- Nie, nie, nie.Nie mo¿emy przecie¿ aresztowaæ ca³ej tej bandy lataj¹cychtrampów.Tu trzeba rodków odpowiednich i stanowczych, admirale.Tym ludziomnale¿y daæ lekcjê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]