[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Erms nie odzywa³ siê d³u¿sz¹ chwilê.Potar³ rêk¹ czo³o, podrapa³ siê za uchem,westchn¹³.- Pan zgubi³ instrukcjê - rzek³ wreszcie - no, tak.To, owszem, to jest coœ.Ztego bêdzie dyscyplinarka.Choæbym nie chcia³, muszê wdro¿yæ postêpowanie.Aleto nic takiego, o ile - zerkn¹³ na mnie bystro - nie opuszcza³ pan Gmachu.Nieopuszcza³ pan, co?- Nie.- Chwa³a Bogu! - odetchn¹³.- W takim razie bêdzie to raczej formalnoœæ.Za³atwimy to póŸniej.Co do pañskich ostatnich s³Ã³w, to - ja nie s³ysza³em ich,wie pan.By³oby bardzo niedobrze, gdyby ka¿de podenerwowanie cennego pracownikamia³o.mog³o mnie dotkn¹æ.To by œwiad­czy³o jak najgorzej - po prostu, ¿enie nadajê siê na to miejsce! - stukn¹³ garœci¹ w biurko.- Pan nie wierzy wmoj¹ serdecznoœæ.No bo, niby - dlaczego mia³bym pana lubiæ? Za co? Nie znamysiê prawie i w ogóle - roz³o¿y³ rêce - ale to nie tak.Proszê tylko zwa¿aæ nato, co powiem: jestem nie tylko urzêdnikiem, wertuj¹cym te nieszczêsne papiery,biurokrat¹ zakazanym - wyr¿n¹³ w nie piêœci¹, a¿ zafalowa³y z szelestem - ale,i to przede wszystkim, koñcow¹ stacj¹, jestem portem, z którego wychodz¹ nasinajlepsi ludzie - tam.No, a nie bêdê mówi³ panu, wyró¿nionemu Misj¹ Specjaln¹,co tam czeka.Wiêc, choæ ja pana naturalnie nie znam, chocia¿eœmy siêprywatnie nie stykali, to jednak wiem, wierzê, w oparciu o to wyró¿­nienie(Misja nie jest przecie dla byle kogo), ¿e pan za­s³uguje na szacunek,zaufanie, na serdecznoœæ, tym bardziej ¿e nie dla osobistych wzglêdów bêdziepan tego przez niewiadomy czas pozbawiony, co tam - nara¿ony na srogieniebezpieczeñstwa.To¿ ja bym ostatni¹ kanali¹ by³, gdy­bym w takiej sytuacjinie stara³ siê, wedle si³, pomóc panu, nie tylko w zakresie urzêdowych,s³u¿bowych obowi¹zków, ale w ka¿dym wzglêdzie i w ka¿dej sprawie! ¯e niepa­miêtam treœci tej instrukcji? Pan siê o to gniewa.Mo¿e i s³usznie.Jarzeczywiœcie (niezale¿nie od masy spraw, które mam na g³owie) marn¹ posiadampamiêæ.Ale prze³o­¿eni nie maj¹ mi tego chyba za z³e - bo w naszym zawodzienie jest dobrze pamiêtaæ zbyt wiele.Ot, dajmy na to, wyjedzie pan z Misj¹, aja, najzupe³niej niechc¹cy, przez sen, przez roztargnienie, przez pomy³kê,wypaplam jakiœ szczegó³, pozornie drobny, który mo¿e doprowadziæ, przekazanytam kana³ami, do pañskiej zguby.Do zguby, rozumie pan?! Wiêc czy nie lepiej,¿ebym, zamiast pilno­waæ siê nieustannie (co i tak robiê), naprawdê, od razu igruntownie wszystko zapomina³?! Przecie¿ - pan wyba­czy chyba - nie ka¿dy wkoñcu gubi tak wa¿n¹, tak zasadnicz¹ rzecz jak instrukcja, i trudno wymagaæ,¿ebym by³ na to specjalnie przygotowany.Tak wiêc proszê nie mieæ do mnie¿alu.Postêpowanie wdro¿ymy, to swoj¹ drog¹, a pan musi siê przede wszystkimwyzbyæ nieuzasad­nionych podejrzeñ.- Dobrze - powiedzia³em - rozumiem pana.Przy­najmniej staram siê rozumieæ.Aleco z instrukcj¹? Musz¹ przecie¿ byæ gdzieœ orygina³y!- Naturalnie! - odpar³, odrzucaj¹c charakterystycz­nym ruchem jasne kosmyki zczo³a.- Naturalnie, ¿e s¹, w sejfie, u g³Ã³wnodowodz¹cego.Ale ¿eby do nichdotrzeæ, trzeba specjalnego zezwolenia, pan chyba rozumie.Od rêki siê tego nieza³atwi.To nie potrwa d³ugo - dorzuci³ poœpiesznie, jakby chc¹c rozwiaæ mójniepokój.- A czy bêdê móg³ zostawiæ to - to znaczy, z³o¿yæ u pana? - spyta³em, k³ad¹c nabiurku teczkê, któr¹ wy³us­ka³em spoœród mych papierów.- Co to jest?- Nie mówi³em panu? Teczka, któr¹ mi pod³o¿ono.- Pan znowu swoje! Potrz¹sn¹³ g³ow¹.- Kto wie - mrukn¹³ na po³y do siebie - czy nie powinienem skierowaæ pana doWydzia³u Lekarskiego.Z tymi s³owy rozwi¹za³ tasiemki i rzuci³ okiem na oba le¿¹ce z wierzchu, bia³¹nitk¹ zeszyte arkusze.Przypatrywa³ im siê chwilê ze szczególnym wyrazemtwarzy.- Pi.pi.- mrukn¹³.Podniós³ na mnie jasne oczy.- Pozwoli pan, ¿e wyjdê na chwilê? Kilkanaœcie se­kund, dos³ownie.Nie protestowa³em, tym bardziej ¿e zabiera³ kompro­mituj¹cy mnie dokument.Wyszed³ do bocznego pokoju, nie zamykaj¹c nawet drzwi; s³ysza³em, jak suwakrzes³em, po czym nasta³a cisza, przerywana tylko leciutkim poskrzypy-waniem.Wsta³em i podszed³em wolno do uchylonych drzwi.Erms siedzia³ plecami do mnie, przy ma³ym biurku, pod reflektorem, i znajwiêksz¹ uwag¹ wodzi³ o³Ã³wkiem po karcie czystego papieru - odrysowuj¹c zle¿¹cego pod rêk¹ mojego arkusza plan Gmachu.Nie wierz¹c w³asnym oczom,przest¹pi³em próg.Pod³oga trzasnê³a.Erms odwróci³ siê, dojrza³ mnie stoj¹cegow drzwiach - i drgnienie, które przeszy³o jego twarz, rozla³o siê w poczciwyuœmiech.- Ju¿ - powiedzia³ wstaj¹c - nie chcia³em byæ nie­grzeczny i robiæ coœ przypanu - to dlatego.Odrysowany plan odrzuci³ z ostentacyjn¹ jak¹œ nie-dba³oœci¹ na biurko, tak ¿e,przeœlizn¹wszy siê po jego tafli, spocz¹³ na samym jej krañcu, zwisaj¹c nadpod³og¹, i ru­szy³ do mnie z orygina³em w rêku.- Ale¿ to mia³o zostaæ u pana - wyb¹ka³em, bo mi go podawa³, wci¹¿ jeszcze niewiedz¹c, co mam myœleæ0 ca³ej tej scenie.- A có¿ ja bym z tym robi³? Proszê z³o¿yæ to w Sekcji Zdawczej DziennikaPodawczego - i tak musi pan tam pójœæ, ¿eby zaprotoko³owaæ zgubê instrukcji.Gdyby nie to, ¿e takie rzeczy musi siê za³atwiaæ osobiœcie, zrobi³bym tonaturalnie za pana.Wróciliœmy do gabinetu i zasiedli, ka¿dy po swojej stronie biurka.- Wiêc jak¿e bêdzie z orygina³em instrukcji? Czy muszê czekaæ na koniecpostêpowania dyscyplinarnego? - odezwa³em siê pierwszy, lecz, nie czekaj¹c jegoodpo­wiedzi, tym samym tonem, niespodziewanie dla siebie, doda³em:- Czemu pan odrysowa³ ten plan?- Odrysowa³? - Erms potrz¹sn¹³ g³ow¹ z uœmie­chem.- Przywidzia³o siê panu.Pragn¹³em tylko, porów­nuj¹c go z prawdziwym, sprawdziæ jego autentycznoœæ.Kr¹¿y mnóstwo falsyfikatów, wie pan.Nieprawda! Dobrze widzia³em! Odrysowa³ pan! - chcia³em krzykn¹æ, ale zauwa¿y³emjedynie:- Ach, tak? I co - czy jest dobry?- W³aœciwie nie powinienem panu tego powiedzieæ, ale niech tam.- przechyli³siê z szelmowskim uœmiesz­kiem przez biurko.- Ma miejsca prawdziwe, aledrugie1 trzecie skrzyd³o nie zgadza siê.tylko proszê zachowaæ to dla siebie,dobrze?- Naturalnie! - odpar³em, gotuj¹c siê do wyjœcia, gdy przypomnia³ sobie, ¿e madla mnie kartki obiadowe.Zacz¹³ ich szukaæ, poklepuj¹c siê szybko pokieszeniach i mrucz¹c k¹œliwe s³Ã³wka pod w³asnym adresem.- Gdzie¿ ja to, u pioruna.Co za g³owa, co za g³o­wa! - • powtarza³ cicho azaciekle, wyrzucaj¹c z kieszeni na biurko osobiste drobiazgi: zauwa¿y³em, ¿e ion mia³ ma­leñki, z pla¿y pewno, nakrapiany kamyczek.Patrza³em na niego, z d³oñmi na oparciu krzes³a, za którym sta³em.Czypowiedzia³ przed chwil¹ prawdê? Ale widzia³em przecie¿ na w³asne oczy, ¿e nieporównywa³ pla­nu z innym, lecz kalkowa³ go! Mog³em na to przysi¹c! Có¿ mia³emo nim s¹dziæ? Dlaczego odrysowa³ sobie tajny plan?Szef Wydzia³u Instrukcyjnego, który pracuje zarazem dla [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •