[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tacy mężczyźni jak Desmond, który nigdy nie zrobił kariery w Palazzo, zwolnił się stamtąd i wszedł do spółki z właścicielem sklepu na rogu, tacy nie wiedzą.Deirdre przejmowała się bardzo swoim harmonogramem, dlatego wiedziała, że ma na to wszystko dokładnie sto dziesięć dni.W tym momencie zadzwonił telefon i w słuchawce usłyszała głos matki.Matka dzwoniła tylko co drugi weekend w niedzielę i zawsze wieczorem.Deirdre wprowadziła tę praktykę przed wieloma laty - telefonowały do siebie na zmianę, każda w co drugą niedzielę.Czasami wyczuwała, że matka ma jej niewiele do powiedzenia, ale to przecież niemożliwe.Matka nie lubiła pisywać listów, tak więc te rozmowy były dla Deirdre bardzo ważne.Pamiętała z nich każde słowo i nawet miała przy telefonie mały kołonotatnik, żeby móc zapisać nazwiska jej partnerek do brydża albo to, na jakim przyjęciu była Barbara i Jack, ewentualnie na jaki koncert zabrał matkę Gerard.Czasami pani O’Hagan wykrzykiwała, że Deirdre ma nadzwyczajną pamięć do drobnych spraw.Ta jednak uważała, że to rzecz całkiem naturalna, bo powinno się chcieć zapamiętać najróżniejsze szczegóły z życia swojej rodziny.Zawsze lekko wytykała matce, że nie pamięta żadnej z jej przyjaciółek i nigdy nie zapyta o Palazzo ani o żadne wypady, które jej opisywała.To było zupełnie nieoczekiwane wydarzenie, że matka dzwoni w środku tygodnia, i na dodatek w środku dnia.- Czy stało się coś złego? - spytała natychmiast Deirdre.- Nie, Deirdre, mówisz zupełnie jak twoja babka.- Matka Kevina zawsze pytała na powitanie, czy stało się coś złego.- Chodzi mi o to, że normalnie w tym czasie nie dzwonisz.Matka się udobruchała.- Nie, ja wiem, wiem.Ale jestem w Londynie i pomyślałam sobie, spróbuję, może uda mi się złapać cię w domu.- Jesteś w Londynie! - wykrzyknęła Deirdre i machinalnie przytknęła dłoń do gardła.Rozejrzała się po pokoju, nie sprzątniętym i zasłanym papierami Desmonda, planami i projektami, które omawiał z Patelami, rodziną właścicieli sklepu.Tego sklepu, który, jak twierdził, był znacznie bliższy jego życiowemu ideałowi niż wielka firma Palazzo.Sama miała na sobie wypłowiały fartuch, a w całym mieszkaniu panował bałagan.Wyjrzała przerażona przez okno, jakby jej matka już zaraz miała stanąć na progu.- Tak, właśnie przyjechałam z lotniska.Metro jest wspaniałe, prawda? Błyskawicznie cię dowiezie, niemal od drzwi do drzwi.- Co ty robisz w Londynie? - Głos Deirdre zbliżał się do szeptu.Czyżby matka przyjechała o trzy miesiące za wcześnie na srebrne gody, czy to atak jakiejś choroby?- Och, jestem tu przejazdem.Wiesz, wycieczka wyrusza z Londynu.- Wycieczka? Jaka wycieczka?- Deirdre, mówiłam ci o niej.nie? Przecież musiałam mówić.Mówiłam wszystkim.- Nie wspominałaś mi o żadnej wycieczce - oburzyła się Deirdre.- Och, musiałam mówić.Może nie rozmawiałam z tobą.- Rozmawiamy w każdą niedzielę wieczorem przez całe życie, rozmawiałam z tobą przed czterema dniami.- Kochanie, czy stało się coś złego? Masz taki dziwny głos.Zupełnie jakbyś ze mną walczyła czy coś w tym rodzaju.- Nie wiem o żadnej wycieczce.Dokąd się wybierasz?- Najpierw do Włoch, a potem statkiem, wsiądziemy na statek w Ankonie i stamtąd popłyniemy.- Dokąd popłyniecie?- Och, do najrozmaitszych miejsc.na Korfu, do Aten, na Rodos, Cypr i do kilku miejsc w Turcji.- To wycieczka morska, mamo, wybierasz się żeglować po morzu!- Myślę, że nadajesz temu zbyt szumną nazwę.- To zapowiada się na wspaniałą wyprawę.- Tak, miejmy nadzieję, że nie będzie tam wszędzie zbyt gorąco.Wydaje mi się, że nie jest to chyba odpowiednia pora roku na żeglugę.- Dlaczego więc wybierasz się na to żeglowanie?- Bo mi się trafiła okazja, zresztą mniejsza o to.Czy my się zobaczymy?- Zobaczymy? Masz zamiar tu przyjechać? Teraz?Matka się zaśmiała.- Dziękuję bardzo, Deirdre, to brzmi jak entuzjastyczne powitanie.Nie zamierzam jednak jechać do tej dziury Pinner.Myślałam, że mogłabyś przyjechać i zjeść ze mną lunch albo wypić kawę, albo coś w tym sensie.Deirdre nie znosiła, gdy Anna mówiła „ta dziura Pinner”, to było takie obraźliwe, zupełnie jakby chodziło o jakąś zakazaną miejscowość.Tymczasem jej rodzona matka, która przyjechała, na miłość boską, z Dublinu i która nie wiedziała, gdzie co jest i czy to miejscowość dobra, czy zła, mówi jej to samo.- Gdzie się zatrzymałaś? - spytała, starając się nie zdradzić swojej irytacji.Pani O’Hagan zamieszkała w hotelu w centrum, w samym centrum, jak powiedziała, i droga do niego ze stacji metra przy Piccadilly Circus zabiera jej tylko dwie minuty.Po prostu nadzwyczajnie.Deirdre nietrudno będzie też znaleźć ten hotel.- Wiem, jak się tam dostać.- Deirdre była blada jak papier.- Może się spotkamy tu w barze o pół do drugiej? Będziesz mieć dość czasu?Deirdre zostawiła Desmondowi wiadomość na stole.Ostatnio nigdy nie wiedziała, czy on w ciągu dnia wpadnie do domu, czy też nie.Miał, jak się zdaje, dość elastyczny układ z Palazzo.Frank Quigley obiecał, że zostaną wydane odpowiednie dyspozycje.Dla takiego kierownika jak Desmond, który zakłada własny interes, to nie była jedynie kwestia odprawy, dopłaty do pensji, wyrównania, wysokiej nagrody przy odejściu z pracy.To wszystko określono mianem Odpowiednich Dyspozycji.Deirdre miała nadzieję, że zostaną sfinalizowane do czasu srebrnych godów.W ponurym nastroju poszła na górę i włożyła na siebie odświętny strój.Jej włosy sprawiały wrażenie tłustych i fryzurę miała do niczego.Zamierzała umyć głowę później w ciągu dnia, ale teraz już nie było na to czasu.Najlepszą torebkę oddała właśnie do naprawy, bo obluzował się w niej zatrzask.Brudny bandaż zakrywał nadgarstek, który oparzyła sobie przy piecyku.Nie miała ochoty odwijać go i zakładać nowego opatrunku, zapowiedziano jej bowiem, że powinno się to zrobić w szpitalu.W podłym nastroju i pełna nieokreślonych obaw wyprawiła się na spotkanie z matką.Czuła się szara i nieatrakcyjna.Wygląda na swoje lata, stwierdziła, ujrzawszy swoje odbicie w oknie pociągu wiozącego ją na Baker Street.Wyglądała jak gospodyni z przedmieścia, w średnim wieku, żona kogoś, kto nie odniósł wielkich sukcesów, nie mająca pracy, która zajmowałaby jej umysł, ani dość pieniędzy, by odpowiednio się ubierać.I osoba dotkliwie cierpiąca z powodu syndromu opuszczonego gniazda.Może nawet jeszcze z innych powodów: jedna córka stara się o to, by zaakceptowano ją w klasztorze, gdzie nie chcą jej pozwolić złożyć ślubów, druga córka czasami nie odwiedza swoich rodziców nawet raz na dwa tygodnie, i syn, jej umiłowany syn, odszedł, uciekł, by żyć na drugim końcu innego kraju.Deirdre była pewna, że pokłóci się z matką.W tonie jej głosu przez telefon wyczuła coś, co ją zaniepokoiło.Matka irytowała się na nią i potraktowała tak, jakby to o n a była nieznośna.To okropnie denerwujące, ale Deirdre nie straci nad sobą panowania.Lata rozsądnego zachowania i niepodnoszenia głosu oznaczały, że na Rosemary Drive rzadko dochodziło do kłótni.Deirdre czuła się zawsze dumna z tego powodu.To coś, co się demonstrowało przez wszystkie te lata i przy wszystkich okazjach.Matka siedziała w rogu dużego baru z dębową boazerią, jakby zaliczała się do jego stałych bywalczyń.Wyglądała bardzo dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]