[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.JeŸdzili tedy obaj przed szeregami czyni¹c rozkosz oczom swym moderunkiem ipostaw¹; pan Stanis³aw, czarny jak ¿uk na podobieñstwo wszystkich Skrzetuskich,z twarz¹ mêsk¹, groŸn¹ i ozdobion¹ d³ug¹ ukoœn¹ blizn¹ od ciêcia mieczapozosta³¹, z krucz¹, rozwian¹ na wiatr brod¹; pan W³adys³aw, t³ustawy, zd³ugimi jasnymi w¹sami, z odwiniêt¹ warg¹ doln¹ i oczyma w czerwonychobwódkach, ³agodny i poczciwy, mniej przypomina³ Marsa, ale niemniej by³a toszczera dusza ¿o³nierska, jak salamandra w ogniu siê kochaj¹ca, rycerz znaj¹cywojnê jak swoje dziesiêæ palców i odwagi nieporównanej.Obaj przeje¿d¿aj¹cszeregi wyci¹gniête w d³ug¹ liniê powtarzali co chwila :- A nu¿e, moœci panowie, kto na ochotnika pod Szweda? Kto rad prochu pow¹chaæ?Nu¿e, moœci panowie, na ochotnika!I tak przejechali ju¿ spory kawa³ - bez skutku, bo z szeregów nie wysuwa³ siênikt.Jeden ogl¹da³ siê na drugiego.Byli tacy, którzy mieli ochotê, i niestrach przed Szwedami, ale nieœmia³oœæ wobec swoich ich wstrzymywa³a.Niejeden tr¹ca³ s¹siada ³okciem i mówi³: „Pójdziesz ty, to i ja pójdê.”Rotmistrze poczynali siê niecierpliwiæ, a¿ nagle, gdy przyjechali przed powiatgnieŸnieñski, jakiœ cz³owiek pstro ubrany wyskoczy³ na kucu nie z szeregu, alezza szeregu i krzykn¹³:- Moœci panowie pospolitaki, ja zostajê ochotnikiem, a wy b³aznami!- Ostro¿ka! Ostro¿ka! - zawo³a³a szlachta.- Taki dobry szlachcic jak i ka¿dy! - odpowiedzia³ b³azen.- Tfu! do stu diab³Ã³w! - zawo³a³ pan Rosiñski, podsêdek - doœæ b³azeñstw! idêja!- I ja!.i ja! - zawo³a³y liczne g³osy.- Raz mnie matka rodzi³a, raz mi œmieræ!- Znajd¹ siê tacy dobrzy jak i ty!- Ka¿demu wolno! Niech siê tu nikt nad drugich nie wynosi.I jak poprzednio nikt nie stawa³, tak teraz poczê³a siê sypaæ szlachta zewszystkich powiatów - przeœcigaæ koñmi, zawadzaæ jedni o drugich i k³Ã³ciænaprêdce.Stanê³o w mgnieniu oka z piêæset koni, a jeszcze ci¹gle wyje¿d¿ano zszeregów.Pan Skoraszewski pocz¹³ siê œmiaæ swoim szczerym, poczciwym œmiechemi wo³aæ:- Dosyæ, moœci panowie, dosyæ! Nie mo¿emy iœæ wszyscy!Po czym obaj ze Skrzetuskim sprawili ludzi i ruszyli naprzód.Pan wojewoda podlaski po³¹czy³ siê z nimi przy wyjœciu z obozu.Widziano ichjak na d³oni, przeprawiaj¹cych siê przez Noteæ - po czym zamigotali jeszczekilkakrotnie na skrêtach drogi i znikli z oczu.Po up³ywie pó³ godziny pan wojewoda poznañski kaza³ rozje¿d¿aæ siê ludziom donamiotów, uzna³ bowiem, ¿e niepodobna ich trzymaæ w szeregach, gdynieprzyjaciel jeszcze o dzieñ drogi odleg³y.Porozstawiano jednak licznestra¿e; nie pozwolono wyganiaæ koni na paszê i wydano rozkaz, ¿e za pierwszymcichym zatr¹bieniem przez munsztuk wszyscy maj¹ siadaæ na koñ i stawaæ wgotowoœci.Skoñczy³o siê oczekiwanie, niepewnoœæ, skoñczy³y siê zaraz swary, k³Ã³tnie;owszem: bliskoœæ nieprzyjaciela, jak przepowiada³ pan Skrzetuski, podnios³aducha.Pierwsza szczêœliwa bitwa mog³a go nawet podnieœæ bardzo wysoko, iwieczorem zdarzy³ siê wypadek, który zdawa³ siê byæ now¹ szczêœliw¹ wró¿b¹.S³oñce w³aœnie zachodzi³o oœwiecaj¹c ogromnym, ra¿¹cym oczy blaskiem Noteæ izanoteckie bory, gdy po drugiej stronie rzeki ujrzano naprzód tuman kurzu, apotem poruszaj¹cych siê w tumanie ludzi.Wyleg³o, co ¿y³o, na wa³y, patrzeæ, coto za goœcie; wtem od stra¿y nadbieg³ dragon z chor¹gwi pana Grudziñskiegodaj¹c znaæ, ¿e podjazd wraca.- Podjazd wraca!.wracaj¹ szczêœliwie!.Nie zjedli ich Szwedzi!- powtarzanoz ust do ust w obozie.Oni tymczasem w jasnych k³êbach kurzu zbli¿ali siê coraz bardziej, id¹c wolno,nastêpnie przeprawili siê przez Noteæ.Szlachta przypatrywa³a im siê z rêkoma nad oczami, bo blask czyni³ siê corazwiêkszy i ca³e powietrze przesycone by³o z³otym i purpurowym œwiat³em.- Hej! coœ ich kupa wiêksza, ni¿ wyjecha³a! - rzek³ pan Szlichtyng.- Jeñców chyba prowadz¹, jak mnie Bóg mi³y! - zakrzykn¹³ jakiœ szlachcic,widocznie tchórzem podszyty, który oczom swoim wierzyæ nie chcia³.- Jeñców prowadz¹! jeñców prowadz¹!.Oni tymczasem zbli¿yli siê ju¿ tak, ¿e twarze mo¿na by³o rozró¿niæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]