[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z przyjemnoœci¹ odwo³a³aby wszystko, co sama powiedzia³a o k³usownikach istra¿niku.Nie mia³a najmniejszych w¹tpliwoœci, ¿e Tereska s³usznie wnioskuje iw pogodnym plenerze k³êbi siê wokó³ nich jakaœ krew w ¿y³ach mro¿¹ca zagadka.Niczego nie pragnê³a bardziej, ni¿ trzymaæ siê od niej z daleka.- Jak to chcesz odgadywaæ, na litoœæ bosk¹?! I w ogóle, po co ci to?! Co ciê toobchodzi?! Co zamierzasz zrobiæ?!- Nic na razie.Najrozs¹dniej bêdzie spokojnie poczekaæ.Poszukaæ nastêpnychkamieni i postêpowaæ tak samo jak dotychczas.Zobaczyæ, co z tego wyniknie, aewentualnie podejrzeæ, co on zrobi i co wygrzebie.A zastanowiæ siê potem, jakju¿ bêdziemy mia³y wiêcej materia³u do przemyœlenia.Pospieszmy siê, bo mamyma³o czasu.Okrêtka, która ju¿ dozna³a ulgi na myœl, ¿e w³aœciwie nic nie ulegnie zmianie,zaniepokoi³a siê na nowo.Tereska wydawa³a siê nieco zniecierpliwiona i jakby zlekka rozgor¹czkowana.- Dlaczego mamy ma³o czasu? Co bêdziemy robiæ?- Jak to co, przecie¿ dzisiaj odp³ywamy.Bêdziemy szukaæ nowego miejsca nanocleg.Okrêtka stanê³a jak wryta.- Na litoœæ bosk¹! Dlaczego?!!!Tereska zdziwi³a siê tak, ¿e a¿ wylaz³a z malin, ¿eby spojrzeæ na przyjació³kê.- No przecie¿ sama chcia³aœ! Sama siê upiera³aœ, ¿eby odp³yn¹æ, skoro tenarystokrata siê tu pêta! ¯eby siê od niego odczepiæ!- Ale ju¿ siê nie upieram.Tu jest bardzo dobrze.I je¿eli ju¿ raz rozwali³ namte kamienie, to mo¿e drugi raz nie przyjdzie.Wcale nie wiem, czy jest sensodje¿d¿aæ.- Oczywiœcie, ¿e jest sens, i oczywiœcie, ¿e on tu drugi raz nie przyjdzie.Je¿eli mamy podpatrzyæ, co wygrzebuje, musimy rzecz jasna poszukaæ nastêpnychkamieni! Specjalnie zu¿ytkujê je na kuchniê, nawet jeœli siê kompletnie niebêd¹ nadawa³y.Tu siê ju¿ nic nie zdarzy, trzeba jechaæ dalej.- Wcale nie chcê go podpatrywaæ i wcale nie chcê, ¿eby siê cokolwiek zdarza³o -wyjêcza³a Okrêtka cichutko, z g³ow¹ w malinach.- Na diab³a mi ten zakopanytrup czy syn trupa, czy wszystko jedno co! Tu jest lepiej ni¿ w domu.- Co tam mamroczesz? - spyta³a Tereska niecierpliwie.- Mówisz do ziemi, nicnie s³yszê.- Mówiê, ¿e co ciê pcha, za dobrze ci tu by³o? Takie idealne miejsce i wreszcieprzesta³am siê baæ arystokraty, i co ty widzisz w tym b³¹kaniu siê pozakazach.- Mia³yœmy p³yn¹æ na po³udnie!