[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie dlatego nie potrafiła stłumić narastającej w jej duszy nadziei.Już raz zdarzyło się jej coś, co było niemożliwe; widziała, jak zasady rozsądku i logiki rozpadają się niczym domek z kart, i wyszła z tego doświadczenia silniejsza.Teraz już była zdolna stawić czoło wszystkiemu i we wszystko uwierzyć.Czy to istotnie niewiarygodne, by w imię miłości niemożliwe zdarzyło się dwukrotnie? Tak, w miłości wszystko może się zdarzyć.Idący obok niej mężczyzna otworzył drzwi prowadzące na werandę.Padał rzęsisty deszcz, osłaniając ich jakby welonem od świata; na werandę docierała przyjemna, chłodna mgiełka.Amelia podeszła do barierki i chwyciła ją obiema dłońmi, wystawiając twarz na ożywczy powiew wilgotnego wiatru.On podszedł i stanął blisko, nie dotknął jej jednak.Być może pomyliła się.Może to aktor, do złudzenia przypominający Jeffa, jakiś jego potomek.Próbowała pozostawić w sercu miejsce i na taką możliwość, lecz ono biło tak mocno, radosne myśli szalały jej w głowie.Wiedziała, czuła w najgłębszych zakamarkach duszy - że nie może się mylić.Cichy głos powiedział:- Amy.Czekałem tak długo.Ten głos.Ten piękny głos.Ogarnęła ją fala oszołomienia, przeszłość i teraźniejszość zmieszały się w jedno, przez chwilę marzyła tylko o tym, by utonąć w jego ramionach.Jeff.Boże, żeby to był Jeff!Odwróciła się powoli, a on objął ją spojrzeniem.Ta twarz - starsza teraz, dojrzalsza, nieco zmieniona - odcisnęła się piętnem w jej pamięci.Cichy, wewnętrzny głos ostrzegał ją: ostrożnie.Nie usłuchała go.Drżącą dłonią dotknęła jego szyi, wsunęła palce pod koszulę.Patrzył na nią w milczeniu, nie protestował.Chwyciła łańcuszek i czując, jak serce podchodzi jej do gardła, podniosła go do góry.Drobny, złoty, z wiszącą na nim literką „A”.- Jeff.- Jakimś cudem zdołała wypowiedzieć to słowo.Bez wahania rzuciła mu się w ramiona, a on przytulił ją mocno do piersi.Poczuła jego powitalny pocałunek.Kiedy odchylił głowę do tyłu i spojrzał na nią, płakała i śmiała się na przemian i znów musiał ją przytulić, chroniąc przed atakiem histerii.Minęła chwila wypełniona chaotycznymi słowami, gorączkowymi pieszczotami i długimi pocałunkami, nim usiedli na wiklinowej kanapce.Obejmował ją, a ona opierała mu głowę na ramieniu.Trzymali się za ręce.Czuła bicie jego serca, jego oddech muskał jej włosy.Zdołała wypowiedzieć tylko trzy sensowne słowa:- Opowiedz mi wszystko.Delikatnie pocałował jej włosy.- Nie mogłem postąpić inaczej - zaczął.- Ten pomysł przyszedł mi do głowy chyba już wtedy, kiedy rozmawialiśmy z profesorem Kane’em, a potem, gdy to się zdarzyło.wiedziałem, że muszę ryzykować.Poruszyła głową, chcąc na niego popatrzeć.Uśmiechnął się w odpowiedzi.- Nigdy więcej nie usłyszano już o Jeffie Craigu - ciągnął.- Wiedziałem, że niezależnie od ryzyka i od tego, co mówią książki historyczne, nie byłbym w stanie żyć z dala od ciebie, ale - miałaś rację.Gdybyś uciekła ze mną, albo gdybym po ciebie wrócił.chyba oboje zapłacilibyśmy za to życiem.Wiedziałem jednak, że jeśli przedostanę się przez tunel czasu, pójdziesz za mną i będziesz bezpieczna.I wiedziałem, że mogę liczyć na profesora.Byłem pewny, że dopilnuje, żebyś dotarła do domu.Miałem nadzieję, że los da nam więcej czasu, że odejdziemy razem, ale wiedziałem, że nie mogę na to liczyć.Jej ciało przeszył dreszcz.- Jeff, ty tak strasznie ryzykowałeś.Mogłeś znaleźć się gdziekolwiek, w każdym czasie.Mogłeś.umrzeć.- Tylko w ten sposób historia mogła się sprawdzić - rzekł z przekonaniem.- A poza tym, jak ci kiedyś powiedziałem, ja mogę żyć wszędzie.- Podniósł ręce i delikatnie odgarniał włosy z jej twarzy, patrząc na nią z czułością.- Nie zostawiłem po sobie niczego, Amy.Zmarnowałem życie i tego nie zdołałbym już naprawić.Stracić mogłem tylko ciebie.Musiałem ryzykować, bo tylko wtedy miałem szansę, że jednak cię nie stracę.Amelia znów oparła mu głowę na ramieniu, rozmyślając nad tym, co jej powiedział.Nie buntowała się już, lecz syciła się ciepłym i pewnym głosem Jeffa i tym, co mówił.Jeff Jest tu.Prawdziwy.Tylko to się teraz liczy.Nagle odsunęła się i spojrzała na niego uważniej.- Wyglądasz.jakoś inaczej - powiedziała.Od kącików jego oczu rozbiegły się zmarszczki, których wcześniej nie było.- Oczywiście.Jestem siedem lat starszy.- Co? - wykrztusiła zdumiona.Skinął głową.Oczy mu błyszczały.- Przybyłem tu w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym roku.Nie uwierzysz, ile wart był wtedy naszyjnik.Co więcej, okazało się, że ludzie, którzy mogli rościć sobie do niego jakieś prawa, nie żyli, więc właściwie wcale nie został skradziony.- Miała wrażenie, że Jeff przez chwilę zastanawia się nad tym, potem tylko wzruszył ramionami.- A nawet jeśli tak, nic nie mogłem na to poradzić.Prawie zapomniałem, że mam go w kieszeni, aż do chwili, kiedy musiałem zapłacić za obiad i kelner nie chciał przyjąć ode mnie pieniędzy.Powiedział, że są za stare i doradził mi, żebym ich nikomu nie pokazywał, bo mogę się wpędzić w tarapaty.W każdym razie, mając złoto, naszyjnik i rewolwer Elliota - po jego twarzy przemknął cień - dysponowałem całkiem sporą sumą.Kiedy ją zainwestowałem.- Uśmiechnął się do Amelii.- Myślałaś, że nie słuchałem, kiedy mówiłaś o dwudziestym wieku, a ja tymczasem słuchałem cię bardzo uważnie.Dzięki tobie moje inwestycje okazały się całkiem lukratywne.Mam za co żyć i w dodatku - wskazał dom - odkupiłem go od agenta i odrestaurowałem.- Odkupiłeś plantację? - Nie mogła uwierzyć własnym uszom.- Tylko hotel i otaczające go tereny.Więcej mi nie trzeba.Chciałem, żeby wszystko wyglądało dokładnie tak, jak zapamiętałaś.- Och.Jeff! - Przeszłość i teraźniejszość, przyszłość i przeszłość, tak niezwykle ze sobą splecione.Nawet nie próbowała od razu wszystkiego zrozumieć.Być może nigdy nie zdoła tego pojąć.Milczeli przez długą chwilę.Nadal padał deszcz, od czasu do czasu z domu dobiegał ich przytłumiony dźwięk głosów, zapach zakąsek i kobiecych perfum, brzęk szklanek.Amelia powoli zbierała rozproszone myśli, aż wreszcie skupiła się na sprawie najświeższej w jej pamięci, sprawie sprzed stu dwudziestu dwóch lat.- Chyba wiem, dlaczego to zrobił - powiedziała powoli.- Abigail próbowała mi wszystko wyjaśnić, ale nie zwracałam uwagi na jej słowa.Powiedziała, że Sam ma jakiś plan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]