[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oboje wiemy, z jakiego powodu zmieniłeś pracę: potrzebowałeś pieniędzy.Liczyłeś na wyższe zarobki, tak jak wszyscy, którzy wchodzą w układy z Japończykami.Wiesz dobrze, jak oni załatwiają takie sprawy.Każdemu coś kapnie.Ty zyskałeś, ale zyskał również twój wydział.Szef także coś dostał.O każdego trzeba odpowiednio zadbać, jeśli chce się mieć za łącznika tego a nie innego kandydata.Japończycy już wtedy musieli mieć na ciebie haka.Teraz mają również haka na mnie.Wszystko dlatego, że w ubiegłym roku nie pojechałeś ponownie do Las Vegas.- I właśnie dlatego uważasz, że musisz mi odebrać prawo do opieki nad Michelle?Westchnęła.- W tej chwili musimy po prostu grać wyznaczone nam role.Zerknęła na zegarek i obejrzała się na reporterów.Domyśliłem się, że chce jak najprędzej z tym skończyć, stanąć przed kamerami i wygłosić mowę, którą zapewne przygotowała wcześniej.Lauren lubowała się w tego typu dramatycznych wystąpieniach.- Tylko czy jesteś pewna swojej roli, Lauren? W ciągu kilku godzin wokół tej sprawy zrobi się wielki szum, chcesz być w to zamieszana?- Już jestem zamieszana.- Jeszcze nie.Wyjąłem z kieszeni zdjęcie i pokazałem jej.- Co to jest?- Fragment obrazu zarejestrowanego wczoraj wieczorem na taśmie wideo przez służby ochrony Nakamoto.Wtedy gdy zamordowano Cheryl Austin.- Żartujesz? - Oczy jej się rozszerzyły.- Ani trochę.- I chcesz to ujawnić?- Będę musiał.- Masz zamiar aresztować senatora Mortona? Chyba ci się całkiem poprzewracało w tym twoim zakutym łbie.- Możliwe.- Nie zobaczysz już światła dziennego, Peter.- Możliwe.- Zakopią cię tak szybko i tak głęboko, że nawet się nie zorientujesz.- Możliwe.- Nie wolno ci tego robić i świetnie wiesz dlaczego.Ostatecznie najbardziej by na tym ucierpiała Michelle.Nie odpowiedziałem.Chyba z każdą chwilą brzydziłem się nią coraz bardziej.Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu, Lauren stukała obcasami o chodnik.- Peter - rzekła w końcu.- Jeśli się upierasz, że trzeba doprowadzić tę zwariowaną sprawę do końca, nic na to nie mogę poradzić.Po przyjacielsku radziłabym ci jednak zrezygnować, inaczej nie zdołam ci w żaden sposób pomóc.Wciąż się nie odzywałem.Patrzyłem na nią uważnie.W ostrym słońcu dostrzegłem na jej twarzy pierwsze zmarszczki, a na zębach ślady szminki.Lauren zdjęła ciemne okulary i spojrzała na mnie, jak gdyby zaniepokojona.Znów się odwróciła i popatrzyła w stronę reporterów.Nerwowo postukała okularami w wierzch dłoni.- Jeśli tak sprawy wyglądają, Peter, to chyba lepiej się wstrzymam na dzień lub dwa i zobaczę, co z tego wyjdzie.- Rozumiem.- Doszłam jednak do wniosku, że nie należy łączyć kwestii opieki nad Michelle z tamtym oskarżeniem.- Z powrotem włożyła okulary.- Żal mi cię, Peter.Mówię szczerze.Miałeś niezłe perspektywy, dowiedziałam się ostatnio, że rozpatrywano twoją kandydaturę na stanowisko zastępcy szefa wydziału.Ta sprawa ci jednak nie pomoże.Skwitowałem to uśmiechem.- Co z tego?- Czy masz jakikolwiek dowód poza tą fotografią?- Nie wiem, czy powinienem ci zdradzać szczegóły.- Jeśli dysponujesz tylko tą fotografią, nic nie wskórasz.Zdjęcia nie mogą być użyte jako dowód w sądzie, zbyt łatwo je podrobić.- Zobaczymy.- Stawiasz wszystko na jedną kartę: swoją pracę, karierę zawodową, przyszłość dziecka.Absolutnie wszystko.Ocknij się.Co ci z tego przyjdzie?Ruszyła z powrotem w stronę samochodu, poszedłem za nią.Milczeliśmy oboje.Myślałem, że przynajmniej zapyta, jak się czuje Michelle, lecz jej nie to było w głowie.Nie zdziwiłem się zanadto.Zawsze miała jakieś ważniejsze sprawy.Zatrzymałem się na chodniku, ona obeszła maskę i chciała już otworzyć drzwi od strony kierowcy.- Lauren.Spojrzała na mnie ponad dachem samochodu.- Zatrzymaj tę informację tylko dla siebie, co najmniej przez dobę, zgoda? Żadnych poufnych telefonów.- Nie martw się - odparła.- O niczym nie wiem.Szczerze mówiąc, zaczynam w ogóle żałować, że cię kiedykolwiek spotkałam.Wsiadła i odjechała.Poczułem się nagle rozluźniony, napięcie minęło.Ulżyło mi nie tylko z tego powodu, że zdołałem namówić Lauren do wycofania oskarżenia, przynajmniej na jakiś czas.Było coś jeszcze, co sprawiło, że poczułem się tak, jakby mi ktoś zdjął wielki ciężar z barków.25Wraz z Connorem weszliśmy tylnymi drzwiami do mego domu, unikając spotkania z reporterami.Zrelacjonowałem mu wszystko, lecz tylko wzruszył ramionami.- To cię zaskoczyło? Mówię o sposobie wyboru oficera łącznikowego.- Trochę.Nigdy się tym nie interesowałem.Pokiwał głową.- Właśnie tak to się odbywa.Japończycy są mistrzami w tworzeniu tego, co nazywają systemem zachęty.Na początku w wydziale było sporo obiekcji w kwestii dopuszczenia obcych do głosu przy wyborze łącznika.Ale Japończycy argumentowali, że ich rekomendacje w żaden sposób nie będą wiążące, nie ukrywali jednak, iż wybór odpowiedniej osoby na to stanowisko ma dla nich ogromne znaczenie.- Aha.- Chcąc wykazać, że mają dobre intencje, zaproponowali spory wkład do naszego funduszu emerytalnego.- Jaka to była suma?- Chyba pół miliona.Później zaproszono szefa do Tokio na konsultacje w sprawie nowego systemu ewidencji kryminalistów.Trzytygodniowa wycieczka, z czego tydzień na Hawajach.Najlepsze hotele, pełen luksus.Wiesz, jak stary to lubi.Minęliśmy podest pierwszego piętra.- No i kiedy szef wrócił, okazało się, że wydział w zasadzie nie ma prawa ignorować rekomendacji społeczności azjatyckiej.Zbyt wiele było do stracenia.- Czuję się jak podrzutek.- Zawsze możesz zrezygnować - rzekł Connor.- Czy udało ci się nakłonić żonę do wycofania oskarżeń?- Byłą żonę.Lauren doskonale potrafi wyczuć sytuację, jest znakomicie wyszkolonym pieskiem polityków.Ale musiałem jej zdradzić, kto jest mordercą.Wzruszył ramionami.- Nie będzie mogła wykorzystać tej informacji, przynajmniej w najbliższym czasie.- A co ze zdjęciami? Powiedziała, że nie możemy ich przedstawić w sądzie.Sanders mówił to samo.Czy mamy inne dowody?- Pracuję nad tym - odparł Connor.- Myślę, że coś zdobędziemy.- Jak?Ponownie wzruszył ramionami.Stanęliśmy przed drzwiami mego mieszkania.Otworzyłem je i weszliśmy do kuchni.Nie było tu nikogo.Minąłem przedpokój i zacząłem nasłuchiwać przed wyjściem na klatkę, ale na zewnątrz panowała cisza.Drzwi do salonu były zamknięte.Poczułem delikatny zapach dymu z papierosów.Elaine, moja gosposia, stała w pokoju przy oknie i wyglądała na gromadę reporterów czekających na chodniku.Odwróciła się szybko na dźwięk moich kroków.Sprawiała wrażenie przestraszonej.- Z Michelle wszystko w porządku?- Tak.- Gdzie ona jest?- Bawi się w salonie.Odwróciłem się.- Poruczniku! - zawołała za mną Elaine.- Chcę panu wpierw coś powiedzieć.- Nieważne - rzekł Connor.- Już wszystko wiemy.Elaine i kapitan ruszyli za mną.Otworzyłem drzwi salonu.I wtedy przeżyłem największy szok w moim życiu.26John Morton siedział na krzesełku przed lustrem w studiu telewizyjnym, z zawiązaną pod brodą serwetką, a charakteryzatorka pudrowała mu czoło.Jego doradca, Woodson, podszedł do niego i rzekł:- Doradzają panu w ten sposób załatwić tę sprawę.Wręczył mu wydruk z telefaksu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •