[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielebny pomyślał o wszystkich swych utraconych miłościach, od Boga aż po Calilę.Zainteresowanie zbawieniem duszy Gwynna, a również własnej, osłabło w nim nagle, ustępując miejsca duchowi mściwości.Nie potrafił się powstrzymać przed wypowiedzeniem kolejnych złośliwych słów.- Uraziłeś mnie, a przecież tak bardzo się starałem spojrzeć na sprawę z twojego punktu widzenia! Pomyślałem sobie, że ktoś taki jak ty, człowiek światowy, bon vivant, z pewnością musi cieszyć się życiem, w żadnym wypadku nie pozwalając, by to życie cieszyło się nim.Czyż nie odgrodziłeś się stanowczo od sentymentów, nie okaleczyłeś swej duszy dla zaspokojenia próżności? Jak więc możesz sobie wyobrażać, że szalejesz z miłości? Nie wiem, co jest z tobą nie w porządku, ale z pewnością się nie zakochałeś!Gwynn zrobił zamyśloną minę.- Tak ci się zdaje? - zapytał z nutą rzadkiej u siebie łagodności i jeszcze rzadszej szczerości.- Słyszałem, jak zwracałeś się do przewrotnej dumy, która twoim zdaniem mną włada, próbowałeś mnie skusić do odrzucenia szlachetniejszej wrażliwości.Popełniłeś poważny błąd.Nawet ja potrafię to dostrzec.Czy chcesz poderżnąć sobie gardło tylko dla taniego i złośliwego argumentu w naszej dyskusji? Naprawdę wierzysz, że dam się tak łatwo pokonać, zwłaszcza że mam teraz coś cennego do stracenia? Towarzystwo Beth jest dla mnie najwyższą radością i najwspanialszym wyzwaniem - ciągnął z narastającym namaszczeniem.- Ogień, który we mnie rozpaliła, w niczym nie przypomina zwyczajnego.Jestem przekonany, że nigdy się nią nie znudzę.A choć byłoby brakiem rozsądku uwierzyć, że możemy mieć wspólną przyszłość, tylko głupiec by pozwolił, żeby zmąciło to szczęście w chwili bieżącej.Nie zhańbię Beth, mówiąc o niej w nieszczerych słowach.Moje myśli mogą zawierać błędy, ale nie będzie w nich drwiny.Gdy mówię o niej, zawsze przemawiam z całkowitą powagą.Wielebny zwiesił głowę.Chwila złośliwości minęła.Czuł się zawstydzony i zbity z tropu.Z owej dezorientacji zrodził się jednak zachwyt.Kapłan uświadomił sobie, że wreszcie zdołał zadać celny cios.Było ironicznym paradoksem, że dopiero wybuch irytacji, chwila słabości pozwoliła mu odsłonić coś, co jego adwersarz starannie skrywał.Prostacki atak trafił w nieosłonięte miejsce i przeniknął wystarczająco głęboko, by wydobyć na powierzchnię kroplę cnoty.- Przepraszam - rzekł wielebny, unosząc spojrzenie.- Wybaczysz mi?- Albo niczego nie można wybaczyć, albo nie ma nic do wybaczenia.Powtarzałem to wielokrotnie, ale, o ile mi wiadomo, nikt mnie nie słuchał.Na kilka minut zapadła cisza.Wreszcie wielebny przemówił, wracając do dawnej retoryki.- Mój synu, twe uczucie dla owej damy jest jedynie objawem tęsknoty za zjednoczeniem z Bogiem.To nie ulega wątpliwości.Wreszcie udało mi się coś osiągnąć! Tak jest.W końcu wygrywam, ponieważ przyznałeś, że darzysz ją prawdziwym uczuciem i pragniesz przyzwoitego życia z ukochaną.- Jak zwykle źle mnie zrozumiałeś, jeśli sądzisz, że pragnę czegoś przyzwoitego.- Do diabła z przyzwoitością, ona nie ma znaczenia.Pragniesz jakiegoś życia z nią.Bóg mi świadkiem, wygrywam!Wielebny walnął pięścią w stół, aż wszystkie naczynia podskoczyły.- Wierz, w co chcesz.Dla mnie to bez znaczenia.- Jestem przekonany, że wygrałem tę rundę, nawet jeśli nie chcesz uznać swej porażki.- Niczego nie zamierzam uznawać.Niemniej runda była ciekawa.Za to muszę ci podziękować.Jak już jednak wspominałem, czuję się zmęczony.Dlatego muszę ci życzyć dobrej nocy.Gwynn położył na blacie zapłatę za posiłek, pożegnał wielebnego skinieniem głowy, wstał i wyszedł.Gdy tylko znalazł się na dworze, zagwizdał cicho.Potem dosiadł konia i ruszył kłusem przed siebie.Czuł, że kwiat zachwytu otwiera się w nim bezgłośnie.To wrażenie zjawiło się po raz pierwszy w chwili, gdy zapewnił wielebnego o szczerości swych uczuć wobec Beth.- Nie wiem, czy dzisiaj wygrałeś, ojcze, ale ja z pewnością coś zdobyłem - mruknął.***Niewielki instrument - przypominający delikatny, miniaturowy kilof - wniknął bez trudu w oko młodzieńca leżącego na wznak na stole demonstracyjnym.Wysoki, dziarski mężczyzna, który przedstawił się jako doktor Lone, poruszył zręcznie nadgarstkiem, a potem wydobył narzędzie.Gałka oczna pacjenta wróciła na poprzednie miejsce.- Proszę bardzo, panie i panowie! - podjął doktor Lone, zwracając się do audytorium zgromadzonego w nowym, ceglanym gmachu Towarzystwa Higieny Społecznej.- Przy minimalnym wydatku pieniędzy, czasu i wysiłku uczyniliśmy z wilka owieczkę! Kiedy się ocknie, nie będzie już pragnął bić, gwałcić, zabijać ani krzywdzić ludzi w żaden inny sposób! Wasze szacowne matki i niewinne córki nie będą już musiały obawiać się go po zmierzchu.Jest łagodny.Jest cichy.Jeśli pragniecie ujrzeć dowód prawdziwości moich słów, wróćcie tu jutro, gdy odzyska przytomność.Będziecie mogli zbadać go osobiście!Lone uniósł ręce, by uciszyć aplauz.- Panie i panowie, stoimy na progu nowej, humanitarnej ery.Ludzie podobni do tego osobnika, nieszczęsne ofiary najgorszych aspektów własnej natury, nie będą już musieli się tłoczyć w więzieniach i zakładach dla obłąkanych.Nie będą też więcej zagrażać praworządnym obywatelom! Ci byli przestępcy i obłąkańcy w swym nowym stanie nie będą również obciążeniem dla ciężko pracujących mężczyzn i kobiet, potrafią bowiem, równie pewnie jak woły, wykonywać proste prace fizyczne, które obecnie zlecamy słabym dzieciom i niebezpiecznym dzikusom.Krótko mówiąc, panie i panowie, zmienimy zło w dobro tanim i wydajnym sposobem.Raule stała z dala od podium, wśród zwykłej publiczności - pierwsze rzędy zajęli członkowie Towarzystwa, wśród których było sporo lekarzy z Kolegium w przyciągających spojrzenia czarnych togach - i słuchała przemowy tylko jednym uchem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •