[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobra, Andy.Idziemy na kawê do Starbucksa.Zobaczmy, mo¿e uda nam siêrozszyfrowaæ tych, którzy za mn¹ chodz¹.W³o¿y³ w³Ã³kienko do zatrzasku walizki, a potem roz³o¿y³ pod drzwia­mi cieniutkikawa³ek przezroczystego plastiku, tak ¿e ktoœ, kto wszed³by do pokoju, musia³bynañ nast¹piæ.Powiesi³ na klamce tabliczkê z napi­sem Nie przeszkadzaæ iposzli.Na dó³ zjechali wind¹.Mo¿na tu wyjœæ przez kuchniê? - spyta³ w holu.Na pewno.Sprz¹tacz polerowa³ klamki i wy³o¿one marmurem œciany w korytarzu ³¹cz¹cymwindy z holem.¯ylasty, o poci¹g³ej twarzy, bystrych czarnych oczach,bladobr¹zowej cerze i opadaj¹cych w¹sach, wyró¿nia³ siê wœród innychChiñczyków, nie wspominaj¹c ju¿ o krêc¹cych siê w holu Euro­pejczykach.Pracowa³ bez s³owa, ze spuszczon¹ g³ow¹, pozornie skupio­ny na tym, co robi³,lecz widzia³ wszystko i wszystkich.Po wyjœciu z windy chudy, wysoki Chiñczyk i wysoki, dobrze zbudo­wanyobcokrajowiec przystanêli, ¿eby zamieniæ ze sob¹ kilka s³Ã³w.Zbyt oddalony,¿eby pods³uchaæ ich cich¹ rozmowê, poleruj¹c mosiê¿ny œwiecz­nik, sprz¹taczotaksowa³ obcokrajowca wprawnym okiem.Smuk³y, wy­sportowany, co najmniej metrosiemdziesi¹t wzrostu, szerokie bary, po­tê¿na pierœ, zaczesane do ty³u w³osy,przystojna twarz, jasne, inteligentne, niebieskie oczy, po amerykañsku skrojonyszary garnitur.W sumie nie by³o w nim nic niezwyk³ego, ale nie ulega³ow¹tpliwoœci, ¿e nosi siê jak wojskowy, poza tym przylecia³ tu z Tajwanu wraz zdoktorem Liangiem Tianningiem i jego kolegami naukowcami.Chudy Chiñczyk z wysokim obcokrajowcem skrêcili i ruszyli w stronê drzwi dokuchni.Gdy za nimi zniknêli, sprz¹tacz zebra³ swoje rzeczy i szybko wyszed³ naruchliw¹Nanjing Dong Lu, jeden z najwiêkszych na œwiecie pasa¿y handlowych.Przedzieraj¹c siê przez t³umy kupuj¹cych i chmary tr¹bi¹cych klaksonamipojazdów, potruchta³ w kierunku d³ugie­go ci¹gu sklepów.Zanim dotar³ dopierwszego skrzy¿owania, przystan¹³ naprzeciwko bocznej alejki biegn¹cej wzd³u¿hotelu.Widzia³ stamt¹d zarówno boczne, jak i g³Ã³wne wejœcie, którym przed chwil¹wyszed³.Zawsze istnia³a mo¿liwoœæ, ¿e tamci go zauwa¿yli, i to, ¿e skrêcili dokuchni, mog³o byæ tylko zmy³k¹.Z hotelu nie wyszed³ ani jeden, ani drugi, ale sprz¹tacz zauwa¿y³ coœ innego.Nie tylko on obserwowa³ hotel i okolicê.W czarnym samocho­dzie, który niemalzatarasowa³ w¹ski chodnik przed obrotowymi drzwia­mi, rozjarzy³y siê iprzygas³y ogniki dwóch papierosów.Biuro Bezpie­czeñstwa Publicznego, budz¹cagrozê chiñska policja i wywiad.Nikt inny nie pozwoli³by sobie na tak¹arogancjê.D³ugo przygl¹da³ siê samochodowi.Gdy przeniós³ wzrok na boczn¹ alejkê,Amerykanin i chudy Chiñczyk pêdzili ju¿ w stronê granatowego volkswagenaparkuj¹cego przodem do skrzy¿owania z pasa¿em.Sprz¹­tacz wmiesza³ siê w sun¹cychodnikiem t³um.Prawe ko³a volkswagena sta³y tu¿ przy œcianie.Chiñczyk otworzy³ drzwiczki,Amerykanin zaœ rozejrza³ siê czujnie, jakby w ka¿dej chwili ktoœ móg³ ichnapaœæ.Wskoczyli do œrodka, samochód w³¹czy³ siê do ruchu i skrêci³ w kierunkupasa¿u dla pieszych, który ci¹gn¹³ siê a¿ do Bundu.Ruch ko³owy by³ tamzabroniony.Sprz¹tacz nie traci³ czasu i przenikliwie zagwizda³.Kilka sekund póŸniejpodjecha³ do niego zdezelowany land-rover.Sprz¹tacz rzuci³ swoje rzeczy natylne siedzenie i wskoczy³ na fotel obok kierowcy, mê¿czyzny o skórza-stejbr¹zowawej cerze i okr¹g³ych oczach, bardzo podobnych do jego oczu.Gdy kierowca spyta³ go o coœ w jêzyku, który nie by³ ani chiñskim, ani ¿adnymjêzykiem europejskim, sprz¹tacz odpowiedzia³ mu w tym samym dialekcie,wskazuj¹c kciukiem jad¹cego pó³ ulicy dalej volkswagena.Kierowca skin¹³ g³ow¹i przez g¹szcz pojazdów zacz¹³ przebijaæ siê w tamt¹ stronê.Volkswagengwa³townie skrêci³ w lewo.Bluzgaj¹c przekleñstwami, kierowca zjecha³ w bok,odbi³ w prawo, potem w lewo, potem znowu w prawo, lecz gdy dotarli doskrzy¿owania, Volkswagen skrêci³ ponownie, tym razem na zachód, w Jiujiang Lu,by natychmiast skrêciæ na pó³noc, w kierunku Nanjing Dong Lu, ulicy, z którejniedawno wyjechali.Wrzeszcz¹c i kln¹c, kierowca land-rovera próbowa³ go dogoniæ, lecz drogêzajecha³ mu jakiœ samochód.Kierowca omin¹³ go, doda³ gazu, skrê­ci³ na pó³noci hen, daleko przed nimi sprz¹tacz zd¹¿y³ jeszcze dostrzec ty³ volkswagena.Sekundê póŸniej wóz znikn¹³ mu z oczu.Przez jakiœ czas jechali dalej i zatrzymali siê dopiero przed Nanjing Dong Lu,na skrzy¿owaniu z w¹ziutk¹, ledwie widoczn¹ alejk¹ biegn¹c¹ na po³udnie.Sprz¹tacz zakl¹³.Wysoki Chiñczyk i Amerykanin o posta­wie wojskowego musieliich zauwa¿yæ.Skrêcili w alejkê i przepadli w tej wiecznie zat³oczonej,têtni¹cej ¿yciem dzielnicy.Dwie godziny póŸniej Andy wyrzuci³ Jona przed drugim Starbucksem i pojecha³zaparkowaæ.Ta kawiarnia mieœci³a siê przy Fixing Dong Lu, kolejnej ruchliwejulicy nad rzek¹ w Nanshi, na Szanghajskiej starówce.Pierwsz¹ kawiarniê znaleŸli w Lippo Plaza przy Huaihai Zhong Lu, lecz ani wœródt³umu goœci, zarówno miejscowych, jak i obcokrajowców, ani w samympomieszczeniu Jon i Andy nie zauwa¿yli nic, co mog³oby wskazywaæ, ¿e lokal tenma jakiœ zwi¹zek z „Cesarzow¹".Nic podejrza­nego nie dostrzegli te¿ wœród nazwprzedsiêbiorstw z siedzibami przy okolicznych ulicach, w sklepikach isklepach.W drugiej kawiarni panowa³ mniejszy t³ok.Przy stolikach siedzieli tu tylkoChiñczycy i tylko oni kupowali kawê na wynos.Wiêkszoœæ z nich by³a wgarniturach, chiñskich i zachodnich, i wygl¹da³o na to, ¿e s¹ to miejscowiurzêdnicy.Jon usiad³ przy oknie z drug¹ ju¿ tego dnia du¿¹ kaw¹.Zapêdzili siê dodzielnicy handlowej, co wyjaœnia³o brak obcokrajowców [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •