[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och, wyłącz to - poprosiła Gussie.- Widziałam ten film już dwa razy.Wyszliśmy z kieliszkami na pokład.Ciemne i tajemnicze drzewa majaczyły na brzegach.Mała sowa przeleciała nad nami skrzecząc.Wietrzyk przyniósł zapach kwitnącej tawuły.Z oddali dochodził podniecający rytm muzyki, a na niebie wisiała łuna światła.- To przecież wesołe miasteczko! - zawołała rozradowana Gussie.- Pojedźmy tam!Żółte i czerwone namioty niczym bajkowe pałace wynurzały się bezładnie spomiędzy jasnozielonych kasztanowców, światła wielkiego koła migotały na podobieństwo gigantycznego fajerwerku.Słuchałam pulsowania muzyki, pomruku generatorów i stukotu piłek uderzających o łupiny orzechów kokosowych w pobliskim stoisku.Atmosfera wesołego miasteczka zawsze mnie podniecała.Od szalonej jazdy z Garethem po torze samochodowym - a zachowywał się jak niedoszły kierowca rajdowy - ze strachu stanęły mi dęba wszystkie włosy na głowie.Pocieszało mnie tylko, że nasze wyczyny obserwowali Jeremy i Gussie, tuląc w objęciach plakat z Garym Glitterem, porcelanowego psa i wielkiego różowego misia.Obok nich stała grupka wyrostków, którzy gwizdami i wrzaskiem wyrażali swój zachwyt, gdy przelatywaliśmy obok nich, a pęd powietrza wysoko podwiewał moją spódnicę, odsłaniając opalone uda.Taki zbiorowy zachwyt dobrze zrobi Jeremy’emu.Potem Gareth poszedł rujnować się na strzelnicy, a ja z Jeremym obserwowałam Gussie dosiadającą na karuzeli konia o czerwonych nozdrzach.Obiema rękami trzymała mosiężną poręcz, torebka wisząca na ramieniu tańczyła w powietrzu, oczy miała rozradowane; uśmiechała się za każdym razem, gdy nas mijała.A my zgodnie odpowiadaliśmy tym samym.Podniecające pulsowanie muzyki zrobiło swoje.Teraz albo nigdy.Kątem oka dostrzegłam, że wielkie koło zatrzymało się na chwilę, by zabrać kolejnych pasażerów.Karuzela Gussie również stanęła.- Chodźmy na wielkie koło - poprosiłam Jeremy’ego.- Nie boisz się?- Z tobą nie.- Musimy uważać, bo Gussie zacznie coś podejrzewać.- I bardzo dobrze - odparłam.W zgoła nieprzyzwoitym pośpiechu zajęliśmy miejsca.W tym momencie Gussie zsiadła z konia i zaczęła się rozglądać.- Tutaj! - zawołał Jeremy.Spojrzała w górę i z uśmiechem odkrzyknęła: - Uważajcie!Pięliśmy się coraz wyżej.Ze szczytu widać było na odległość wielu kilometrów.Księżyc wolny i swobodny żeglował po niebie.Pod nami rozciągały się rozświetlone wioski, ciemne połacie lasów, jaśniejsze łąki, a na prawo w oddali migotała rzeka.- Czyż to nie piękne? - spytałam, przysuwając się do niego.- Piękne - odparł, nie patrząc na krajobraz.Polecieliśmy w dół z tym strasznym uczuciem żołądka podchodzącego do gardła i zamierającego serca.Wrzeszcząc jak opętana, chwyciłam Jeremy’ego za ramię.- Wszystko w porządku? - zapytał, gdy znów poszybowaliśmy w górę.Nagle między nas wkroczyło przeznaczenie.Zatrzymano koło, żeby zabrać kolejnych pasażerów, a my byliśmy na samej górze, z dala od wszystkich.Przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.- Czego się tak boisz - zaczęłam miękko - potępienia Garetha czy zranienia Gussie?-1 jednego, i drugiego.Gussie nie zasługuje na takie potraktowanie.Poza tym czuję się winny, że sprowadziłem Garetha, podsunąłem mu kociaka, a teraz próbuję mu go odbić.- Wściekniesz się, jeśli wybiorę Garetha?- Pewnie tak.-1 uważasz, że to w porządku żenić się z Gussie w takiej sytuacji?- Myślę, że najbardziej boję się ciebie - wymamrotał.- Tak jak w dzisiejszym filmie Carmen Jones, zrobi się ze mnie żałosny Don Jose.Gdy odbierzesz mnie Gussie, szybko ci się znudzę.Wtedy się okaże, jak strasznie oszalałem na twoim punkcie, a zarazem, że nie potrafię cię przy sobie utrzymać.- Och, kochanie - mówiłam z kunsztownym łkaniem.- Czyż nie zdajesz sobie sprawy, że uwodzę mężczyzn tylko dlatego, że jestem nieszczęśliwa? Kiedy trafię na tego jedynego, będzie się liczył tylko on.Przecież umiałam dochować wierności Todowi.- Całkowicie?- Tak.Musisz mi zaufać.Jeremy spojrzał w niebo.- Chciałbym zebrać dla ciebie bukiet z gwiazd.Och, gdyby tak móc zostać na zawsze tu, w górze, i nigdy nie wrócić do rzeczywistości!Koło zaczęło się znów kręcić.- Musimy porozmawiać - wyszeptałam.- Poczekaj, aż Gussie zaśnie, i wymknij się na pokład.- Za duże ryzyko.Gareth śpi jak zając pod miedzą.- Dziś tak dużo wypił, że będzie spał jak suseł.- Napijecie się czegoś? - zapytał Gareth, kiedy wróciliśmy na łódź.- Padam prosto na wyro - odpowiedział Jeremy.- Od słońca strasznie boli mnie głowa.- Mam tabletki przeciwbólowe w walizce - odparł Gareth.- Zaraz ci przyniosę.Wyszedł z pokoju.Gussie plątała się po kuchni.Przysunęłam się do Jeremy’ego.- Naprawdę tak cię boli? - spytałam.Uśmiechnął się i przecząco pokręcił głową.- Boleć boli, ale zupełnie inna część ciała.- Tabletki na to nie pomogą - szepnęłam miękko.- Jedyne lekarstwo to przyjść później na pokład.- Kiedy mam się wymknąć?- Cóż, ja nie wytrzymam dłużej niż godzinę - rzuciłam, przeciągając językiem po wargach.W tym momencie wszedł Gareth z tabletkami.- Nie lubię brać takich rzeczy - bronił się Jeremy.- Połknij trzy - upierał się Gareth - to załatwi sprawę.Oddałabym wszystko za długą kąpiel w pachnącej wodzie.Ale jedyne, co mogłam zrobić, to stojąc boso na trzcinowej macie, namydlić cale ciało i wytrzeć je starym ręcznikiem, który przypominał ścierkę do podłogi.Nawet nie odważyłam się użyć perfum z obawy, że Gareth potraktuje to jako zachętę.Na szczęście, gdy wróciłam do kajuty, chrapał jak lokomotywa.Poczekałam pół godziny, po czym powoli wysunęłam się z łóżka, szukając po ciemku ściany i drzwi.Pretekst, który wymyśliłam wcześniej - szłam napić się wody - okazał się zbędny, bo Gareth nawet nie drgnął.Na palcach wyszłam z kabiny i wydostałam się na pokład [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •