[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mo¿liwe, ¿e œledztwo wsprawie znikniêcia jego syna posunê³o siê do przodu, lecz nic na ten temat niewspomnia³.W ogóle nie mówi³ o jego znikniêciu.Mia³ ze sob¹ nieod³¹czn¹ mapê -tym razem dwie mapy - oraz pozycjê „Campari” w po³udnie.Widocznie uda³o mu siêustaliæ w³aœciw¹ pozycjê z po³o¿enia s³oñca.- Nasza pozycja, nasza szybkoœæ, ich pozycja i szybkoœæ oraz kurs.Czy spotkamysiê w punkcie oznaczonym X?- Przypuszczam, ¿e sam to ju¿ sprawdzi³eœ?- Tak.- Nie spotkamy siê - powiedzia³em po paru minutach.- Przy naszej obecnejszybkoœci dotrzemy do miejsca spotkania za jedenaœcie godzin, mo¿e jedenaœcie ipó³ godziny.Powiedzmy o pó³nocy.To o piêæ godzin za wczeœnie.- Dziêkujê, panie Carter.Doszed³em do identyczne go wniosku.Piêæ godzinoczekiwania na „Ticonderogê” szybko nam zejdzie.Poczu³em dziwne œciskanie w do³ku.Byæ mo¿e wyra¿enie mówi¹ce o zamieraniuserca nie jest dok³adne z fizjologicznego punktu widzenia, za to doskonaleoddaje mój ówczesny stan.To by zniszczy³o wszystko, zaprzepaœci³oby nawet temizerne szanse, jakie rokowa³ mój plan.Wiedzia³em jednak, ¿e na mojej twarzynie by³o widaæ konsternacji.- Planujesz dop³yn¹æ tam o pó³nocy i czekaæ, a¿ mucha sama wpadnie ci w sieci.- Wzruszy³em ramionami.- Có¿, to ty decydujesz.- Co masz na myœli? - spyta³ ostro.- Nic takiego - odrzek³em obojêtnie.- Myœla³em tylko, ¿e chcia³byœ, ¿eby twojaza³oga by³a w pe³ni zdolna do przenoszenia z³ota, jak ju¿ spotkamy„Ticonderogê”.- Wiêc?- Wiêc za dwanaœcie godzin morze wci¹¿ jeszcze bêdzie bardzo wzburzone.Kiedyzatrzymamy siê w miejscu spotkania, to „Campari” bêdzie le¿a³ w dolinach fal i,mówi¹c eleganckim jêzykiem naszych czasów, wypruwa³ z siebie flaki.Nie wiem,ilu z tych twoich szczurów l¹dowych chorowa³o wczoraj, ale za³o¿ê siê, ¿e dziœw nocy bêdzie ich dwa razy tyle.I nie miej nadziei, ¿e pomog¹ ci naszestabilizatory, ich skutecznoœæ zale¿y od szybkoœci statku.- S³uszna uwaga - zgodzi³ siê zimno.- Zmniejszê szybkoœæ, ¿ebyœmy tam dotarlioko³o czwartej rano.- Popatrzy³ na mnie z nag³ym namys³em.- Pan jestzadziwiaj¹co skory do wspó³pracy, pe³en cennych sugestii.Dziwnie mi to niepasuje do obrazu, jaki sobie o panu wytworzy³em.- Co tylko dowodzi tego, jak b³êdne s¹ twoje oceny, przyjacielu.Wyjaœnia tozdrowy rozs¹dek i interes w³asny.Jak najszybciej chcê siê dostaæ doodpowiedniego szpitala.perspektywa chodzenia ca³e ¿ycie z jedn¹ nog¹ krótsz¹jakoœ mnie specjalnie nie bawi.Im szybciej znajdê siê z pasa¿erami i za³og¹ na„Ticonderodze”, tym bardziej bêdê szczêœliwy.Tylko g³upiec bije g³ow¹ o mur.Ja nie walczê z faktami dokonanymi.Ty przecie¿ chcesz przesadziæ naswszystkich na „Ticonderogê”, prawda, Carreras?- Nie bêdê mia³ póŸniej ¿adnego po¿ytku z za³ogi „Campari”, a tym bardziej zpasa¿erów.- Uœmiechn¹³ siê blado.- Kapitan Teach i Czarnobrody nie s¹ moimiidolami, panie Carter.Chcia³bym zachowaæ siê w waszej pamiêci jako humanitarnypirat.Macie moje s³owo, ¿e wszyscy zostaniecie przeniesieni bezpiecznie i bezszwanku.- W ostatnim zdaniu zabrzmia³a szczera prawda, gdy¿ by³o ono szczere iprawdziwe.By³a to prawda, lecz oczywiœcie nie ca³a: zapomnia³ dodaæ, ¿e pó³godziny póŸniej wszyscy wylecimy w powietrze.Oko³o siódmej wieczorem powróci³a Susan, doktor Marston zaœ uda³ siê pod stra¿¹do salonu, rozdzielaæ pigu³ki i s³owa pociechy wœród pasa¿erów, którzy podwudziestu czterech godzinach nieustaj¹cego sztormu ze zrozumia³ych wzglêdównie czuli siê najlepiej.Susan by³a blada i wymêczona, na co niew¹tpliwie z³o¿y³y siê fizyczne ipsychiczne cierpienia z zesz³ej nocy oraz dotkliwy ból z³amanej lewej rêki, ajednak po raz pierwszy zupe³nie bezstronnie musia³em przyznaæ, ¿e wygl¹daprzeœlicznie.Dotychczas nie zdawa³em sobie sprawy, ¿e jej kasztanowe w³osy izielone oczy stanowi¹ tak niedoœcignione po³¹czenie - przypuszczalnie dlatego,¿e nie spotka³em jeszcze dziewczyny o kasztanowych w³osach i zielonych oczach.By³a tak¿e spiêta i nerwowa jak kotka.W przeciwieñstwie do starego doktoraMarstona i mnie, nie utrzyma³aby siê d³ugo w szkole aktorskiej.Podesz³a cicho do mojego ³Ã³¿ka - Bullen wci¹¿ spa³ pod narkoz¹, a MacDonaldspa³ lub drzema³ - i usiad³a na krzeœle.Kiedy ju¿ zapyta³em o zdrowie jej ipasa¿erów, kiedy mi odpowiedzia³a, spyta³a o moje samopoczucie i us³ysza³aodpowiedŸ, w któr¹ zreszt¹ nie uwierzy³a, powiedzia³a nagle:- Johnny, je¿eli wszystko pójdzie dobrze, zatrudnisz siê znów na statku?- Nie rozumiem.- No - rzuci³a zniecierpliwiona.- Je¿eli „Campari” wyleci w powietrze, a myuciekniemy albo uratujemy siê jakoœ, to czy.- Rozumiem.Chyba tak.Blue Mail ma pe³no statków, a ja ponoæ jestem ichnajlepszym pierwszym oficerem.- Chcia³byœ tego? Wróciæ znów na morze?To by³a zwariowana rozmowa, ale ona kr¹¿y³a tylko po omacku.- Nie s¹dzê, ¿ebym jeszcze wróci³ na morze - odpar³em.- Rezygnujesz?- Rzucam to.To nie to samo.Nie chcê spêdziæ reszty ¿ycia na zaspokajaniukaprysów bogatych pasa¿erów.Nie myœlê tu o rodzinie Beresfordów, o ojcu,matce.i córce.Uœmiechnê³a siê, a jej wielkie oczy znów zaczê³y siê rozp³ywaæ w niesamowitysposób.By³ to uœmiech, który móg³ wywrzeæ nader powa¿ne skutki na organizmietak schorowanego mê¿czyzny jak ja, tote¿ czym prêdzej oderwa³em od niej wzrok ici¹gn¹³em:- Jestem ca³kiem niez³ym mechanikiem i mam trochê od³o¿onej gotówki.W Kentjest taki jeden ³adny, dobrze prosperuj¹cy gara¿, który mogê przej¹æ w ka¿dejchwili.A nasz Archie MacDonald jest wyœmienitym mechanikiem.Myœlê, ¿e mo¿emystworzyæ niez³y zespó³.- Pyta³eœ go ju¿?- A niby kiedy? - odrzek³em z irytacj¹.- W³aœnie mi to wpad³o do g³owy.- Jesteœcie dobrymi przyjació³mi, prawda?- Przyjació³mi? A co to ma do rzeczy?- Nic, zupe³nie nic.Tylko ¿e to zabawne.Bosman nigdy nie bêdzie normalniechodzi³, nikt go ju¿ nie weŸmie na morze, nie ma pewnie kwalifikacji naotrzymanie przyzwoitej roboty na l¹dzie.zw³aszcza z t¹ nog¹.a tu naglepierwszy oficer Carter czuje siê zmêczony morzem i decyduje siê.- To wcale nie tak - przerwa³em.- Taki sprytny to ja nie jestem.- Ale o niego nie musisz siê troszczyæ.Tata powiedzia³ mi dziœ wieczorem, ¿ema dla niego dobr¹ robotê.- Och? - Zaryzykowa³em i znów spojrza³em jej w oczy.- Jak¹ robotê?- Magazyniera.- Magazyniera.- Wiem, ¿e w moim g³osie brzmia³o rozczarowanie, ale gdybym towszystko bra³ powa¿nie, gdybym dzieli³ jej wiarê w przysz³oœæ, by³bym dziesiêærazy bardziej rozczarowany.- To ³adnie z jego strony.Nie mam nic przeciwkomagazynierom, ale jakoœ nie widzê w tej roli Archiego MacDonalda.Zw³aszcza wAmeryce.- Czy wys³uchasz mnie wreszcie? - spyta³a s³odko.Przed oczami stanê³a mi dawnapanna Beresford.- S³ucham.- S³ysza³eœ, ¿e tata buduje wielk¹ rafineriê w zachodniej Szkocji? Zbiorniki,w³asny port, do którego mo¿e zawijaæ Bóg wie ile tankowców?- S³ysza³em.- No wiêc to tam.Towary dla portu i rafinerii.jak mówi tata, wartoœcimilionów dolarów, i licho wie ilu ludzi, którzy ich pilnuj¹.A twój przyjacielby³by ich szefem.z w³asnym domkiem jak ze snu.- To ca³kiem inna propozycja.To brzmi cudownie, Susan, wprost cudownie.Tostrasznie mi³o z twojej strony.- Nie z mojej! - zaprotestowa³a.- Taty.- Spójrz mi w oczy.Powtórz to i siê nie zarumieñ.Spojrza³a mi w oczy.Zarumieni³a siê.W po³¹czeniu z jej zielonymi oczyma efektby³ niszczycielski.Znów pomyœla³em o moim ciê¿kim stanie i oderwa³em wzrok [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •