[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pół godziny później wprowadzono ich do dawnej sali balowej - obszernego pomieszczenia z błyszczącym parkietem i beczkowatym sklepieniem - przerobionej na gigantyczne biuro.Ściany były zawieszone grafami kołowymi, mapami, wykresami i zdjęciami satelitarnymi, wszędzie stały biurka, komputery, telefony i szeregi szaf na akta.Niemal na wszystkim widniało logo ukazujące konia.Frank i Annie - z rękami skutymi za plecami - zostali doprowadzeni do biurka, za którym siedział przy komputerze Solange.Kiedy stanęli przed nim, nawet nie uniósł głowy.Stali i czekali.Nad Frankiem do obitej korkiem ściany przymocowane były serie kolorowanych zdjęć, przedstawiających chyba fotografowane z góry pola pszenicy.Na każdym zdjęciu narysowano kółko, a w nim strzałkę.Pszenica na wszystkich polach sprawiała wrażenie chorej albo zniszczonej przez suszę.Stan pól był różny - na tych, które najmniej ucierpiały, było jedynie kilka brązowawych plamek, inne miały ich więcej, a najgorzej wyglądało pole, które całe zamieniło się w jednolitą ciemną masę.Na marginesie zdjęć były ołówkowe dopiski.Frank przyjrzał się im.Puccina graminis 272 - 4017/0Puccina graminis 181 - 2022/7Puccina graminis 101 - 1097/3Puccina graminis 56 - 6340/7Solange dokończył to, czym się zajmował, i wyłączył komputer.Popatrzył na Franka iAnnie i uśmiechnął się ciepło.- Ach.jesteście.Wyglądacie znacznie lepiej.- Co to jest Puccina graminis? - spytała Annie.Jej głos brzmiał w uszach Franka jak głos robota.Musiał to być efekt działania narkotyków i podejrzewał, że jego głos brzmi podobnie.Czuł się dziwnie - co prawda nie był otumaniony, ale wszystko w nim było pomieszane.Czuł się, jakby tylko udawał, że jest sobą.- Rdza źdźbłowa zbóż i traw - odparł Solange i wskazał na zdjęcia.- To bardzo wczesne próby.Jesteśmy jak hodowcy koni i staramy się uzyskać najlepszą i najszybciej się rozwijającą Puccina graminis.Jak na razie naszym Secretariatem*[* Secretariat - amerykański koń wyścigowy (1970-1989), obwołany „koniem stulecia” (przyp.tłum,).] jest numer pięćdziesiąt sześć, ale to jeszcze faza wstępnych prób.Poza rdzą źdźbłową pracujemy nad wieloma innymi rodzajami chorób zbóż i ryżu.Stanowią główne źródło pożywienia.Annie zmarszczyła czoło i popatrzyła ukradkiem na Franka.Mimo martwego głosu, mimo tego, co przeszła, jej spojrzenie było żywe jak zwykle.Ale wyglądała, jakby przeżyła wiele dni na tratwie ratunkowej.Skórę miała spękaną i zaczerwienioną, wargi spierzchnięte, a oczy czerwone jak oczy królika.- Dlaczego? - spytała.- Dlaczego to robicie?- Aby przywrócić równowagę - odparł Solange.- Pomóc Matce Naturze walczyć z gatunkiem, który ją naruszył.Jest pani naukowcem i powinna to rozumieć.„Zielona rewolucja” z hybrydową pszenicą i odpornymi na choroby zbożami i ryżem służy populacji, która niszczy planetę.Nie potrzebujemy tego.Przyroda też tego nie potrzebuje.- Sprowadzacie głód i choroby.Solange popatrzył na zegarek i szybko wstał.- Czas iść - stwierdził i cały korowód - Frank i Annie oraz milczący strażnicy - ruszył za nim.- Głód i choroby, mówi pani? A czemu nie? Jeżeli ktoś tworzy szczepionkę przeciwko grypie i jest to uważane za naturalne, dlaczego ktoś inny nie miałby stworzyć supergrypy? Gdybyśmy mieli czas, pokazałbym wam, dlaczego jest to konieczne.Pokazałbym liczby, prognozy, opowiedziałbym o wszystkich grożących Ziemi zniszczeniach.Wtedy zrozumielibyście, dlaczego trzeba przeszkodzić gatunkowi, który niszczy sam siebie, niszcząc swoje naturalne środowisko.Zrozumielibyście i przyłączyli się do nas.Jestem pewien, że przydałaby się nam pani w laboratorium, choć nie bardzo wyobrażam sobie, co mógłby robić Frank.- Klasnął w dłonie.- No, ale niestety nie mamy na to czasu.Kiedy wsiedli do windy i jeden ze strażników wcisnął klawisz 3B, Frankowi załomotało serce.Po chwili znów znaleźli się trzy poziomy niżej.Szli tym samym korytarzem.Gdy zbliżali się do pomieszczenia, w którym ich torturowano, Annie przyspieszyła kroku, a Frank uświadomił sobie, że wstrzymuje oddech.Przywódca Świątyni szedł jednak dalej.Doszli do podwójnych zielonych, stalowych drzwi z szybkami ze zbrojonego szkła i dopiero za nimi Solange skręcił w krótki boczny korytarzyk.Gdy dotarli do kolejnych drzwi, jeden z wartowników wyjął z kieszeni pęk kluczy, otworzył je i weszli do środka.Znaleźli się w prostokątnym pomieszczeniu o ścianach z pustaków i wysypanej żwirem, zagrabionej podłodze.Przypominało to nieco japoński ogród zen.Stały tu dwa fotele z rattanu, a między nimi rattanowy stolik z wazonikiem, w który włożono gałązkę bzu.Jedną ścianę w całości zajmowały emaliowane na biało, podwójne drzwi, na których namalowano błękitną Ziemię, zasłanianą przez białego konia.- Proszę siadać - powiedział Solange, wskazując na fotele.Frank i Annie usiedli.Na znak Solange’a strażnicy zdjęli z ramion broń i skierowali ją na więźniów.- Przepraszam za te środki ostrożności, ale czasami ludzie się denerwują.Nauczyliśmy się temu zapobiegać.Annie popatrzyła na Franka z przerażeniem, po czym oboje wbili wzrok w lufy pistoletów maszynowych.- Och, proszę się nie martwić - uśmiechnął się uspokajająco Solange.- Damy wam kilka godzin na medytację i oczyszczenie umysłów i dopiero potem wpuścimy was do Berthy.- Poklepał drzwi, jakby ukrywał się za nimi medalowy buhaj.- Rozwiązała jeden z naszych największych problemów.Szkoda, że nie mogliśmy jej użyć przy Bergmanach.- Otworzył drzwi.Pierwsze pomieszczenie było tak nieskazitelnie czyste i surowe, że Frank zdziwił się, widząc, iż wnętrze ogromnej lodówki - czy co to takiego było - jest wysmarowane sadzą i brudem, a na podłodze leżą grudki popiołu.Zastanawiał się gorączkowo, co Solange chciał powiedzieć.Co miało znaczyć „użyć przy Bergmanach”?- To komora mikrofalowa - wyjaśnił Solange.- Powoduje szybkie odparowanie płynu, a potem rozpad tkanki.Skończycie jako kupka sadzy.- Sięgnął za siebie, potarł ścianę i pokazał im swoje palce, pobrudzone czymś ciemnym i oleistym.- Cóż, to wasz przyjaciel Ben Stern.Choć narkotyk go obezwładniał i poruszanie się przypominało przebijanie się przez wodę, choć celowano do niego z broni, Frank wstał i rzucił się na Solange’a.- Ty pierdolony pojebie!Solange uchylił się i uderzył Franka.Mocno.Potem jeszcze raz.Jego ciosy były celne i pewne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]