[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od dwudziestu lat spada gwałtownie liczba i jakość oryginalnych badań naukowych.„Lecząc” graniczne przypadki autyzmu, lekarze usunęli najbardziej inteligentnym osobnikom skłonność do zajmowania się trudnymi dyscyplinami.A obszar mózgu powiązany z depresjami, kora podkolanowa, jest też związany z kreatywnością, z percepcją znaczeń.Większość krytyków zgadza się, że sztuka weszła w ślepą uliczkę.Jak myślisz, dlaczego wirtualne zespoły rockowe twojego ojca są tak popularne siedemdziesiąt lat po szczycie popularności oryginałów?- Ale jaka jest alternatywa? Gdyby nie reprogramowanie, świat byłby miejscem dzikim i gwałtownym.Ścisnęła jego dłoń.- Może w twojej złoconej klatce nie jest to tak widoczne, ale świat nadal jest miejscem dzikim i gwałtownym.Potrzebujemy raczej maszyny, która pozwoli nam dostrzec punkt widzenia drugiego człowieka.Jeśli tego nie osiągniemy, całe reprogramowanie świata pójdzie na marne.- Naprawdę się złościsz, co? - rzucił drwiąco.- Złoszczę się? Na szarlatanów takich jak Billybob? Na tych współczesnych frenologów i lobotomistów, i lekarzy nazistów, którzy grzebią nam w głowach, a może nawet zagrażają przyszłości gatunku, gdy jednocześnie świat wokół rozpada się na kawałki? Oczywiście, że się złoszczę.A ty nie?Spojrzał na nią zdziwiony.- Chyba muszę się nad tym zastanowić.Popatrz, przyspieszamy.Święte Miasto wyrosło przed nimi.Ściana była jak ogromna, ustawiona pionowo równina, z wrotami błyszczącymi niczym prostokątne kratery.Roje ludzi spływały w rozdzielonych strumieniach ku bramom, jakby wciągane gigantycznym wirem.Bobby i Kate spłynęli do środkowej.Kate czuła podniecający pęd, gdy łuk bramy otworzył się przed nią, choć nie było tam prawdziwego poczucia ruchu.Jeśli się trochę skupiła, wciąż czuła swoje ciało siedzące spokojnie na twardym krzesełku stadionu.Mimo to jazda była niezła.W pewnej chwili przemknęli przez bramę, przez lśniący tunel bladoszarego światła i poszybowali nad błyszczącą złotą powierzchnią.Kate rozejrzała się, szukając ścian, oddalonych pewnie o setki kilometrów.Zobaczyła jednak niespodziewanie artystyczne rozwiązanie.Powietrze było przymglone, w górze płynęły nieliczne chmury, odbijające złocisty blask równiny.Nie widziała na odległość większą niż kilka kilometrów.A potem spojrzała w górę i zobaczyła lśniące mury miasta, wyrastające powyżej warstwy atmosfery na dole.Równina i proste krawędzie zlewały się z dalekim kwadratem, nieoczekiwanie wyraźnym i wysokim.Ponad atmosferą było sklepienie.- No, no.To jak pudło, w którym przysyłają księżyce.Czuła miękką i ciepłą dłoń Bobby’ego.- Przyznaj.Zrobiło to na tobie wrażenie.- Billybob i tak jest oszustem.- Ale utalentowanym.Powracała grawitacja.Ludzie wokół zniżali się jak żywe płatki śniegu, a Kate opadała wraz z nimi.Zobaczyła jasnoniebieską rzekę, rozcinającą złotą równinę.Brzegi porastał gęsty zielony las.Ludzie byli wszędzie, uświadomiła to sobie, rozproszeni na brzegu rzeki, na otwartych obszarach i w pobliżu budynków.Kolejne tysiące opadały z nieba dookoła niej.Z pewnością było ich więcej, niż mogło się zmieścić na stadionie.Bez wątpienia wielu z nich było tylko wirtualną projekcją.Szczegóły krystalizowały się w miarę opadania: drzewa, ludzie, plamy światła na powierzchni rzeki.I w końcu najwyższe z drzew wyciągnęły się po bokach.Szybko opadła na ziemię.Kiedy spojrzała w niebo, zobaczyła śnieżycę ludzi w białych szatach, opadających swobodnie i bez lęku.Złoto leżało wszędzie: pod stopami i na ścianach najbliższych budynków.Obserwowała otaczające ją twarze.Wydawały się podniecone, szczęśliwe, wyczekujące, ale złoto przesycało całe powietrze żółtym światłem i ludzie wyglądali, jakby cierpieli na brak jakichś minerałów.Z pewnością te szczęśliwe uśmiechy były wirtualnymi podróbkami, wymalowanymi na zwyczajnych twarzach.Bobby podszedł do drzewa.Zauważyła, że jego bose stopy zagłębiają się na centymetr czy dwa w trawie.- Te drzewa mają więcej niż jeden rodzaj owoców - zauważył.- Popatrz.Jabłka, pomarańcze, limony.- „Pomiędzy rynkiem Miasta a rzeką, po obu brzegach, drzewo życia, rodzące dwanaście owoców - wydające swój owoc każdego miesiąca - a liście drzewa służą do leczenia narodów.”- Podziwiam jego dbałość o szczegóły.- Daruj sobie.- Schyliła się i dotknęła ziemi.Nie wyczuła źdźbeł trawy ani rosy, ani ziemi, tylko śliską, plastyczną gładź.- Billybob jest showmanem - powiedziała.- Ale tanim showmanem.- Wyprostowała się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]