- Co ty widzisz w tym po³udniu?!Tereska spojrza³a na ni¹ dziwnie i nie odpowiadaj¹c wlaz³a g³êbiej w g¹szcz.Tofakt, pcha³o j¹ na po³udnie.Nie wiadomo dok³adnie co, doœæ, ¿e j¹ pcha³o.Natê¿enie pchania wzmog³o siê bardzo wyraŸnie od wczoraj, ale przecie¿ widokp³yn¹cego na po³udnie m³odego cz³owieka nie móg³ mieæ z tym ¿adnego zwi¹zku! Wtamtej stronie by³y lasy, wielkie lasy, a nie jakieœ tam nêdzne zagajniki;by³y, s¹dz¹c z mapy, jakieœ skomplikowane i rozcz³onkowane jeziora, by³yŒniardwy i zachwalana przez Janeczkê leœniczówka, i w ogóle by³o jakoœ bardziejinteresuj¹co.Tu ju¿ wszystko pozna³y, obejrza³y i nie mia³y nic do roboty, tamzaœ mog³o je spotkaæ coœ nowego.Nieznanego.Niespodziewanego.W³aœciwie tammog³o je spotkaæ wszystko.Na niejasn¹ i mglist¹ myœl o tym wszystkim czu³ami³e pikniêcia w sercu i pchanie urasta³o do rozmiarów i si³y tr¹bypowietrznej.- Nie zamierzasz chyba ograniczyæ siê do obejrzenia tego ma³ego, parszywegokawa³ka kraju? - powiedzia³a z nagan¹ wypl¹tuj¹c g³owê z malin.- Uwa¿am, ¿e popierwsze, trzeba zobaczyæ coœ wiêcej, a po drugie, te hrabiowskie kamieniezaczynaj¹ mnie ciekawiæ.Tam s¹ lasy, chcia³aœ mieæ las.Wraca³y z garnkami pe³nymi malin, k³Ã³c¹c siê za¿arcie i wzajemnie przekonuj¹c oca³kowitej odwrotnoœci tego, co twierdzi³y poprzedniego dnia.Si³a argumentówTereski by³a wiêksza, potêga pchania, niemaj¹cego ¿adnego zwi¹zku z m³odymcz³owiekiem na kajaczku, zwyciê¿y³a.Okrêtka upiera³a siê coraz s³abiej iniemrawiej.- No dobrze - rzek³a w koñcu zrezygnowana.- Ale tam s¹ kana³y, widaæ na mapie,du¿o ich jest i to musimy przep³yn¹æ jednym ci¹giem.Wiêc po pierwsze, musimywyp³yn¹æ bardzo rano, ¿eby mieæ czas, a dziœ ju¿ za póŸno, i po drugie, by³obydobrze mieæ ¿agiel.Uwa¿am nawet, ¿e ¿agiel jest konieczny.Mnie siê wydaje, ¿ewiatr pcha w tamt¹ stronê.Niech ju¿ bêdzie ta moja nocna koszula.- W porz¹dku - zgodzi³a siê Tereska.- Wobec tego bierzemy siê do roboty.Nocna koszula Okrêtki jednak¿e ocala³a.Za pomoc¹ sznurków, drutów, gwoŸdzi iolbrzymiego wysi³ku umys³owego Tereska wykona³a konstrukcjê wrêcz unikaln¹.Namaszcie z suchej sosenki wisia³ na sznurku poprzeczny dr¹g, do dr¹gaprzymocowana by³a p³achta, taki¿ dr¹g trzyma³ p³achtê u do³u.Na koñcachdolnego dr¹ga uwi¹zane by³y sznurki tak d³ugie, ¿e siêga³y a¿ do rufy.Przyodziaæ ow¹ konstrukcjê w nocn¹ koszulê by³o bardzo ³atwo, ale nic poza tym,nocna koszula bowiem z w³asnej inicjatywy nie chcia³a siê rozpoœcieraæ.Zbiega³a siê w œrodku, wysmykiwa³a spod sznurków i nale¿a³o przyczepiæ j¹ nakoñcach porz¹dniej.Okrêtka kategorycznie zaprotestowa³a przeciwko przybijaniurêkawów gwoŸdziami, Tereska zu¿y³a zatem na ¿agiel swoje przeœcierad³ok¹pielowe w kolorze jaskrawoniebieskim.GwoŸdzie wbi³a bez ¿alu, nadzwyczajniezaciekawiona, co te¿ z tego wszystkiego razem wyniknie.Maszt trzyma³ siê doskonale, poza innymi umocnieniami bowiem przywalony by³ iobetkany czêœci¹ baga¿u, przynale¿n¹ do dziobu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]