[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślałam, że Monika rzuci się na ciebie i wbije ci nóż prosto w serce.- Przesadzasz, Kelly.A poza tym nie jestem aż taką osobistością, by ktoś zastanawiał się nad moimi rajstopami.Kelly wzruszyła ramionami i spojrzała na swoje śliczne różowe paznokcie.- To nie było tak, jak mówiła Monika.John Goddard naprawdę jest draniem.- Wierzę ci.Moim zdaniem teraz powinnaś zastanowić się, co chcesz zrobić.Jak długo zamierzasz tu zostać?- Prawdopodobnie wrócę do swojego mieszkania za jakiś tydzień.Dobranoc, Mary Liso.A Mark naprawdę nie odrywał od ciebie wzroku.Wyszła, a jej śmiech brzmiał jeszcze na korytarzu.Rozdział 15Od oceanu wiała świeża i ostra bryza, kiedy Mary Lisa biegła ścieżką nad plażą obok Cape Peeley Highway.W powietrzu unosił się zapach wody i wodorostów, a delikatna mgła rozciągała się nad wodą jak szary welon.Powinnam chyba, pomyślała ponuro Mary Lisa, zanim zapadłam w sen ostatniej nocy, wrócić do Los Angeles jeszcze dzisiejszego popołudnia i naciskać detektywa Vasqueza, dopóki nie znajdzie dupka, który potrącił ją swoim lesabre.Ale to było ostatniej nocy, kiedy wszystko wyglądało gorzej i bardziej niesympatycznie niż wizyta u dentysty.Teraz się uśmiechała.To był piękny dzień, pełen nowych możliwości.Oddychała miarowo i głęboko.Lekki pot pokrył jej ciało.Czuła się dobrze.Bieganie zawsze poprawiało jej samopoczucie, a poza tym wiedziała, że nie musi się martwić dużym samochodem wyjeżdżającym z mgły, by ją potrącić.Naprawiła porsche ojca.Świece.U ojca zawsze nawalały świece, nie elektryka, jakby tego nie wiedział.Pora przyspieszyć.Wprawiła w ruch wszystkie mięśnie i omal nie wpadła na jakiegoś mężczyznę.To odgłos jego butów sprawił, że w ostatniej chwili skręciła; zatrzymała się i odwróciła, by na niego spojrzeć.Mężczyzna również skręcił.Pochyliła się, opierając ręce na udach, oddychając ciężko.- Dzień dobry - powiedział.Podniosła głowę i uśmiechnęła się.- Dzień dobry.Przepraszam, prawie na pana wpadłam.Moje endorfiny krzyczały, by je uwolnić.Dajesz im milę, a one chcą dwie.Nie ma sprawy.Też nie uważałem.Zagubiłem się gdzieś w nicości.A co do endorfin, czasem nie kopią i zapadasz się w miejscu.Podniosła głowę.Mężczyzna wydawał się znajomy, ale nie mogła go skojarzyć.- To było niezłe.Dziwne, że żadne z nas nie zauważyło drugiego.Moje endorfiny i ja znane jesteśmy z tego, że spychamy ludzi, którzy wchodzą nam w drogę.Roześmiał się.- Nie tego ranka.Jesteśmy jedynymi ludźmi na górze.Zwykle biegam z przyjacielem, ale on ma dziś za dużo na głowie.Miło mieć towarzystwo.- Wyciągnął rękę.- John Goddard.Patrzyła na niego zaskoczona.Ten despotyczny dupek? Prapra - coś - tam założyciela? Uścisnęła dłoń, przyglądając się uważnie jego twarzy.- Teraz sobie pana przypominam.Miałam trzynaście lat, kiedy wyjechał pan na wschód do szkoły.Spojrzał na jasnorude włosy zebrane w kucyk, twarz bez makijażu i rozpoznał uśmiech, który rozświetlał ekran telewizora w ciągu dnia tak samo jak zamgloną plażę.- Pani jest Mary Lisa Beverly, córka George’a i Kathleen.Kiedy wróciłem, nie wyjechała jeszcze pani do Los Angeles, ale jakoś nigdy się nie spotkaliśmy.- Nie, a szkoda.Gdzie pan studiował?- W Princeton - uśmiechnął się szeroko.- A pani?- Poszłam na uniwersytet.Nawet mając osiemnaście lat, chciałam grać.Co tam pan robił?- Zostało pani jeszcze siedemnaście pytań.- Przepraszam, ale mam swoje powody, by być tak ciekawska.- OK.Poszedłem na prawo.I tak, ma pani rację.Jestem tym Johnem Goddardem, który do niedawna spotykał się z pani siostrą Kelly.Kelly opowiedziała mi o mężu pani drugiej siostry Moniki, który zostawił panią przy ołtarzu, a pani przeniosła się do Los Angeles.Miała pani naprawdę szczęście.Biegniemy?- Całkiem sporo pan powiedział, panie Goddard.- John.- Niestety, Mark niezupełnie zostawił mnie przy ołtarzu.- Nadal boli? Kelly mówiła, że czas ślubu był tak bliski, że mogli wytrzeć twoje imię na zaproszeniach i wpisać Moniki.- Znów uśmiechnął się szeroko, ale nie za bardzo.Miał może 1,90 m wzrostu, ale na obcasach Mary Lisa prawie by mu dorównywała.Miał silne ciało, umięśnioną klatkę piersiową i nogi.Parsknęła śmiechem.- Ale widok.- O tak.- Czemu uważasz, że miałam szczęście?- Biegnij ze mną, to ci powiem.Spojrzała na niego dziwnie, ale skręciła z nim na południe, wzdłuż autostrady do wioski Stoddart.Wkrótce zaczęła biec za nim.- Kelly powiedziała, że się przepracowujesz i biegasz dla odstresowania się.- A także dlatego, że lubię być na powietrzu, szczególnie tutaj, nad oceanem.A ty?- Właściwie, to jest mój pierwszy bieg od.- Od?- Cóż, miałam drobny wypadek w okolicy, gdzie mieszkam, i zabroniono mi ćwiczeń.Ciemne brwi podniosły się, kiedy na nią spojrzał.- Jaki wypadek?- Drobne obrażenia.Dlaczego uważasz, że jestem szczęściarą, że Mark mnie porzucił?Przez chwilę biegł w milczeniu, wreszcie powiedział:- Nie sądzę, by Mark Bridges był typem faceta na stałe.- Ach.- Ach, co?- A uważasz, że ty jesteś facetem na stałe?Biegł dalej, ale zauważyła, że zastanawia się nad jej pytaniem.- Sądzę, że twoja siostra tak nie myśli, ale.- Ale.?- Jeśli znajdę odpowiednią osobę, to tak.- Hm.Może tak samo jest z Markiem.Muszę powiedzieć, że jak na razie nie zachowujesz się jak despotyczny dupek.- A to co? Ach, powinienem się domyślić, że Kelly nie będzie wygłaszała peanów na moją cześć.Staram się przypomnieć sobie chociaż jedną osobę, wobec której byłem despotyczny - oczywiście oprócz ludzi, z którymi pracuję.Chciałbym znaleźć chociaż jedną, ale nie mogę.- Ziemia do pana Goddarda.Posłuchaj.Kelly powiedziała, że zostawiła cię, ponieważ jesteś dupkiem, który wszystkich kontroluje.Mamy coś wspólnego ze sobą.Oboje zostaliśmy porzuceni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]