Terry Pratchett Trzy wiedzmy (3)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nagle stra�nik trzyma� si� za r�k� i j�cza�.Babcia wsun�a spink� na miejsce i ruszy�a biegiem.***- Zaczniemy od prezentacji narz�dzi - oznajmi�a z satys�fakcj� ksi�na.- Ju� widzia�am - odpar�a Niania Ogg.- Przynajmniej te, które zaczynaj� si� naK, S, T i W.- Zobaczymy, jak d�ugo zdo�asz utrzyma� ten lekki ton roz�mowy - warkn�aksi�na.- Rozpal ogie�, Felmet.- Rozpal ogie�, B�a�nie - poleci� ksi��.B�azen ruszy� powoli.Nie tego si� spodziewa�.Torturowanie ludzi nie mie�ci�osi� w jego planach.Zadawanie z zimn� krwi� bólu starszym paniom nie by�o jegospraw�.A ju� zadawanie bólu czarownicom, i to z krwi� w dowolnej temperaturze,nie by�o spra�w� nawet bli�szych i dalszych krewnych.- To mi si� nie podoba - mrukn�� pod nosem.- �wietnie - stwierdzi�a Niania Ogg, obdarzona doskona�ym s�uchem.-Zapami�tam, �e ci si� nie podoba�o.- Co to ma znaczy�? - spyta� ostro ksi��.- Nic takiego - odpar�a Niania.- D�ugo to potrwa? Nie ja�d�am jeszcze�niadania.B�azen zapali� zapa�k�.W powietrzu ko�o niego nast�pi�o leciute�kiezawirowanie i p�omyk zgas�.Zakl�� i wzi�� nast�pn�.Tym razem dr��c� d�oni�doniós� j� a� do paleniska, nim tak�e zap�o�n�a ja�niej i zgas�a.- Pospiesz si�, cz�owieku! - krzykn�a ksi�na, rozk�adaj�c na�rz�dzia.-Jako� nie chce si� zapali� - wymrucza� B�azen, kiedy p�o�myk nast�pnej zapa�kiwyci�gn�� si� w jasn� smug� i zgas�.Ksi�� wyrwa� mu z r�ki pude�ko i upier�cienion� d�oni� ude�rzy� w twarz.- Czy �aden mój rozkaz nie mo�e by� wype�niony?! - wrza�sn��.- Kaleka naduchu! S�abeusz! Daj pude�ko!B�azen cofn�� si�.Kto�, kogo nie widzia�, szepta� mu do ucha s�owa, którychnie móg� zrozumie�.- Wyjd� - rozkaza� ksi��.- Dopilnuj, �eby nam nikt nie prze�szkadza�.B�azen potkn�� si� o stopie�, odwróci� si� i z ostatnim, badaw�czym spojrzeniemw stron� Niani, wyskoczy� za drzwi.Podskaki�wa� jeszcze troch�, zprzyzwyczajenia.- Ogie� nie jest niezb�dny - o�wiadczy�a ksi�na.- Po pro�stu pomaga.A teraz,kobieto, czy si� przyznasz?- Do czego? - zapyta�a Niania.- Wszyscy wiedz�, do czego.Zdrada.Z�owrogie czary.Udzie�lanie pomocy wrogomkróla.Kradzie� korony.Ciche brz�kni�cie kaza�o im si� obejrze�.Zakrwawiony szty�let spad� z �awy,jakby kto� próbowa� go podnie��, ale brak�o mu si��y.Niania us�ysza�a, jakduch króla przeklina pod nosem.-.i rozpowszechnianie fa�szywych plotek - doko�czy�a ksi꿭na.-.sól w moim jedzeniu - doda� ksi��, nerwowo zerkaj�c na obanda�owan� d�o�.Wci�� mia� wra�enie, �e w lochu przebywa kto� czwarty.- Je�li si� przyznasz - rzek�a ksi�na - zostaniesz tylko spalo�na na stosie.Iprosz�, �adnych dowcipnych uwag.- Jakie fa�szywe plotki?- Na temat przypadkowej �mierci króla Verence'a - wyszepta� chrapliwie Felmet.Powietrze znowu zawirowa�o.Niania siedzia�a z g�ow� przechylon� w bok, jakby s�ucha�a g�osu, który tylkoona mog�a us�ysze�.Ale ksi�� te� by� pewien, �e co� s�yszy.Mo�e nie g�os,raczej odleg�y szum wiatru.- Nie wiem o niczym fa�szywym - powiedzia�a.- Wiem, �e go zabi�e�, �e wbi�e�mu sztylet w plecy.Dzia�o si� to na szczycie scho�dów.