[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Popatrzy³a na zegar.- Do mnie wychodzi, poniewa¿ chce porozmawiaæ; ja opowiadam jej rozmaiterzeczy.Pewnie, ze wola³abym zabraæ j¹ na górê do sypialni, ale to nie by³oby wporz¹dku.Na ganku zabrzmia³ odg³os czyichœ kroków.Wymienili zlêknione spojrzenia.Larry, chrz¹kaj¹c, otworzy³ frontowe drzwi.Postawi³ swoj¹ walizkê i zdj¹³kapelusz.Wtedy jego wzrok po raz pierwszy spocz¹³ na Bobie.- Chambers.A niech mnie diabli.– Zmru¿y³ oczy.– Co ty tutaj robisz? –Wszed³ do jadalni.Doris bezradnie otuli³a siê szlafrokiem i zrobi³a krok doty³u.- Ja – zacz¹³ Bob.– To znaczy, my.– Urwa³, zerkaj¹c na Doris.Od stronyzegara dobieg³ szum.Kuku³ka ha³aœliwie zaczê³a oznajmiaæ godzinê.Larry ruszy³w jej kierunku.- Ucisz to cholerstwo – rzuci³.Pogrozi³ zegarowi piêœci¹.Kuku³ka zamilk³agwa³townie i wróci³a do œrodka.Drzwi zatrzasnê³y siê.– Teraz lepiej.–Przeniós³ wzrok na stoj¹cych w milczeniu Doris i Boba.- Przyszed³em, aby obejrzeæ zegar – odrzek³ Bob.– Doris mówi³a, ¿e to rzadkiokaz, no i.- Bzdura.Sam go kupi³em.– Larry natar³ na niego.– Wynoœ siê st¹d.–Popatrzy³ na Doris.– Ty równie¿.I zabieraj ten swój zegar.Umilk³, tr¹c rêk¹ podbródek.- Albo nie.Zegar zostanie tutaj.Nale¿y do mnie; zap³aci³em za niego.W ci¹gu kilku tygodni, które nast¹pi³y po odejœciu Doris, jego stosunki zzegarem zaostrzy³y siê jeszcze bardziej.Przede wszystkim kuku³ka przezwiêkszoœæ czasu nie wychyla³a dzioba ze œrodka, niekiedy nawet o dwunastej,kiedy teoretycznie powinna byæ najbardziej zajêta.A gdy wreszcie postanowi³awyjœæ, kuka³a raz b¹dŸ dwa razy, nigdy nie przestrzegaj¹c w³aœciwej godziny.Poza tym w jej g³osie dŸwiêcza³a ponura, niezachêcaj¹ca nuta, zgrzytliwyodg³os, który napawa³ Larry’ego niepokojem i odrobin¹ z³oœci.Jednak pamiêta³ o nakrêcaniu zegara, gdy¿ panuj¹ca w domu cisza, nie zm¹conaniczyim tupotem, paplanin¹ czy stukaniem upuszczanych na pod³ogê przedmiotów,dzia³a³a mu na nerwy.Uspokaja³ go nawet miarowy szum zegara.Lecz nie znosi³ kuku³ki.I czasami do niej mówi³.- S³uchaj – powiedzia³ pewnego wieczora do zamkniêtych drzwiczek.– Wiem, ¿emnie s³yszysz.Powinienem oddaæ ciê Niemcom – do Szwarcwaldu.– Chodzi³ tam i zpowrotem.– ciekawe, co robi¹ w tej chwili tamci dwoje.Ten m³ody punk zeswoimi ksi¹¿kami i antykami.Mê¿czyzna nie powinien interesowaæ siê antykami;to dobre dla kobiet.Zacisn¹³ zêby.- Nie mam racji?Zegar milcza³.Larry stan¹³ na wprost niego.- Nie mam racji? – powtórzy³ z naciskiem.– Czy nie masz nic do powiedzenia?Popatrzy³ na tarczê zegara.Dochodzi³a jedenasta.- Dobrze.Poczekam do jedenastej.Wtedy pos³uchamy, co masz do powiedzenia.Odkiedy odesz³a, nie jesteœ zbyt rozmowna.– Uœmiechn¹³ siê krzywo.– A mo¿e bezniej ci siê tu nie podoba.– Sposêpnia³.– Tak czy inaczej, zap³aci³em zaciebie i masz wychodziæ bez wzglêdu na to, czy tego chcesz, czy nie.S³ysza³aœ?W oddali, na skraju miasta, zegar na wie¿y sennie wybi³ jedenast¹.Aledrzwiczki ani drgnê³y.Up³ynê³a minuta, a kuku³ka nie da³a znaku ¿ycia.Trwa³agdzieœ w g³êbi zegara, za swoimi drzwiami, daleka i milcz¹ca.- Doskonale, jak sobie chcesz – mrukn¹³ Larry, wykrzywiaj¹c usta.– Ale to niew porz¹dku.To twój obowi¹zek.Wszyscy nie raz robimy to, czego nie lubimy.Powlók³ siê do kuchni i otworzy³ wielk¹, b³yszcz¹c¹ lodówkê.Nie przestaj¹cmyœleæ o zegarze, nala³ sobie drinka.Nie ulega³o w¹tpliwoœci, ¿e kuku³ka powinna wyjœæ, niewa¿ne, czy jest Doris,czy jej nie ma.Od pocz¹tku przypad³y sobie do gustu.I niezmiernie siê lubi³y.Przypuszczalnie polubi³a równie¿ Boba – pewnie przyjrza³a mu siê wystarczaj¹codobrze, aby móc go poznaæ.By³oby im wszystkim dobrze ze sob¹ – Bobowi, Dorisoraz kuku³ce.Larry dopi³ drinka.Otworzy³ szufladê pod zlewem i wyj¹³ z niej m³otek.Ostro¿nie zaniós³ go do jadalni.Od strony wisz¹cego na œcianie zegaradochodzi³o spokojne tykanie.- Zobacz – powiedzia³, wymachuj¹c m³otkiem.– Widzisz, co tu mam? Wiesz, comam zamiar z tym zrobiæ? Najpierw porachujê siê z tob¹.– Uœmiechn¹³ siê.–Wszyscy troje jesteœcie niez³ymi ptaszkami.Pokój odpowiedzia³ mu cisz¹.- Wychodzisz? Czy sam mam ciê wydostaæ?Zegar wyda³ z siebie lekki, brzêcz¹cy odg³os.- S³yszê ciê.Przez ostatnie trzy tygodnie nazbiera³o ci siê sporo rzeczy dopowiedzenia.Jak s¹dzê, jesteœ mi winien.Drzwi otworzy³y siê.Ze œrodka wypad³a kuku³ka, celuj¹c wprost w niego.W tymczasie Larry ze zmarszczonymi brwiami w zamyœleniu spogl¹da³ na pod³ogê.Podniós³ wzrok i ptak dziobn¹³ go prosto w oko.Run¹³ na dó³ razem z m³otkiem i krzes³em i z og³uszaj¹cym ³omotem uderzy³ opod³ogê.Kuku³ka przez chwilê trwa³a bez ruchu ze sztywno wyprê¿onym cia³em.Nastêpnie ponownie schroni³a siê w zaciszu zegara.Drzwi za ni¹ siê zamknê³y.Mê¿czyzna le¿a³ rozci¹gniêty groteskowo na pod³odze, z przekrzywion¹ na bokg³ow¹.W pokoju panowa³ ca³kowity bezruch.Oprócz tykania zegara ciszy niem¹ci³ ¿aden dŸwiêk.- Rozumiem – odrzek³a Doris z twarz¹ œci¹gniêt¹ napiêciem.Bob uspokajaj¹cymgestem otoczy³ j¹ ramieniem.- Doktorze – powiedzia³ Bob.– Czy móg³bym pana o coœ zapytaæ?- Naturalnie – odpar³ lekarz.- Czy rzeczywiœcie tak ³atwo skrêciæ sobie kark, spadaj¹c z tak niedu¿egokrzes³a? Wysokoœæ wcale nie by³a znaczna.Zastanawiam siê, czy to istotnie by³wypadek.Czy istnieje prawdopodobieñstwo, aby.- Samobójstwo? – Lekarz poskroba³ siê w podbródek.– Nigdy nie s³ysza³em, abyktokolwiek pope³ni³ samobójstwo w taki sposób.Jestem ca³kowicie przekonany, ¿eto by³ wypadek.- Nie mia³em na myœli samobójstwa – mrukn¹³ pod nosem Bob, zerkaj¹c na zegarœcienny.– Mia³em na myœli coœ innego.Ale nikt go nie us³ysza³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]