[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maggie zaczê³a spadaæ ku rosn¹cej zb³yskawiczn¹ szybkoœci¹, zamarzniêtej równinie.- Libera me, Domine, de morte aeterna!Mimo to spada³a nadal do piek³a i nic nie wskazywa³o na to, ¿e ktoœ zechce j¹uratowaæ.Nagle tu¿ ko³o niej przelecia³a ogromna skrzydlata istota, przypominaj¹cawielkiego metalowego smoka o naje¿onej kolcami g³owie.Jej cia³o owion¹³ ciep³ypodmuch.- Salue me, fons pietatis! - zawo³a³a, rozpoznawszy go.Wcale siê nie zdziwi³a,¿e to w³aœnie on siê pojawi³, Orêdownik, pêdz¹cy z piek³a ku ogniu p³on¹cemu wmniejszych, wewnêtrznych krêgach.Ze wszystkich stron otoczy³y j¹ ró¿nokolorowe œwiat³a.Nieco zdezorientowanazwróci³a siê ku temu, które by³o najbli¿ej, czerwonemu i nieco przyæmionemu,ale zamar³a w bezruchu, tkniêta nag³¹ myœl¹: To nie ten kolor! Powinna siêrozgl¹daæ za czystym, bia³ym œwiat³em, odpowiednim ³onem do tego, ¿ebypowtórnie przyjœæ na œwiat.Poszybowa³a w górê, niesiona ciep³ym podmuchempozostawionym przez Orêdownika, i czerwone, przyæmione œwiate³ko znik³o woddali, natomiast po prawej dostrzeg³a inne, mocne i jaskrawo¿Ã³³te.Najszybciej, jak mog³a, skierowa³a siê w tamt¹ stronê.Ból w piersi wyraŸnie zel¿a³; w³aœciwie ca³e cia³o odczuwa³a w jakiœ dziwny,niewyraŸny sposób.Dziêki ci za ul¿enie mi w cierpieniu, wyszepta³a bezg³oœnie.Doceniam to.Widzia³am go, pomyœla³a.Widzia³am Orêdownika.Dziêki niemu mamszansê na ocalenie.ProwadŸ mnie, poprosi³a w duchu.Wska¿ mi w³aœciwe œwiat³o.DoprowadŸ mnie do powtórnych narodzin.Pojawi³o siê czyste bia³e œwiat³o.Natychmiast zwróci³a siê w jego kierunku, acoœ pomog³o jej lekkim pchniêciem.Gniewasz siê na mnie? - zapyta³a w myœlach,zwracaj¹c siê do gigantycznej, pulsuj¹cej istoty.Maggie wci¹¿ s³ysza³apowodowany przez ni¹ ³oskot, ale wiedzia³a, ¿e teraz nie jest ju¿ przeznaczonywy³¹cznie dla jej uszu; bêdzie trwa³ wiecznie, bo znajdowa³ siê poza czasem, odsamego pocz¹tku, od zawsze.Przestrzeñ tak¿e przesta³a istnieæ.Wszystkosprawia³o wra¿enie, jakby istnia³o jedynie w dwóch wymiarach, p³askie iœciœniête, niczym silne, lecz bezkszta³tne postaci narysowane przez dzieckoalbo jakiegoœ prymitywnego twórcê.Nasycone jaskrawymi barwami, ale zupe³niep³askie.i wzruszaj¹ce.— Mors stupebit et natura - powiedzia³a.- Cum resurget creatura, judicantiresponsura.Dudnienie przycich³o.Uzyska³am przebaczenie, przemknê³o jej przez myœl.Orêdownik niesie mnie ku w³aœciwemu œwiat³u.Zbli¿a³a siê coraz bardziej do bia³ego, oœlepiaj¹cego blasku, od czasu do czasuwypowiadaj¹c na g³os pobo¿ne ³aciñskie sentencje.Ból znikn¹³ bez œladu, a onaprzesta³a cokolwiek wa¿yæ.Jej cia³o nie istnia³o ju¿ ani w czasie, aniprzestrzeni.O rety, pomyœla³a.Œwietna sprawa.£up, ³up, ³up, têtni³a Centralna Istota, ale ju¿ nie dla niej.Teraz pulsowanieby³o przeznaczone dla innych.Dla Maggie Walsh nadszed³ Dzieñ Ostatniego Pos³uchania - nadszed³ i min¹³.Zosta³a os¹dzona i zapad³ korzystny dla niej wyrok.Teraz oczekiwa³aca³kowitej, nieprzerwanej radoœci, lec¹c ku w³aœciwemu œwiat³u jak æma wœródp³on¹cych novych.- Nie chcia³em jej zabiæ.- wykrztusi³ Ignatz Thugg, wpatruj¹c siê w cia³oMaggie Walsh.- Nie wiedzia³em, co ona chce zrobiæ.Sz³a prosto na mnie,myœla³em, ¿e zamierza zabraæ mi pistolet.- Wycelowa³ oskar¿ycielsko palec wGlena Belsnora.- A on powiedzia³, ¿e pistolet nie jest nabity.- Ma pan racjê, chcia³a panu zabraæ broñ - powiedzia³ Russell.- Skoro tak, to znaczy, ¿e mia³em racjê.Na chwilê zapad³o milczenie.- Nie oddam pistoletu - oœwiadczy³ wreszcie Thugg.Babble skin¹³ g³ow¹.- Masz racjê.Zatrzymaj go, a my zobaczymy, ilu niewinnych ludzi jeszczezabijesz.- Nie chcia³em jej zabiæ - powtórzy³ Thugg, kieruj¹c broñ w stronê doktoraBabble'a.- Jeszcze nigdy nikogo nie zabi³em.Kto chce wzi¹æ pistolet? -Potoczy³ doko³a dzikim spojrzeniem.- Zrobi³em to samo co Belsnor, ani mniej,ani wiêcej.Jesteœmy tacy sami, on i ja.Jemu na pewno go nie oddam.-Oddychaj¹c chrapliwie, œciska³ w rêku broñ i wpatrywa³ siê w nich wyba³uszonymioczami.Belsnor podszed³ do Setha Morleya.- Musimy mu go zabraæ - powiedzia³.- Wiem - odpar³ Seth Morley.¯aden pomys³ nie chcia³ mu przyjœæ do g³owy.Je¿eli Thugg poci¹gn¹³ za spust tylko dlatego, ¿e ktoœ - w dodatku kobieta! -podszed³ do niego, czytaj¹c na g³os Ksiêgê, to znaczy, ¿e jest gotów skorzystaæz pierwszego lepszego pretekstu, ¿eby ich wszystkich powystrzelaæ.Nie ulega³o najmniejszej w¹tpliwoœci, ¿e Thugg jest stuprocentowym wariatem.Zabi³ Maggie Walsh, bo chcia³ to zrobiæ.Seth dopiero teraz zrozumia³ coœ, codo tej pory wcale nie by³o dla niego takie oczywiste: Belsnor zabi³ wbrewswojej woli, natomiast Thugg zrobi³ to dla przyjemnoœci.To du¿a ró¿nica.Ze strony Belsnora nic im nie grozi³o - przynajmniej dopóty,dopóki któremuœ z nich nie przyjdzie ochota go zaatakowaæ.Wtedy Belsnoroczywiœcie strzeli, ale je¿eli nie zostanie sprowokowany.- Nie rób tego - szepnê³a mu do ucha Mary.- Musimy odzyskaæ pistolet - odpar³ Seth Morley.-To moja wina, ¿e teraz on goma.Pozwoli³em, ¿eby mi go zabra³.- Wyci¹gn¹³ rêkê do Thugga.- Oddaj mi broñ- powiedzia³ i zadr¿a³ ze strachu.Jego cia³o przygotowywa³o siê na œmieræ.Rozdzia³ dwunastyNiezamê¿na ciotka Roberty Rockingham sk³ada jej wizytê.- On pana zabije - rzek³ Russell który tak¿e zbli¿y³ siê do Thugga.Pozostaliprzygl¹dali siê rozwojowi sytuacji.- Musimy mieæ ten pistolet - doda³ Russell,po czym zwróci³ siê do Morleya: - Przypuszczam, ¿e zd¹¿y zabiæ tylko jednego znas.Znam ten typ pistoletu: nie mo¿na z niego strzelaæ zbyt szybko.Naciœniespust tylko raz, nie wiêcej.- Odszed³ kilka kroków w bok, ¿eby znaleŸæ siê zdrugiej strony Ignatza.- Dobra, Thugg - powiedzia³ i wyci¹gn¹³ rêkê.Thugg odwróci³ siê niepewnie w jego stronê.Seth Morley natychmiast zrobi³ kroknaprzód
[ Pobierz całość w formacie PDF ]