- Przerwa�a nas�uchuj�ci zaraz doda�a: - Tu� obok zbroi z pi�k�.I powiedzia�e�: Je�li ma si� sta�,niechby przynajmniej sta�o si� niezw�ocznie" czy co� takiego.A potem wyrwa�e�sztylet króla z po�chwy u pasa.ten sam sztylet, który le�y tutaj napod�odze.i.- K�amiesz! Nie by�o �adnych �wiadków! Sprawdzili�my.Ni�czego nie moglizobaczy�! S�ysza�em co� w ciemno�ci, ale nikogo nie by�o! Nie mog�o by� nikogo,widz�cego cokolwiek! - krzycza� ksi��.�ona spojrza�a na niego gro�nie.- Sied� cicho, Leonalu.My�l�, �e w tych czterech �cianach mo�emy zrezygnowa� zwymówek.- Kto jej powiedzia�? Mo�e ty?- I uspokój si�.Nikt jej nie powiedzia�.Na mi�o�� bogów, prze�cie� jestczarownic�.One potrafi� wykry� takie rzeczy.Jasne spoj�rzenie czy co�.- Jasnowidzenie � poprawi�a j� Niania.- Które wkrótce utracisz, moja dobra kobieto.Chyba �e zdra�dzisz nam, ktojeszcze wie o tym.I pomo�esz nam w kilku innych kwestiach - zagrozi�a ponuroksi�na.- A uczynisz to, wierz mi.Jestem bardzo do�wiadczona w takichsprawach.Niania rozejrza�a si�.W lochu robi�o si� t�oczno.Król Verence dysza� wr�czw�ciek�o�ci� i by� niemal widzialny.Uparcie próbo�wa� pochwyci� sztylet.Zanim jednak byli te� inni: faluj�ce, z�ama�ne sylwetki, nie tyle duchy, ilewspomnienia, bólem i groz� wto�pione w materi� murów.- Mój w�asny sztylet! To dranie! Zabili mnie moim w�asnym sztyletem! - wo�a�duch królaVerence'a, unosz�c widmowe ramio�na i wzywaj�c ca�y tamten �wiat, byby� �wiadkiem jego ostateczne�go poni�enia.- Dajcie mi si��.- Owszem - zgodzi�a si� Niania.- Warto spróbowa�.- A teraz zaczniemy - rzek�a ksi�na.***- Co? - Stra�nik nie zrozumia�.- Powiedzia�am, �e przysz�am tu sprzeda� moje pi�kne jab�ka - powtórzy�aMagrat.- Jaki� targ si� odbywa czy co?Stra�nik by� bardzo nerwowy, gdy� jego koleg� w�a�nie zabra�li do lazaretu.Niepo to zg�osi� si� do tej pracy, �eby mie� do czy�nienia z czym� takim.Po chwili co� mu za�wita�o.- Nie jeste� czarownic�, prawda? - zapyta�, si�gaj�c niezr�cz�nie po pik�.- Oczywi�cie, �e nie.Wygl�dam na czarownic�?Stra�nik spojrza� na jej okultystyczne bransolety, podszewk� p�aszcza i twarz.Twarz by�a szczególnie niepokoj�ca.Magrat zu�y��a mnóstwo pudru, by uczyni� j�blad� i interesuj�c�.Puder kom�ponowa� si� z tuszem do rz�s, co stra�nikowikojarzy�o si� z dwo�ma muchami, które rozbi�y si� w cukiernicy.Odruchowoskrzy�o�wa� palce, by odepchn�� urok cienia do powiek.- Zgadza si� - mrukn�� niepewnie.Umys� stra�nika zmaga� si� z problemem.By�a czarownic�.Ostatnio sporo si�mówi�o o tym, �e czarownice s� szkodliwe dla zdrowia.Dosta� rozkaz, �eby nieprzepuszcza� �adnych czarownic, ale nikt nawet nie wspomnia� o handlarkachjab�ek.Handlarki ja�b�ek to �aden k�opot.K�opoty sprawiaj� czarownice.Powiedzia�a, �e jest handlark� jab�ek, a przecie� nie b�dzie podwa�a� s�owacza�rownicy.Zadowolony z tego zastosowania logiki, odst�pi� na bok i sze�rokim gestemwskaza� jej przej�cie.- Wchod�, handlarko jab�ek - powiedzia�.- Dzi�kuj� - rzuci�a s�odkim g�osem Magrat.- Mo�e chcesz jab�ko?- Nie, dzi�kuj�.Nie sko�czy�em jeszcze tego, co je dosta��em od tej drugiejczarownicy.- Zawaha� si�.- Nie, nie od czarownicy.Od handlarki jab�ek.Tak,handlarki jab�ek.Sama tak mówi�a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Search

Podstrony