[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otwart¹ przestrzeñ zprzodu ca³kowicie przes³oni³a gêsta mg³a, szara niby dym.Gdy opuœci³am las,otoczy³a mnie ze wszystkich stron.Obejrzawszy siê po jakimœ czasie, niezobaczy³am ju¿ drzew, tylko nieprzenikniony wa³ tej mg³y czy dymu.Pozostawi³am wiêc za sob¹ martwy las, ale nie zdo³a³am siê uwolniæ od upartegoptaszyska.Ju¿ nie próbowa³ przeszkadzaæ mi iœæ, tylko zatacza³ gór¹ krêgi.Znowu uda³o mi siê zapanowaæ nad sob¹, powœci¹gn¹æ strach.Gillan.kim by³a Gillan? Dlaczego.Przecie¿ to ja by³am Gillan! Zatrzyma³amsiê w morzu traw.Szuka³am Gillan, mimo ¿e ja tak¿e ni¹ by³am.Jak to mo¿liwe?O¿y³o we mnie niejasne wspomnienie.Kiedyœ istnia³a jedna Gillan, a potem dwie.Muszê odszukaæ tê drug¹, ¿eby dwie znów mog³y staæ siê jedn¹.Ten monstrualnyptak nazwa³ mnie Gillan i ja by³am Gillan.A zatem przynajmniej pod tymwzglêdem mówi³ prawdê i nie k³ama³.Spojrza³am na kr¹¿¹c¹ w górze istotê.Z trudem sformu³owa³am w myœli pytanie:"Kim.jesteœ?"Ptak zatrzepota³ energicznie skrzyd³ami i jeszcze szybciej zawirowa³ nade mn¹."ChodŸ.ChodŸ!"Czy próbowa³ poci¹gn¹æ mnie za sob¹ dla jakichœ w³asnych celów, tak jak tamtenpotwór z jeziora do swojej paszczy? Zawaha³am siê; trawiasta równina by³a dlamnie nieznanym oceanem.Mog³am d³ugo b³¹kaæ siê we mgle, która j¹ przes³ania³a.Mo¿e jednak powinnam pójœæ za ka¿dym przewodnikiem, który zechce mnie przez ni¹przeprowadziæ.Czy to inna pu³apka? Byæ mo¿e, ale nie poczu³am niepokoju, gdyponownie popatrzy³am na lataj¹cego potworka.Nie sformu³owa³am zgody w ¿aden konkretny sposób, lecz teraz ptak pomkn¹³prosto we mg³ê.Zawsze jednak siê pojawia³, kiedy tylko pomyœla³am, ¿e znikn¹³na dobre.I tak ruszyliœmy przez ow¹ bezkresn¹ równinê.Szara trawa by³anieruchoma i nie zauwa¿yliœmy ¿adnych poruszaj¹cych siê stworzeñ."Gillan!"Raz czy dwa razy wys³a³am nieme wezwanie do tej, która kiedyœ by³a mn¹, ale nieotrzyma³am odpowiedzi.A ptak te¿ nie przemówi³ w moim umyœle.To, ¿e opuœci³am las, nie odstraszy³o id¹cych moim tropem myœliwych.S¹dzê, ¿ewahali siê jakiœ czas, zanim zapuœcili siê na otwart¹ przestrzeñ, z dala odswych terenów ³owieckich.Ale sk³oni³ ich do tego g³Ã³d, równie silny, jak mojepragnienie zjednoczenia z drug¹ Gillan.I w³aœnie kiedy to wyczu³am, ptakwróci³, by jeszcze raz mnie okr¹¿yæ."Poœpiesz siê.poœpiesz siê!"Mg³a by³a pow³ok¹, która zdawa³a siê wêdrowaæ razem ze mn¹, ograniczaj¹cwprawdzie zasiêg mojego wzroku, lecz nigdy nie otoczy³a mnie ciasnympierœcieniem.Zawsze bowiem przestrzeñ wokó³ mnie by³a od niej wolna i nadobrych kilkanaœcie stóp przed sob¹ widzia³am drogê, któr¹ sz³am.Ptak wlatywa³i wylatywa³ z mg³y, wci¹¿ do mnie wracaj¹c.Wyda³o mi siê, ¿e teraz grunt zacz¹³ siê obni¿aæ w porównaniu z pierwotnympoziomem równiny.A trawa wprawdzie nadal by³a wysoka, ale ju¿ nie tak gêsta, ico jakiœ czas rzed³a, ods³aniaj¹c p³aty go³ej ziemi.Ta zaœ straci³a dawn¹twardoœæ i ugina³a mi siê pod nogami.Ptak przysiad³ na skraju takiego ³ysegoplacka i chodzi³ tam i z powrotem, gdy siê do niego zbli¿a³am.Lecz kiedychcia³am go wymin¹æ, zagrodzi³ mi drogê: wyprostowa³ siê i bi³ skrzyd³ami, nibycz³owiek machaniem r¹k ostrzegaj¹cy bliŸniego przed jakimœ niebezpieczeñstwem.,,Dlaczego?" - zapyta³am go.,,Niebezpieczeñstwo!''Nie wzlecia³ ponownie w powietrze, tylko szed³ obok mnie z lewej, ko³ysz¹c siêniezgrabnie jak kaczka.Przebywa³ odleg³oœæ od jednej kêpy trawy do drugiejraczej skacz¹c ni¿ podlatuj¹c, a potem czeka³ na mnie i obserwowa³ otoczenie.Skrawki terenu, których tak starannie unika³, by³y g³adkie i wiêksze od innych.W pewnej chwili niechc¹cy kopnê³am grudê ziemi z tkwi¹cymi w niej ŸdŸb³amitrawy.Upad³a na jedno z takich miejsc i zosta³a wessana, jakby usta ziemirozwar³y siê i wci¹gnê³y j¹ wraz z oddechem.Posuwaliœmy siê teraz tak wolno, jakbyœmy pe³zli, ptaszysko bowiem nie by³oprzystosowane do chodzenia.A pogoñ zbli¿a³a siê i myœliwi ju¿ jej nieprzed³u¿ali dla samej przyjemnoœci biegu.Chcieli zakoñczyæ ³owy, dopaœæ izabiæ zdobycz i wróciæ do swego widmowego lasu."Nadchodz¹!"Próbowa³am dotrzeæ do inteligencji ukrytej w pokracznym stworzeniu, któreprowadzi³o mnie od jednego do drugiego niepewnego oparcia dla stóp na tymzdradzieckim gruncie.Daremnie.Ptak zamacha³ szybciej skrzyd³ami i po raz ostatni skoczy³ w powietrze.Zagrodzi³ mi drogê szeroki pas owej g³adzizny.Dalej rozci¹ga³a siê trawiasta,a wiêc bezpieczna przestrzeñ.Jako istota bezskrzyd³a zw¹tpi³am, czy zdo³amprzeskoczyæ na drug¹ stronê.Us³ysza³am za sob¹ wêszenie! Pierwszy prawdziwy dŸwiêk, jaki dotar³ do mnie wtym koszmarnym œwiecie.Muszê jakoœ przebyæ tê pu³apkê, przecie¿ nie mogêzawróciæ.Mój przewodnik kr¹¿y³ w górze, a jego ponaglaj¹ce okrzykidŸwiêcza³y mi w g³owie."Musisz!"Muszê? Jak? Jak mo¿na dokonaæ rzeczy niemo¿liwej? Niewa¿ne, jak mocno siêczegoœ pragnie.Pragnie?! Wola.pragnienie, silne, bardzo silne.Czy natyle, ¿eby teraz przenieœæ mnie w bezpieczne miejsce? Nikt mi nie pomo¿e.Wytê¿y³am wolê siêgaj¹c do wszystkich ukrytych rezerw.Zapomnia³am o drugiejGillan, mój œwiat zawêzi³ siê do pasa ziemi i do koniecznoœci przedostania siêna jego drug¹ stronê.Potem skoczy³am.Upad³am jak d³uga, czepiaj¹c siê trawy.W kostce poczu³am ostry ból, jakbychwyci³y j¹ wielkie zêby, mia¿d¿¹ce cia³o w poszukiwaniu koœci.Szarpnê³am siê,wytê¿aj¹c nie tylko si³y fizyczne, ale i wolê.Niewidoczna paszcza rozchyli³asiê powoli, niechêtnie.Jeszcze raz siê szarpnê³am, podci¹gnê³am i w koñcu,wolna, leg³am na trawie.Kiedy spojrza³am na nogê, zobaczy³am wokó³ kostkiblady pierœcieñ, ledwie widoczny na mojej bia³ej skórze.Stopa poni¿ej by³aszara, wilgotna i zimna jak lód.Wprawdzie mog³am na niej staæ, lecz prawie jejnie czu³am, i posz³am naprzód kulej¹c."Dalej!"Mój skrzydlaty przewodnik nie musia³ mnie ponaglaæ.Ale nawet je¿eli mój duchgotów by³ mkn¹æ równie szybko jak on, cia³o musia³o iœæ wolniej.Na szczêœciedotarliœmy do twardego gruntu, bez zasysaj¹cych jam."Gillan?"Wstrz¹œniêta, uczepi³am siê mocnego pêku trawy.OdpowiedŸ! Nie od ptaka w górze- tym razem nie.Gdzieœ z przodu.Czy mog³am jej uwierzyæ?Tak! Nagle poczu³am bardzo silne przyci¹ganie, jakiego dot¹d nie zna³am.Przyci¹ganie, które w jednej chwili sta³o siê integraln¹ czêœci¹ mojej istoty,i nie mog³am ju¿ zawróciæ z drogi, nawet gdybym chcia³a."Gillan!"Potykaj¹c siê odesz³am od kêpy trawy i ruszy³am dalej chwiejnym krokiem.Dopiero po jakimœ czasie zorientowa³am siê, ¿e by³am sama i ¿e ptak, którywyprowadzi³ mnie z lasu, przesta³ byæ moim towarzyszem podró¿y.Lecz ju¿ go niepotrzebowa³am, mia³am bardziej pewnego przewodnika.Niewidoczni myœliwi wci¹¿ siê skradali.Znów wyczu³am ich niepewnoœæ i wahanie.PóŸniej w moim umyœle (a nie w uszach) rozleg³ siê wrzask, przedœmiertny krzykczegoœ ¿ywego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]