X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otwart� przestrze� zprzodu ca�kowicie przes�oni�a g�sta mg�a, szara niby dym.Gdy opu�ci�am las,otoczy�a mnie ze wszystkich stron.Obejrzawszy si� po jakim� czasie, niezobaczy�am ju� drzew, tylko nieprzenikniony wa� tej mg�y czy dymu.Pozostawi�am wi�c za sob� martwy las, ale nie zdo�a�am si� uwolni� od upartegoptaszyska.Ju� nie próbowa� przeszkadza� mi i��, tylko zatacza� gór� kr�gi.Znowu uda�o mi si� zapanowa� nad sob�, pow�ci�gn�� strach.Gillan.kim by�a Gillan? Dlaczego.Przecie� to ja by�am Gillan! Zatrzyma�amsi� w morzu traw.Szuka�am Gillan, mimo �e ja tak�e ni� by�am.Jak to mo�liwe?O�y�o we mnie niejasne wspomnienie.Kiedy� istnia�a jedna Gillan, a potem dwie.Musz� odszuka� t� drug�, �eby dwie znów mog�y sta� si� jedn�.Ten monstrualnyptak nazwa� mnie Gillan i ja by�am Gillan.A zatem przynajmniej pod tymwzgl�dem mówi� prawd� i nie k�ama�.Spojrza�am na kr���c� w górze istot�.Z trudem sformu�owa�am w my�li pytanie:"Kim.jeste�?"Ptak zatrzepota� energicznie skrzyd�ami i jeszcze szybciej zawirowa� nade mn�."Chod�.Chod�!"Czy próbowa� poci�gn�� mnie za sob� dla jakich� w�asnych celów, tak jak tamtenpotwór z jeziora do swojej paszczy? Zawaha�am si�; trawiasta równina by�a dlamnie nieznanym oceanem.Mog�am d�ugo b��ka� si� we mgle, która j� przes�ania�a.Mo�e jednak powinnam pój�� za ka�dym przewodnikiem, który zechce mnie przez ni�przeprowadzi�.Czy to inna pu�apka? By� mo�e, ale nie poczu�am niepokoju, gdyponownie popatrzy�am na lataj�cego potworka.Nie sformu�owa�am zgody w �aden konkretny sposób, lecz teraz ptak pomkn��prosto we mg��.Zawsze jednak si� pojawia�, kiedy tylko pomy�la�am, �e znikn��na dobre.I tak ruszyli�my przez ow� bezkresn� równin�.Szara trawa by�anieruchoma i nie zauwa�yli�my �adnych poruszaj�cych si� stworze�."Gillan!"Raz czy dwa razy wys�a�am nieme wezwanie do tej, która kiedy� by�a mn�, ale nieotrzyma�am odpowiedzi.A ptak te� nie przemówi� w moim umy�le.To, �e opu�ci�am las, nie odstraszy�o id�cych moim tropem my�liwych.S�dz�, �ewahali si� jaki� czas, zanim zapu�cili si� na otwart� przestrze�, z dala odswych terenów �owieckich.Ale sk�oni� ich do tego g�ód, równie silny, jak mojepragnienie zjednoczenia z drug� Gillan.I w�a�nie kiedy to wyczu�am, ptakwróci�, by jeszcze raz mnie okr��y�."Po�piesz si�.po�piesz si�!"Mg�a by�a pow�ok�, która zdawa�a si� w�drowa� razem ze mn�, ograniczaj�cwprawdzie zasi�g mojego wzroku, lecz nigdy nie otoczy�a mnie ciasnympier�cieniem.Zawsze bowiem przestrze� wokó� mnie by�a od niej wolna i nadobrych kilkana�cie stóp przed sob� widzia�am drog�, któr� sz�am.Ptak wlatywa�i wylatywa� z mg�y, wci�� do mnie wracaj�c.Wyda�o mi si�, �e teraz grunt zacz�� si� obni�a� w porównaniu z pierwotnympoziomem równiny.A trawa wprawdzie nadal by�a wysoka, ale ju� nie tak g�sta, ico jaki� czas rzed�a, ods�aniaj�c p�aty go�ej ziemi.Ta za� straci�a dawn�twardo�� i ugina�a mi si� pod nogami.Ptak przysiad� na skraju takiego �ysegoplacka i chodzi� tam i z powrotem, gdy si� do niego zbli�a�am.Lecz kiedychcia�am go wymin��, zagrodzi� mi drog�: wyprostowa� si� i bi� skrzyd�ami, nibycz�owiek machaniem r�k ostrzegaj�cy bli�niego przed jakim� niebezpiecze�stwem.,,Dlaczego?" - zapyta�am go.,,Niebezpiecze�stwo!''Nie wzlecia� ponownie w powietrze, tylko szed� obok mnie z lewej, ko�ysz�c si�niezgrabnie jak kaczka.Przebywa� odleg�o�� od jednej k�py trawy do drugiejraczej skacz�c ni� podlatuj�c, a potem czeka� na mnie i obserwowa� otoczenie.Skrawki terenu, których tak starannie unika�, by�y g�adkie i wi�ksze od innych.W pewnej chwili niechc�cy kopn�am grud� ziemi z tkwi�cymi w niej �d�b�amitrawy.Upad�a na jedno z takich miejsc i zosta�a wessana, jakby usta ziemirozwar�y si� i wci�gn�y j� wraz z oddechem.Posuwali�my si� teraz tak wolno, jakby�my pe�zli, ptaszysko bowiem nie by�oprzystosowane do chodzenia.A pogo� zbli�a�a si� i my�liwi ju� jej nieprzed�u�ali dla samej przyjemno�ci biegu.Chcieli zako�czy� �owy, dopa�� izabi� zdobycz i wróci� do swego widmowego lasu."Nadchodz�!"Próbowa�am dotrze� do inteligencji ukrytej w pokracznym stworzeniu, któreprowadzi�o mnie od jednego do drugiego niepewnego oparcia dla stóp na tymzdradzieckim gruncie.Daremnie.Ptak zamacha� szybciej skrzyd�ami i po raz ostatni skoczy� w powietrze.Zagrodzi� mi drog� szeroki pas owej g�adzizny.Dalej rozci�ga�a si� trawiasta,a wi�c bezpieczna przestrze�.Jako istota bezskrzyd�a zw�tpi�am, czy zdo�amprzeskoczy� na drug� stron�.Us�ysza�am za sob� w�szenie! Pierwszy prawdziwy d�wi�k, jaki dotar� do mnie wtym koszmarnym �wiecie.Musz� jako� przeby� t� pu�apk�, przecie� nie mog�zawróci�.Mój przewodnik kr��y� w górze, a jego ponaglaj�ce okrzykid�wi�cza�y mi w g�owie."Musisz!"Musz�? Jak? Jak mo�na dokona� rzeczy niemo�liwej? Niewa�ne, jak mocno si�czego� pragnie.Pragnie?! Wola.pragnienie, silne, bardzo silne.Czy natyle, �eby teraz przenie�� mnie w bezpieczne miejsce? Nikt mi nie pomo�e.Wyt�y�am wol� si�gaj�c do wszystkich ukrytych rezerw.Zapomnia�am o drugiejGillan, mój �wiat zaw�zi� si� do pasa ziemi i do konieczno�ci przedostania si�na jego drug� stron�.Potem skoczy�am.Upad�am jak d�uga, czepiaj�c si� trawy.W kostce poczu�am ostry ból, jakbychwyci�y j� wielkie z�by, mia�d��ce cia�o w poszukiwaniu ko�ci.Szarpn�am si�,wyt�aj�c nie tylko si�y fizyczne, ale i wol�.Niewidoczna paszcza rozchyli�asi� powoli, niech�tnie.Jeszcze raz si� szarpn�am, podci�gn�am i w ko�cu,wolna, leg�am na trawie.Kiedy spojrza�am na nog�, zobaczy�am wokó� kostkiblady pier�cie�, ledwie widoczny na mojej bia�ej skórze.Stopa poni�ej by�aszara, wilgotna i zimna jak lód.Wprawdzie mog�am na niej sta�, lecz prawie jejnie czu�am, i posz�am naprzód kulej�c."Dalej!"Mój skrzydlaty przewodnik nie musia� mnie ponagla�.Ale nawet je�eli mój duchgotów by� mkn�� równie szybko jak on, cia�o musia�o i�� wolniej.Na szcz�ciedotarli�my do twardego gruntu, bez zasysaj�cych jam."Gillan?"Wstrz��ni�ta, uczepi�am si� mocnego p�ku trawy.Odpowied�! Nie od ptaka w górze- tym razem nie.Gdzie� z przodu.Czy mog�am jej uwierzy�?Tak! Nagle poczu�am bardzo silne przyci�ganie, jakiego dot�d nie zna�am.Przyci�ganie, które w jednej chwili sta�o si� integraln� cz�ci� mojej istoty,i nie mog�am ju� zawróci� z drogi, nawet gdybym chcia�a."Gillan!"Potykaj�c si� odesz�am od k�py trawy i ruszy�am dalej chwiejnym krokiem.Dopiero po jakim� czasie zorientowa�am si�, �e by�am sama i �e ptak, którywyprowadzi� mnie z lasu, przesta� by� moim towarzyszem podró�y.Lecz ju� go niepotrzebowa�am, mia�am bardziej pewnego przewodnika.Niewidoczni my�liwi wci�� si� skradali.Znów wyczu�am ich niepewno�� i wahanie.Pó�niej w moim umy�le (a nie w uszach) rozleg� si� wrzask, przed�miertny krzykczego� �ywego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.