[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego weszła do środka.Wie, że ty czekałaś na korytarzu, ale nie pamięta, co się stało potem.Zupełnie nic.- Krzyknęła - zapewniłam po raz kolejny.- A te drzwi zatrzasnęły mi się przed nosem.Pchałam i ciągnęłam za klamkę, ale bezskutecznie.Nie jestem niepoczytalna ani zamroczona.- Miałam już dość powtarzania tego w kółko, szczególnie że nikt najwyraźniej mi nie wierzył.- Z pewnością tak właśnie było, moja droga - powiedział Lawrence.- Teraz czekamy na przybycie miejscowego lekarza.On zbada, czy na pewno wszystko z tobą w porządku.Podniosłam się z wysiłkiem z kanapy.Przez chwilę czułam zawroty głowy, ale wracałam do siebie.- Nie chcę lekarza.Chcę się widzieć z Amelią.- Z pewnością bardzo się o nią martwisz - stwierdził Lawrence.- Ale teraz znów śpi.Mówiła, że jest bardzo zmęczona.- Czy to nie wydaje się wam podejrzane? Dlaczego miałaby być tak zmęczona? A nawet jeśli, to dlaczego ucięła sobie drzemkę na podłodze w pustej komnacie? Czemu zgasły świeczki? Może ktoś je zgasił?Zapadło milczenie.Wcale mi się to nie podobało.Powiodłam wzrokiem od jednej twarzy do drugiej.Lawrence był zatroskany, John wyglądał jak czarny anioł, który nie wie, co się dzieje, Flynt, lokaj Lawrence o małych, wrednych oczkach patrzył na mnie jak na kłamczuchę niegodną żadnego szacunku.Boynton, lokaj Johna, miał zmarszczone brwi.On także nic z tego nie rozumiał, podobnie jak jego pan i ja sama.Uśmiechnęłam się do niego, ale tym razem nie odpowiedział, a jego czoło nie wygładziło się nawet odrobinę.Pani Redbreast sprawiała wrażenie przestraszonej.Czyżby się obawiała, że jej nowa pani jest wariatką?- Idę do mojego pokoju - oświadczyłam, po czym ruszyłam do drzwi salonu, ciągnąc za sobą kremową narzutę.Szłam w samych pończochach, bo ktoś zdjął mi buty.- Nie zatrzymujcie jej - powiedział mój mąż do kogoś z pozostałych.- Później sprawdzę, jak się miewa.Skupiłam się na stawianiu kolejnych kroków, dopóki nie usłyszałam rozpaczliwego szczekania George'a, dobiegającego zza drzwi Błękitnej Komnaty.Na korytarzu spotkałam pannę Crislock, która zmierzała w moją stronę, machając białą dłonią.- Co robisz, moja droga? Właśnie schodziłam do ciebie.Słyszałam, że upadłaś.Co się stało?- Po prostu przewróciłam się na schodach.Już wszystko w porządku, Milly.Przyszłam do George'a.- Chyba wyczuł, że jesteś blisko, sama wiesz, jaki ma doskonały słuch.Zaraz obudzi wszystkich zmarłych, jeżeli nie otworzysz tych drzwi.Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się George, trzymający w pysku małą, żółtą mitenkę.Uklękłam, tonąc w narzucie, i rozpoczęłam zabawę w „oddaj to mamusi”.George zacisnął ząbki na trzymanym przedmiocie, a ja usiłowałam mu go wyrwać.Bałam się, że w końcu rozedrzemy rękawiczkę, więc spróbowałam przekupstwa i obiecałam George'owi więcej bekonu na śniadanie następnego dnia.W końcu udało mi się odwrócić jego uwagę, pstrykając mu palcami nad głową.Rozluźnił uścisk szczęk, a ja wyciągnęłam mitenkę.Nie mogła należeć do dorosłej kobiety.Była dziecięca.Ale czyja? Nie widziałam jeszcze w Devbridge żadnych dzieci.- Milly, naprawdę czuję się już dobrze - powiedziałam przez ramię.- Czy mogłabyś pójść teraz do pani Redbreast i przekonać ją, że nie jestem wariatką? Albo przynajmniej, że nie stanowię zagrożenia dla otoczenia.Wydaje mi się, że to ona i Brantley rządzą całym domem.- Oczywiście, skarbie.Mam nadzieję, że to prawda, co mówisz - odparła panna Crislock, po czym poklepała mnie po ramieniu i wyszła.Zauważyłam, że jej piękne, bladoniebieskie oczy przybrały nieufny wyraz.Ale jak mogłam ją uspokoić? Sama nie bardzo rozumiałam, co się dzieje.Po powrocie do sypialni stwierdziłam, że nie mam ochoty więcej z niej wychodzić.Czułam się tam bezpiecznie, nawet pomimo tych dziur po kratach we framugach okien.Wciąż myślałam o tym, co się stało, ale absolutnie nie potrafiłam tego wytłumaczyć.Miałam zamiar zaczekać, aż Amelia się obudzi, i o wszystko ją wypytać.Przecież musiała coś zapamiętać.Minęła godzina, więc George zaczął się niecierpliwić.Wskoczył na łóżko i usadowił się na mojej klatce piersiowej, tak blisko twarzy, że mógł mnie trącić nosem.Po chwili szczeknął wymownie.- Pewnie chcesz wyjść, co? Czuję się raczej żywa niż nieżywa, więc zaczekaj, włożę buty i pójdziemy.Na szczęście nie spotkałam nikogo z rodziny.Otworzyłam drzwi prowadzące do małego ogródka, którego ceglane mury pokrywały kwitnące róże.A przynajmniej tak musiało to wyglądać na wiosnę.Rzuciłam George'owi jego ulubiony patyk.Mój pies rzucił się za nim ze szczekaniem, ale w końcu się zorientował, że nie da rady jednocześnie ujadać i biec.Usiadłam na pięknej białej ławce.Nad moją głową piął się bluszcz.Przymknęłam oczy, oddychając głęboko chłodnym, czystym powietrzem.Słońce łagodnie ogrzewało mi twarz.Poobijane ciało zaczęło dawać o sobie znać, ale mnie bardziej martwiła dziwna, tajemnicza historia Amelii.Chciałam dowiedzieć się prawdy za wszelką cenę.Amelia musiała pamiętać więcej, niż twierdziła.Czy naprawdę wszyscy uwierzyli, że po prostu zasnęła na środku pustej komnaty?Ocknęłam się, kiedy George uderzył mnie patykiem w kolano.Rzuciłam mu go jeszcze raz i znowu zamknęłam oczy.Tym razem obudził mnie dziwny dźwięk, który przyprawił mnie o dreszcze.Po porannych wydarzeniach nie potrzebowałam wiele, żeby wpaść w panikę.Już chciałam uciekać, ale nagle stwierdziłam, że nie mam się czego bać.Parę metrów ode mnie stała ładna dziewczynka w wieku najwyżej dwunastu lat.Wyglądała jak mała księżniczka.Miała blond włosy z delikatnym odcieniem rudego i przepiękne, szaroniebieskie oczy.- Jaki uroczy.Kto to? - zapytała, wskazując na George'a, który właśnie truchtał w moją stronę z patykiem w zębach.- Nazywa się George i jest terierem rasy Dandie Dinmont - powiedziałam.- I zgadzam się z tobą, to najwspanialszy i najpiękniejszy pies w Anglii.George stanął jak wryty na pół metra przed dziewczynką.Po chwili upuścił patyk i zaczął merdać ogonem.- Chyba cię polubił.Jak masz na imię?- Ja? Judith.A ty?- Czy przypadkiem nie zgubiłaś ostatnio żółtej rękawiczki?- Ach tak.Panna Gillbank bardzo mnie krytykowała za roztargnienie.Nawet nie wiem, gdzie ją zostawiłam.- W Błękitnej Komnacie.To George ją znalazł.Ja nazywam się Andy i teraz będę tu mieszkać.- Czemu? Kim jesteś? Andy to dość dziwne imię.- Możliwe, ale bardzo do mnie pasuje.Jestem hrabiną Devbridge, przyjechałam wraz z hrabią wczoraj wieczorem.- Niesamowite - powiedziała Judith, po czym uklękła przy George'u, ignorując mnie całkowicie.Mój pies uważnie obwąchał jej palce, po czym podszedł bliżej.- Czy mogę mu rzucić patyk? - zapytała Judith.- Oczywiście, jeśli chcesz.Judith cisnęła gałązkę daleko, na drugi koniec ogrodu.Była bardzo silna - patyk omal nie uderzył w mur.George rzucił się do biegu.Patrzyłam, jak dziewczynka zrywa się na równe nogi i bije mu brawo.Coś w jej twarzy wyglądało znajomo, ale nie potrafiłam powiedzieć co.- Często bywasz w Devbridge Manor? Odwróciła się w moją stronę ze zdziwioną miną.W tym samym czasie George wrócił z patykiem i wpadł jej w ramiona.Judith przykucnęła na ziemi, nie bacząc na sukienkę.Śmiała się i pieściła mojego psa dopóty, dopóki nie poczuł się usatysfakcjonowany.Po chwili George udał się na poszukiwania odpowiedniego krzaczka, a ja ponownie zadałam pytanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •