[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przecież pan Savage już nas zapewnił, że van Gogh z kolekcji Wentworthów jest wart prawie sto milionów.- Van Gogh z kolekcji Wentworthów jest bez wątpienia tyle wart - odrzekł Chris Savage - ale ten na pewno nie.- Zawiesił głos, a potem stanął twarzą w twarz z Fenstonem.- W tym dziele sztuki oryginalna jest jedynie rama.- Co pan mówi? - zapytał Fenston, patrząc na swój ukochany obraz z taką miną, jakby mu ktoś powiedział, że jego jedyne dziecko pochodzi z nieprawego łoża.- Mówię to, co mówię - odparł Savage.- Rama jest oryginalna, ale sam obraz jest falsyfikatem.- Falsyfikatem? - powtórzył Fenston słabym głosem.- Przecież przywieziono go z Wentworth Hall.- Rama może i pochodzi z Wentworth Hall - tłumaczył Savage - ale zapewniam pana, że płótno stamtąd nie pochodzi.- Skąd ta pewność, skoro nie przeprowadził pan żadnych badań?- Nie muszę przeprowadzać żadnych badań - odparł Savage dobitnie.- Dlaczego nie? - warknął Fenston.- Bo obandażowane jest niewłaściwe ucho - odparł Savage bez wahania.- Nieprawda.- Fenston nie spuszczał oczu z obrazu.- Każde dziecko wie, że van Gogh obciął sobie lewe ucho.- Ale nie każde dziecko wie, że van Gogh malował ten autoportret, patrząc w lustro, i dlatego na oryginale zabandażowane jest ucho prawe.Fenston opadł na fotel za biurkiem, tyłem do obrazu.Savage znowu zbliżył się do płótna i zaczął je studiować jeszcze bardziej szczegółowo.- Zaskakuje mnie - odezwał się po chwili - że mimo iż obraz niewątpliwie jest falsyfikatem, ktoś zadał sobie trud umieszczenia go w prawdziwej ramie.Twarz Fenstona zapłonęła gniewem.- Muszę także przyznać - ciągnął Savage - że tę wersję skopiował całkiem dobry malarz.- Zamilkł, po czym oświadczył: - No więc mógł bym ubezpieczyć ten obraz na dziesięć tysięcy, i może.- zawahał się - na następne dziesięć tysięcy ramę, lecz w tym wypadku składka w wysokości dwustu tysięcy wydaje się nieco przesadzona.- Fenston nadal milczał.- Bardzo mi przykro, że jestem zwiastunem tak niedobrych wieści.- Zbliżając się do końca swego przemówienia, stanął twarzą do Fenstona.- Mogę jedynie żywić nadzieję, że nie rozstał się pan z tak dużą sumą, a jeśli tak się stało, to na pewno wie pan, kto jest odpowiedzialny za to wyrafinowane oszustwo.- Daj mi tu Leapmana! - wrzasnął Fenston na całe gardło, ściągając w ten sposób do gabinetu Tinę.- Właśnie przyszedł - oświadczyła.- Zaraz mu powiem, że chce się pan z nim widzieć.Broker z Lloyda i ekspert z Christiego zrozumieli, że nie jest to odpowiedni moment, by rozsiąść się w fotelu i czekać na podanie kawy.Dyskretnie się wycofali, a do gabinetu pośpiesznie wszedł Leapman.- To falsyfikat! - krzyknął Fenston.Leapman przez jakiś czas patrzył na obraz i dopiero potem się odezwał:.- A więc obaj wiemy, kto za tym stoi.- Petrescu - rzekł Fenston z najwyższym obrzydzeniem.- Nie wspominając o wspólniczce, która dostarczała jej informacji od dnia, w którym ją pan wylał.- Masz rację - mruknął Fenston, a zwracając się w stronę otwartych drzwi, znowu wrzasnął na całe gardło: - Tina!Sekretarka znów wbiegła do gabinetu.- Widzisz ten obraz? - ciągnął Fenston, nie będąc w stanie się odwrócić i popatrzeć na swą wątpliwą zdobycz.Tina w milczeniu skinęła głową.- Chcę, żebyś go zapakowała i natychmiast odesłała to gówno do Wentworth Hall, razem z żądaniem wypłaty.- Trzydziestu dwóch milionów, ośmiuset dziewięćdziesięciu dwóch tysięcy dolarów - usłużnie podpowiedział Leapman.- A kiedy to zrobisz - kontynuował Fenston - masz spakować swoje rzeczy i zniknąć z tego biura w ciągu dziesięciu minut.Wywalam cię z pracy, ty wredna suko.Tina zaczęła dygotać, a Fenston wstał zza biurka i spojrzał na nią z góry.- Przed wyjściem chcę ci zlecić jeszcze jedno.Tina zamarła.- Powiedz tej swojej przyjaciółce Petrescu, że nie wykreśliłem jej nazwiska z listy osób zaginionych, które podczas ataku najprawdopodobniej zginęły.47Anna doszła do wniosku, że jej lunch z Kenem Wheatleyem mógł mieć znaczenie przyjemniejszy przebieg.Zastępca prezesa domu aukcyjnego Christie nie ukrywał, że ów nieszczęsny incydent, który skłonił ja do rezygnacji z pracy w Sothebym, nie jest uważany przez jej kolegów ze świata sztuki za epizod należący do przeszłości.Nie pomagało jej także za chowanie Bryce’a Fenstona, który głosił wszem i wobec, że zwolnił ją z posady za zachowanie nielicujące z godnością urzędnika bankowego Wheatley przyznawał, ze Fenstonem nikt się specjalnie nie przejmuje niemniej domy aukcyjne nie mogą pozwolić sobie na to, by zlekceważyć tak cennego klienta jak on, co w istocie oznacza, że jej powrót do pracy w domu aukcyjnym stoi na razie pod znakiem zapytania.Słowa Wheatleya tylko wzmogły w Annie determinację, by pomóc Jackowi w skazaniu Fenstona.Przecież ten człowiek kompletnie nie liczy się z tym, że niszczy innym życie.Na koniec Ken eufemistycznie oświadczył, że w tej chwili nie ma nic dla kogoś z jej kwalifikacjami i doświadczeniem, obiecał jednak pozostawać z nią w kontakcie.Po wyjściu z restauracji Anna zatrzymała taksówkę.Może następne spotkanie okaże się bardziej owocne?- Federal Plaza dwadzieścia sześć - rzekła do taksówkarza.Jack stał w holu swego nowojorskiego biura, czekając na Annę przed umówioną godziną.Nie zdziwił się, kiedy zobaczył ją dwie minuty przed czasem.Gdy Anna pokonywała kilkanaście schodków wiodących w dół, do wejścia numer dwadzieścia sześć, obserwowało ją uważnie trzech strażników.Podała jednemu z nich nazwisko, a on zażądał dowodu tożsamości.Anna wyjęła z torebki prawo jazdy.Strażnik uważnie je obejrzał, a potem odhaczył jej nazwisko w swoim notatniku.Jack otworzył przed nią drzwi.- Nie tak wyobrażałam sobie pierwszą randkę - zauważyła, wchodząc do środka.- Ani ja - próbował ją uspokoić Jack - ale szef chciał, żebyś zrozumiała, jak ważne jest dla niego to spotkanie.- A co, teraz ja mam zostać aresztowana? - zapytała.- Nie, ale on ma nadzieję, że zechcesz nam pomoc.- No to chodźmy i chwyćmy tego byka za rogi.- To jedno z ulubionych powiedzonek twojego ojca - zauważył Jack.- Skąd wiesz? Czy i jemu założyłeś kartotekę?- Nie - odparł Jack ze śmiechem, wsiadając z nią do windy.- To jest jedna z rzeczy, które powiedziałaś mi w samolocie podczas naszej pierwszej wspólnej nocy.Jack dowiózł Annę na dziewiętnaste piętro.Tam, na korytarzu, czekał na nich Dick Macy.- Jak to miło, doktor Petrescu, że zgodziła się pani tu przyjechać - rzekł na powitanie, jak gdyby Anna miała jakikolwiek wybór.Anna nie skomentowała jego słów.Dick Macy zaprowadził ją do swego gabinetu, a tam wskazał wygodny fotel po drugiej stronie biurka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]