[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— I jeszcze więcej.Zdaję sobie sprawę, iż dzięki twojemu małżeństwu, Lucie — uścisnął ją czule — moja przyszłość rysuje się nieporównanie szczęśliwiej i jaśniej, niż mogłaby.niż była kiedykolwiek dotąd.— Ach, gdybym miała prawo uwierzyć ci, drogi, ojcze!— Możesz mi wierzyć, Lucie.Przecież to prawda.Zastanów się tylko, jak bardzo naturalny i oczywisty musi być taki właśnie stan moich uczuć.Ty, młoda i oddana swoim obowiązkom, nie zdołasz nigdy pojąć w pełni moich obaw o to, by twoje życie nie poszło na marne.Dziewczyna spróbowała położyć palce na ustach ojca, lecz on ujął jej dłoń w rękę i mówił dalej:—.na marne, drogie dziecko! By dla mnie i przeze mnie twoje życie nie zostało wyrwane z przyrodzonego porządku rzeczy.Jesteś zupełnie pozbawiona egoizmu, nie możesz zatem dokładnie zdać sobie sprawy, jak często o tym myślałem.Ale zastanów się, zapytaj własnego serca, czy moje szczęście mogłoby być doskonałe, gdyby twoje było niecałkowite.— Gdybym nie spotkała Karola, z tobą, drogi ojcze, byłabym zupełnie szczęśliwa.Doktor przyjął z uśmiechem to pośrednie wyznanie, iż córka byłaby z nim nieszczęśliwa, skoro już spotkała Karola.— Drogie dziecko — podjął — stało się! Spotkałaś przyszłego męża i to był Karol.Gdybyś go nic spotkała, znalazłby się ktoś inny.A gdyby to nie nastąpiło, ja czułbym się odpowiedzialny.Wiedziałbym, że czarny okres mojego życia rozprzestrzenił się i rzucił cień także na ciebie.Po raz pierwszy, nie licząc pamiętnego dnia procesu, Lucie usłyszała z ust ojca aluzję do jego cierpień.Przejęło ją to dziwnym, niespokojnym uczuciem, które zapamiętała dobrze i często później wspominała.— Posłuchaj! — rzekł lekarz z Beauvais i gestem ręki wskazał księżyc.— Spoglądałem na niego przez kraty w oknie, gdy raziły mnie nawet tak nikłe promienie.Spoglądałem na niego, gdy myśl, że oświetla to, co straciłem niepowrotnie, była taką torturą, że niby szaleniec tłukłem głową o więzienną ścianę.Spoglądałem na niego w stanie letargicznego otępienia, gdy mogłem zastanawiać się tylko nad tym, ile linii poziomych zdołam zmieścić na obliczu pełni i iloma pionowymi je przetnę.— Patrząc na księżyc dodał właściwym mu niekiedy głuchym, jak gdyby nie swoim głosem: — Pamiętam, w każdym kierunku mieściłem z trudem po dwadzieścia linii, bo dwudziesta przypadała już na samą krawędź tarczy.Słuchając ojca Lucie odczuwała nadal dziwny dreszcz, który wraz z tokiem opowieści przybierał na sile.Ale opowiadanie byłego więźnia nie brzmiało nutą niepokojącą czy drażniącą.Zdawać się mogło, że doktor przeciwstawia po prostu dawną udrękę obecnej pogodzie i szczęściu.— Spoglądając na niego — ciągnął — rozmyślałem tysiące razy o nie narodzonym dziecięciu, od którego mnie przemocą oderwano.Czy żyje? Czy żywe przyszło na świat? A może zabił je nagły wstrząs, którego doświadczyła biedna matka? Czy to jest syn, co pomści kiedyś krzywdy ojca?.Widzisz, Lucie, w ciągu lat spędzonych w więzieniu przeżyłem okres, kiedy umierałem z głodu zemsty.Czy to jest syn, co nie pozna nigdy dziejów ojca i uwierzy, być może, że ojciec przepadł z własnej ochoty i woli? Czy to jest córka, co wyrośnie kiedyś na kobietę?Lucie mocniej przygarnęła się do ojca, pocałowała go w policzek i w rękę.— W wyobraźni malowałem ową córkę jako osobę, co zupełnie o mnie zapomniała albo raczej nie wiedziała nigdy o ojcu, nie zdawała sobie sprawy z jego istnienia.Liczyłem lata jej życia: rok po roku, rok po roku.Widziałem ją żoną człowieka, który nic nie wie o moim losie.Stopniowo znikałem z pamięci żyjącego świata i zdawałem sobie sprawę, że w następnym pokoleniu na moim miejscu będzie biała plama.— Ojcze! — przerwała dziewczyna.— Twoje zwierzenia, iż mogłeś w podobny sposób myśleć o córce, która nigdy nie istniała, ranią mnie tak, jak gdybym ja była owym dzieckiem.— Ty, Lucie? Przecież tylko pociecha i opieka, jaką mi dałaś, pozwala, że powstają takie wspomnienia i krążą między nami pod księżycem w ten ostatni nasz wieczór.O czym to ja mówiłem?— Że córka nic o tobie nie wiedziała i nie troszczyła się o twoje losy.— Słusznie! A w inne noce księżycowe smutek i cisza działały na mnie odmiennie: przejmowały mnie dziwnie bolesnym spokojem, jak wiele uczuć zrodzonych z cierpienia.Tak często bywa.Wtedy wyobrażałem sobie, że córka przybywa do celi i wyprowadza mnie na wolność poza forteczne mury.Często widywałem przy blasku księżyca jej wizerunek, tak jak teraz ciebie widzę.Ale nigdy nie mogłem wziąć jej w ramiona.Ten wizerunek stawał między drzwiami a małym zakratowanym okienkiem.Ale.Widzisz, Lucie, to nie było dziecko, o którym ostatnio mówiłem.— Czy ta postać stanowiła.stanowiła podobiznę.Czy była tworem rozbudzonej wyobraźni?— Nie.To inna sprawa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •