[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.S³owa dziwacznego jêzyka brzmia³y w jej uszach zara­zem znajomo iobco.równoczeœnie przera¿a³y j¹ i koi³y.Nie same s³owa wzbudza³y jednakwjej sercu te uczucia, ale cywilizacja, z ja­kiej pochodzi³y.Postanowi³a zignorowaæ ceremoniê i zaczê³a rozgl¹daæ siê po wiel­kim placu.Mia³ kszta³t piêciok¹ta, a w ka¿dym naro¿niku sta³ wielki pos¹g jakiegoœbóstwa, które wpatrywa³o siê w jamê pod swoimi sto­pami.Przechodz¹c obokjam,kap³ani wrzucali jakby od niechcenia do dymi¹cych czeluœci coœ, co wygl¹da³ojak czêœci cia³a.Ca³y czas tar­ga³y ni¹ sprzeczne emocje; czasami odczuwa³auniesienie, a kiedy in­dziej obrzydzenie.Jakaœ cz¹stka jej osobowoœci pragnê³awyra¿aæ wdziêcznoœæ bóstwom za to, ¿e zgadzaj¹ siê przyjmowaæ te ofiary, innajednak, o wiele g³êbsza i silniejsza, nakazywa³a jej uciekaæ jak najdalej odk³êbów gryz¹cego dymu, jakie nie przestawa³y siê wydo­bywaæ z czeluœciofiarnych do³Ã³w.Doskonale zna³a postacie bóstw, ustawione w mrocznych rogach piêciok¹ta.wszystkie oprócz jednej.Najdalej od niej sta³ pos¹g nie­podobny do ¿adnego,jakie widywa³a.Odnosi³a niepokoj¹ce wra¿e­nie, ¿e nawet nie powinien staæpoœród pozosta³ych.Jego dolna po³o­wa kry³a siê w nieprzeniknionym mroku, alegórna wygl¹da³a jak ogromny w¹¿.Wznosi³a siê wysoko ponad inne rzeŸbionefigury usta­wione w pozosta³ych rogach piêciok¹ta.Jego obecnoœæ poœród nichby³a biuŸnierstwem, a ona chcia³a przeciwko temu zaprotestowaæ.Nie mog³ajednak tego zrobiæ, poniewa¿ czu³a, ¿e pos¹g znalaz³ siê w tam­tym miejscu zjej powodu.Nie wpatrywa³ siê jak pozosta³e w czeluœæ55ofiarnego do³u, ale w ni¹.Jego przera¿aj¹ce czerwone oczy rzuca³y nani¹oskar¿ycielskie b³yski.Dlaczego mnie opuœci³aœ? - us³ysza³a w pewnej chwili jego szept poœród swoichmyœli.Chcia³a odwróciæ siê i uciec, lecz nagle cz¹stkê jej osobowoœci, znajduj¹c¹ukojenie w ceremonii, ogarnê³o paniczne przera¿enie.Prze­kona³a siê, ¿e nie madok¹d uciec.Wszystkie wyjœcia z ponurej kostni­cy blokowa³y ogromne bry³ykorala yorik.Nie mia³a czasu d³u¿ej siê nad tym zastanawiaæ.Jeden z kap³anów zauwa¿y³ j¹ imachaniem rêki usi³owa³ nak³oniæ, aby siê przygl¹da³a, jak czêœci cia³ p³on¹ wg³êbi jamy.Do kogo nale¿a³o to cia³o? Do isto­ty ludzkiej? Do Yuuzhanina?Znajdowa³a siê zbyt daleko, by to odró¿­niæ.Inni kap³ani tak¿e machali do niej, ¿eby patrzy³a na sk³adane ofia­ry.Zdezorientowana i oszo³omiona zmarszczy³a brwi i ostro¿nie wy­chyli³a g³owêpoza krawêdŸ skalnej pó³ki.Co takiego mia³a obserwo­waæ?Wkrótce zrozumia³a.Fragmenty cia³ nie by³y spalone, jak s¹dzi³a, ale po prostu zmie­nia³ykszta³ty.Pe³z³y powoli od indywidualnych ognisk do p³on¹cego poœrodkupiêciok¹tnego placu ogromnego stosu ofiarnego, ¿eby zanu­rzyæ siê wniebiesko-pomarañczowych p³omieniach.Jêzory ognia li­za³y cia³o, usuwa³y zniego dr¿¹ce p³aty skóry i owija³y je wokó³ pul­suj¹cych narz¹dów, a potemsiêga³y po cz³onki i z cichym trzaskiem umieszcza³y je w panewkach w³aœciwychstawów.Odwróci³a siê w stronê pos¹gu wê¿a, b³agaj¹c go spojrzeniem, ¿eby przesta³.Poprzez k³êby gryz¹cego dymu zauwa¿y³a jednak, ¿e pos¹g nie wygl¹da ju¿jak gad.Przypomina³ raczej.Nie, to niemo¿liwe.Dym by³ zbyt gêsty, ¿eby mog³acokolwiek rozpoznaæ.W pó³mroku wiel­kiej komnaty wid zia³a jedyni e p³on¹ceponurym czerwonym blaskiem przenikliwe oczy.Tym razem odnios³a wra¿enie, ¿epos¹g patrzy nie na ni¹, ale na to, co dzieje siê poœrodku piêciok¹tnegoplacu.Spojrza³a w dó³.Z ofiarnego stosu zstêpowa³a postaæ o skórze ³usz­cz¹cej siêod ¿aru.- Proszê.- szepnê³a do wê¿a, b³agaj¹c go o wybaczenie.- Proszê.- powtórzy³a w tej samej chwili zstêpuj¹ca ze stosu osoba, ale zinnego powodu.Wygl¹da³o na to, ¿e b³aga pos¹g o ¿ycie, jakby w mocy gada by³ospe³niæ albo odrzuciæ jej proœbê.Niespodziewanie wychodz¹ca z p³omieni postaæ odwróci³a siê, unios³a g³owê ispojrza³a na wznosz¹c¹ siê wysoko nad ni¹ skaln¹ pó³ kê.56W miejscu oparzeñ na jej skórze widnia³y ju¿ tylko blizny.Twarz by³aoszpecona, ale teraz zdo³a³a j¹rozpoznaæ.Poczu³a siê, jakby spo­gl¹da³a wodbicie w³asnej twarzy w lustrze.Odwróci³a siê i nie zwa¿aj¹c na ciemnoœci i k³êby dymu, uciek³a.Bez trudupokona³a koralow¹ zaporê, jaka utworzy³a siê w mrocznym tunelu po jejprzejœciu.Ucieka³a w zupe³nej ciemnoœci, byle jak najda­lej od bluŸnierstwa zjej twarz¹.¯yj¹ca planeta? - powtórzy³a Danni Quee, nie kryj¹c bezgra­nicznego zdumienia.- Chyba nie chodzi o Zonamê Sekot?Doskonale - ucieszy³ siê mistrz Luke.- A wiêc jednak o niej s³ysza³aœ!Podobnie jak s³ysza³am o Cmentarzysku Gwiezdnych Statków Algnadesh i zaginionymskarbie Boro-borosy, ale to jeszcze nie ozna­cza, ¿e zamierzam wyprawiæ siê naposzukiwania jednego czy drugie­go na drug¹stronê galaktyki - odpar³a Danni.-O Zonamie Sekot musia³ s³yszeæ przynajmniej raz w ¿yciu ka¿dy astronominteresuj¹cy siê Odleg³ymi Rubie¿ami.Zacznijmy od-tego, ¿e ¿aden nie wierzy wjej istnienie.Saba Sebatyne napiê³a miêœnie.Jeœli ktoœ w spo³eczeñstwie Bara-belów takotwarcie podawa³ w w¹tpliwoœæ zasadnoœæ decyzji podej­mowanych przezzwierzchników, rzuca³ im w ten sposób wyzwanie, a to mog³o oznaczaæ tylko walkêna œmieræ i ¿ycie.Co prawda Bara-belka pozby³a siê czêœciowo agresywnoœci,jak¹ okazywali jej krewcy pobratymcy, ale nie zdo³a³a usun¹æ wszystkich nawykówistot swojej rasy.Pewnie bêdzie siê zmagaæ z tym problemem do koñca ¿ycia,zw³aszcza teraz, kiedy inni mieszkañcy jej planety wyginêli.Jak mo¿­na toczyæwalkê z duchami?- Rozumiem twoj¹ reakcjê - odpar³ z wyrozumia³ym uœmiechem mistrz Skywalker.-Pierwszy raz spotykam siê z tak¹ odpowiedzi¹, pozwól jednak, ¿e przedstawiê ciswoje powody.Jestem pewien, ¿e zmienisz zdanie.S³uchaj¹c wyjaœnieñ mistrza Jedi, ogarniêta smutkiem Saba po­czu³a dreszczpodniecenia.¯yj¹ca planeta? Coraz bardziej o¿ywiona nieœwiadomie zaczê³azwijaæ i rozwijaæ ogon.Inteligentna planeta musia³a byæ najwspanialszym cudem;nie widzia³a czegoœ tak cudow­nego od chwili opuszczenia przestworzy BarabaJeden [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •