[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę, niech pani dopuści do siebie możliwość, że mogę być uczciwym człowiekiem, który sam został oszukany.- Dlaczego miałby się pan przejmować tym, co ja myślę? -spytała siostra Sannazzaro.Dobre pytanie.W jego staraniach było coś więcej, niż próba przekonania strażnika pilnującego bramy.Zależało mu na tym, żeby siostra Sannazzaro myślała o nim dobrze.Odpowiedział jej pierwszymi słowami, jakie przyszły mu do głowy.- Ponieważ wydaje mi się pani uczciwą osobą, która dobrze wykonuje swoje obowiązki, pracując pod dużą presją, i której naprawdę leży na sercu dobro rezydentów.A potem pomyślał jeszcze o innych rzeczach, o których nie wspomniał: o tym, że nic od niego nie chciała; że dokonywała szybkiej i ostrej oceny, ale potem nie bała się zmienić swojej opinii; że mówiła i robiła dokładnie to, co uważała za słuszne, bez zbędnego tłumaczenia się, ale także bez niepotrzebnej szorstkości.- To oczywiste, że pani nic nie obchodzi co ja myślę - powiedział Quentin - i na ogół mogę to również powiedzieć o sobie, ale prawda jest taka, że nie lubię kiedy dobrzy ludzie źle o mnie myślą.Prawdę mówiąc, tak samo nie lubię, żeby źli ludzie źle o mnie myśleli, ale w tej sprawie niewiele da się zrobić, nie stając się jednym z nich.Sannazzaro uśmiechnęła się.Zrobiło jej to lepiej niż lifting twarzy.- A potrafi pan ich odróżnić?- Nie lepiej niż ktokolwiek inny - powiedział Quentin.- Na ogół ufam ludziom, dopóki mnie nie zawiodą.Mam dzięki temu mniej wrzodów na żołądku niż ludzie, którzy nie ufają nikomu.- Nie mówiąc już, że broni się pan w ten sposób przed kolostomią - dodała Sannazzaro.- Różne pokolenia wydają się wyrażać swój stres przez różne części ciała.Nasi rodzice mieli kłopoty żołądkowe.Nasze pokolenie jest zorientowane bardziej rektalnie.- Piękna myśl.- A więc naprawdę wydawało się panu, że został pan przedstawiony pani Tyler?Quentin spojrzał na starszą panią i pokiwał głową.- A pana żona twierdziła, że jest jej wnuczką?- Zabrała mnie do domu pani Tyler i powiedziała, że należy do jej babki.- A gdzie jest pańska żona, panie Fears? - spytała siostra Sannazzaro.Quentin ostrożnie dobierał słowa.- Opuściła mnie w okolicznościach, które mogłyby sugerować, że nasz związek nie był ani tak uczciwy, ani tak szczery, jak mi się to wcześniej wydawało.- Więc nie powinien być pan zaskoczony, jeśli powiem panu, że pani Tyler ma tylko jedno dziecko, zamężną córkę Rowenę, która z kolei również ma tylko jedno dziecko, małą dziewczynkę o imieniu Roz.Ta córka ma teraz pewnie dziesięć lub jedenaście lat.- Zna je pani? - spytał Quentin.- Znam dane pani Tyler z karty rezydenta.Pamiętam także nasze długie rozmowy.Kiedy tu przyjechała, nie była jeszcze w takim stanie.Z ogromnym smutkiem obserwowałam, jak zapada w ten stan zaledwie po kilku miesiącach pobytu w naszym ośrodku.- Lubiła ją pani? - spytał Quentin.- Oczywiście, że tak.Nie miała wielkich wymagań, na nic nie narzekała.- I zaraz uśmiechnęła się kwaśno na swoje własne słowa.- W zasadzie można by to powiedzieć o każdym pacjencie w stanie śpiączki.Jeśli chodzi o panią Tyler, najbardziej ceniłam w niej wdzięk i hart ducha.Odniosłam wrażenie, że miała okazję doświadczyć wszystkiego, co w życiu najgorsze, lecz mimo to wciąż potrafiła znajdować drobne okruchy radości, kryjące się w fałdach czarnej płachty rozpaczy.- Ale w końcu rozpacz wzięła górę?- Nic mi o tym nie wiadomo.Ona wciąż żyje.Więc wolę wyobrażać sobie, że gdziekolwiek wędruje duchem, nie snuje się smętnie po jakimś mrocznym pustkowiu, lecz zamiast tego kontempluje stokrotki, kwitnące pośrodku ugoru.- Rozmigotany tłum żonkili - zacytował spontanicznie, zanim zdążył pomyśleć co mówi.Czuł się tak, jakby podczas rozmowy z siostrą Sannazzaro otworzył na oścież drzwi umysłu, przez które wszelkie, najbardziej nawet dowolne skojarzenia z tematem ich pogawędki, wypadały swobodnie na zewnątrz.- Wordsworth - rozpoznała pielęgniarka.Przynajmniej znała źródło.- “Szedłem sam - obłok wolnym lotem, tak nieraz płynie.W pewnej chwili, oczy me nagle olśnił złotem, rozmigotany tłum żonkili".* Co za idiotyczny wiersz, nie uważa pan? A myślałam, że tylko ja miałam w średniej szkole nauczycielkę od angielskiego, która kazała nam uczyć się na pamięć i recytować romantyczne poezje.- Prawdopodobnie tak było.Ja po prostu czytam coś i niektóre rzeczy zostają mi w pamięci zupełnie na chybił trafił.- Czy to znaczy, że czytał pan Wordswortha z własnej woli?- Zanim się ożeniłem miałem mnóstwo czasu.Przez pewien okres próbowałem przeczytać całą biblioteczkę Pnaguina.- Co pana przed tym powstrzymało?- Wśród wszystkich tych powieści i poezji jest mnóstwo prawdziwego nudziarstwa, które udaje angielską literaturę.- Zawsze myślałam o książkach, jak o ludziach - powiedziała Sannazzaro.- Nawet te najnudniejsze warte są szacunku, ale nie ma sensu szukać ich ani poświęcać im czasu.- Ludzie jednak mają tę wadę - powiedział Quentin - że nie można włożyć do nich zakładki i odłożyć na bok do czasu, kiedy znów będzie się miało na nich ochotę.Sannazzaro zaśmiała się krótko i hałaśliwie, a następnie uniosła jedną brew.- Nie zgadzam się z panem - powiedziała.-Wielu ludzi robiło tak ze mną mnóstwo razy.- Czy czuje się pani, jakby miała zbyt dużo zagiętych rogów?- A pan?- W obecnej chwili - powiedział Quentin - czuję się mocno sczytanyKu jego zdziwieniu, kobieta lekko się zarumieniła i odwróciła wzrok.Niepostrzeżenie wszystko nabrało zbyt osobistego wymiaru.Zauważył, jak znów przybiera swoją służbową minę.- Dobrze, panie Fears.- Mam na imię Quentin.Tak jak więzienie w Kalifornii.- Bez“San"- Pani ma moje “San".Czy to nazwisko tłumaczy się jak “Święty Nazaret"?- Raczej “Święty Nazarejczyk".Ale przede wszystkim oznacza dla mnie moich rodziców.Ciężko pracowali i bardzo mnie kochali, ale studia były przewidziane wyłącznie dla moich braci.- Pani miała wyjść za mąż i rodzić dzieci? - spytał Quentin.- Albo zniknąć.Są dla mnie mili, kiedy wracam do domu na święta, ale nikt nigdy nie pyta mnie co robię, ani nikogo to nie obchodzi, kiedy sama im opowiadam.Zaś do moich zamężnych sióstr i bratowych zawsze mają tysiące pytań.Ich pozycje w rodzinnym rankingu zależą od liczby posiadanych i oczekiwanych dzieci.Rywalizacja jest bardzo ostra.- Dzieci to dobra rzecz - powiedział Quentin przekornie.Dzisiaj zdążył już przekonać komendanta Bolta o swojej politycznej poprawności.Czy w tej chwili miał zamiar udowodnić siostrze Sannazzaro, że jest neandertalczykiem? Czy może był zbyt zmęczony, żeby uważać na to, co mówi.Nie, to nieprawda.Polubił siostrę Sannazzaro, dlatego też nie chciał silić się na uprzejmość.Zamiast tego wolał być z nią szczery, więc powiedział to, co myślał.- Wiem, że dzieci to dobra rzecz - powiedziała Sannazzaro, nieco rozdrażniona, jak można było przewidzieć.- Nie mówiłem, że są złe.- A ja nie mówiłem, że pani mówiła, że są złe - powiedział Quentin.- Po prostu pomyślałem sobie o dzieciach i o tym, że żona mnie opuściła i już nie zobaczę, jak dorastają nasi synowie i nasze córki.Zwykłe użalanie się nad sobą.Zajmuję pani czas tymi bredniami, podczas gdy pani musi się zająć przygotowaniem kąpieli.Przepraszam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •