[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Forrest — mówi.— Chcê, ¿ebyœ w³o¿y³ mundur i wybra³ siê dziœ z nami.Pytam siê jej po co, a ona na to:— Bo mo¿e dziêki takim jak my zakoñczy siê ta rzeŸ w Wietnamie.Wiêc wci¹gam na siebie mundur, a po chwili Jenny wraca z pêkiem ³añcuchówspecjalnie kupionych w sklepie.— Obwi¹¿ siê nimi, Forrest — mówi.Znów pytam siê jej po co.— Po prostu obwi¹¿ siê, póŸniej ci wszystko wyjaœniê.Zrób to dla mnie, dobrze?Wiêc siê obwi¹z³em i ruszyliœmy na tê protestacjê, jaw mundurze i ³añcuchach, Jenny, tamtych dwóch ch³opaków i dziewczyna.Dzieñjest ³adny, pogodny.Przed Kapitolem zebra³ siê dziki t³um, pe³no wokó³ kamertelewizyjnych, zjecha³y siê te¿ chyba wszystkie gliny jakie s¹ na œwiecie.Ludzie œpiewaj¹, krzycz¹, pokazuj¹ glinom co o nich myœl¹.Widzê facetów wmundurach wojskowych; stoj¹ razem w kupce.Po jakimœ czasie jeden po drugimpodchodz¹ do schodów przed Kapitolem, zrywaj¹ z piersi ordery i medale irzucaj¹ na ziemiê.Niektórzy podchodz¹ sami, inni podje¿d¿aj¹ na wózkach dlakalek, czêœæ kuœtyka, czêœæ nie ma r¹k albo nóg.Niektórzy odpinaj¹ ordery i poprostu upuszczaj¹ je na schody, ale s¹ tacy co je ciskaj¹ ze z³oœci¹.Wtem ktoœk³adzie rêkê na moim ramieniu i mówi, ¿e teraz moja kolej.Patrzê na Jenny, onakiwa g³ow¹, wiêc ja te¿ zbli¿am siê do schodów.Robi siê cicho.Nagle ktoœ og³asza przez megafon moje nazwisko i mówi, ¿e naznak protestu przeciwko wojnie w Wietnamie wyrzucê order wrêczony mi osobiœcieprzez prezydenta.Wszyscy klaszcz¹ i wiwatuj¹.Na schodach le¿y ju¿ pe³noró¿nych odznaczeñ.Wy¿ej pod arkadami stoi niedu¿a grupka ludzi, paru gliniarzyi paru facetów w garniturach.Patrzê na nich i myœlê sobie, no dobra, Forrest,musisz siê postaraæ.Wiêc odpinam order, chwilê mu siê przygl¹dam, myœlê oBubbie, o Danie i innych ch³opakach i sam nie wiem, ale nagle coœ mnienachodzi, jakaœ taka z³oœæ, i biorê wielki zamach i z ca³ej si³y ciskam tenkawa³ ¿elastwa.Po kilku sekundach jeden z facetów w garniturze opada nakolana.Okazuje siê, ¿e rzuci³em order za daleko i r¹b³em faceta w baniak.Wybucha istna pandemonia.Policja naciera na t³um, ludzie krzycz¹, wrzeszcz¹, wpowietrzu czuæ gaz ³zawi¹cy.Mnie dopada piêciu czy szeœciu gliniarzy izaczynaj¹ waliæ pa³kami.Po chwili jest ju¿ ich ca³a chmara i nim siêskapowa³em zakuli mnie w kajdanki, wepchli do swojego furgona i zawieŸli dopaki.Przesiedzia³em tam ca³¹ noc, a rano zabrali mnie do s¹du i postawili przednosem sêdziego.Po raz drugi w ¿yciu mia³em byæ s¹dzony.Ktoœ mówi sêdziemu, ¿e jestem oskar¿ony „o napaœæ z u¿yciem groŸnej broni —orderu — i o stawianie oporu podczas zatrzymania" i inne takie bzdury, po czymwrêcza mu jak¹œ kartkê papieru.— Panie Gump, czy zdaje pan sobie sprawê, ¿e rzucaj¹c order zrani³ pan w g³owêsekretarza senatu Stanów Zjednoczonych? — pyta siê mnie sêdzia.Na wszelki wypadek trzymam jêzyk na k³Ã³dkê, ale wygl¹da na to ¿e tym razemwdep³em w gówno po kolana.— Panie Gump — ci¹gnie dalej sêdzia — doprawdy nie potrafiê zrozumieæ, co takprawy cz³owiek jak pan, cz³owiek, który z takim poœwiêceniem s³u¿y³ ojczyŸnie,mo¿e mieæ wspólnego z t¹ ha³astr¹, która wczoraj wyrzuca³a odznaczenia.Dlategote¿ kierujê pana na trzydziestodniow¹ obserwacjê psychiatryczn¹.Mo¿e lekarzezdo³aj¹ znaleŸæ odpowiedŸ na pytanie, co pchnê³o pana do tak idiotycznegoczynu.Dwaj gliniarze odprowadzili mnie z powrotem do celi.Po jakimœ czasie wsadzonomnie do furgona i zawieziono do szpitala dla czubków.No i wreszcie sta³o siê to przed czym mama mnie ostrzega³a: zosta³em„zamkniêty".12Ten szpital — to dopiero dom wariatów! Daj¹ mnie do pokoju z jakimœ Fredem,który przebywa tu prawie od roku.Fred z miejsca mnie informuje z jakimiœwirami bêdê siê styka³.A wiêc jest tu facet co otru³ szeœæ osób, jest inny corzuci³ siê z toporem na swoj¹ mamê, s¹ tacy co kogoœ zabili, zgwa³cili albojeszcze gorzej i tacy co myœl¹, ¿e s¹ królem Hiszpanii albo Napoleonem.Pytamsiê Freda za co jego zamkli.Za to, mówi, ¿e zar¹ba³ kogoœ siekier¹, alewychodzi ju¿ za tydzieñ czy ko³o tego.Drugiego dnia mówi¹ mi, ¿e mój psychiatra nazywa siê doktor Walton i czeka namnie w swoim gabinecie.Kiedy tam idê okazuje siê, ¿e doktor Walton to kobieta.Najpierw — mówi — zrobi mi taki ma³y test, a potem mnie zbada.No dobra.Siadam przy stole, a ona, ta doktor Walton, pokazuje mi kartki z kleksami ici¹gle siê mnie pyta co widzê.Wiêc jej odpowiadam ¿e kleksa, kleksa, kleksa,a¿ wpada w z³oœæ i ka¿e mi powiedzieæ coœ innego.Skoro jej na tym tak zale¿yto wymyœlam jakieœ banialuki.Potem doktor Walton daje mi kartkê, na którejjest pe³no pytañ i mówi, ¿ebym napisa³ odpowiedzi.Kiedy koñczê ka¿e mi siêrozebraæ.Zawsze jak siê rozbieram — no mo¿e z jednym czy dwoma wyj¹tkami — dzieje siêcoœ z³ego, wiêc mówiê, ¿e wola³bym tego nie robiæ.Doktor Walton bazgrze sobiecoœ w notesie i mówi mi, ¿e jak sam siê nie rozbiorê to zawo³a pielêgniarzy ioni mi pomog¹.I pyta siê co wolê.To proste, wolê rozebraæ siê sam.Kiedy stojê nagi jak mnie mamusia urodzi³a,doktor Walton wraca z powrotem do gabinetu, ogl¹da mnie wzd³u¿ i wszerz imówi:— No, no, ale z pana dorodny mê¿czyzna!Potem wali mnie w kolano takim samym gumowym m³otkiem jak lekarz nauniwersytecie, maca i dŸga to tu to tam.Ale nie ka¿e mi siê pochylaæ jak ci wwojsku za co jestem jej wdziêczny.Wreszcie mówi, ¿ebym siê ubra³ i wróci³ doswojego pokoju.Idê i po drodze mijam salê ze szklanymi drzwiami.W œrodkuwidzê pe³no dzieciaków: siedz¹, le¿¹, œlini¹ siê, dygotaj¹ pazmatycznie, t³uk¹piêœæmi o pod³ogê.Przez chwilê stojê z nosem przy drzwiach.Strasznie mi ¿altych dzieciaków, bo kiedy na nie patrzê przypomina mi siê szko³a dla bzików.Kilka dni póŸniej znów mam siê zg³osiæ do gabinetu psychiatry.Kiedy wchodzê doœrodka widzê, ¿e oprócz doktor Walton s¹ tam jacyœ dwaj faceci te¿ ubrani pomedycznemu.Doktor Walton mówi mi, ¿e jeden z nich to doktor Duke, a drugi todoktor Earl z Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego i ¿e obaj s¹ bardzozainteresowani moim przypadkiem.Doktor Duke i doktor Earl ka¿¹ mi usi¹œæ, po czym zadaj¹ mi pe³no pytañ naró¿ne tematy i obaj na zmianê wal¹ mnie m³otkiem w kolano.Wreszcie doktorDuke mówi:— S³uchaj, Forrest.Otrzymaliœmy wyniki twoich testów.To niesamowite, ¿e takœwietnie poradzi³eœ sobie z czêœci¹ dotycz¹c¹ matematyki.Ale w zwi¹zku z tymchcielibyœmy przeprowadziæ parê dodatkowych testów.No i przeprowadzaj¹.Te dodatkowe testy s¹ znacznie trudniejsze od pierszego,ale i tak wypadam ca³kiem nieŸle.Kurde balas, gdybym wiedzia³ co mnie za to czeka udawa³bym g³¹ba.— Forrest — powiada doktor Earl — to wprost nie do wiary.Po prostu masz wg³owie komputer.Nie wiem, w jakim stopniu potrafisz siê nim pos³ugiwaæ, chybaw nie za du¿ym, skoro tu jesteœ, ale muszê przyznaæ, ¿e po raz pierwszy w¿yciu spotykam siê z takim zjawiskiem.— Masz racjê, George — mówi do doktora Earla doktor Duke.— To rzeczywiœcieunikalne zjawisko.S³uchaj, jakiœ czas temu wspó³pracowa³em z NASA.S¹dzê, ¿epowinniœmy wys³aæ Forresta do centrum kosmicznego w Houston.Niech go sobieprzebadaj¹.Myœlê, ¿e szukaj¹ w³aœnie kogoœ takiego.Ca³a trójka wlepia we mnie ga³y i kiwa g³owami, potem znów mnie wal¹ pokolanach m³otkiem i coœ mi siê zdaje, ¿e nie spêdzê w szpitalu tych trzydziestudni.Lecimy do Houston w Teksasie.Poza mn¹ i doktorem Duke w samolocie nie manikogo, ani jednego pasa¿era, ale to nie szkodzi bo podró¿ jest mi³a, tylko niekapujê dlaczego muszê siedzieæ z nog¹ i rêk¹ przykut¹ ³añcuchem do fotela.— S³uchaj, Forrest — mówi doktor Duke.— Sprawy siê maj¹ nastêpuj¹co.Bardzosobie nabruŸdzi³eœ, kiedy rzuci³eœ tym orderem w sekretarza senatu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]