[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szcz¹tki.wszêdzie wokó³ szcz¹tki mojej pracy, mojego ¿ycia, mi³oœci i bólu,porozrzucane w tych ponurych latach.Ciemnoœæ.A w tej ciemnoœci skorupy czasu.Hej tam! Witajcie w mieœcie œmierci.86Mój pokój zape³ni³ siê stra¿nikami.Co siê dzieje? Nie by³em niczego pewny.Kolejny atak?Dym.Krew.TeraŸniejszoœæ.Trudny czas dysz¹cy bólem, niczym smok ogniem.Uœwiadomi³em sobie obecnoœæ Kapitana.Wyszed³ z ty³u kwa­tery, potrz¹saj¹cg³ow¹.Zerkn¹³ z ciekawoœci¹ na Wujka Doja.Wpad³ Cordy Mather, spogl¹daj¹c jakcz³owiek, który zetkn¹³ siê w³aœnie z najgorszym koszmarem w swoim d³ugim inieszczê­œliwym ¿yciu.Podszed³ prosto do Kapitana.—.wszêdzie martwi ludzie — us³ysza³em tylko.Nie uchwyci³em odpowiedziKonowa³a.—.by³ za tob¹?Konowa³ wzruszy³ ramionami.— Wychodzi³eœ ostatni.Wpad³ Stra¿nik i szepn¹³ coœ do Mathera.— S³uchajcie! — warkn¹³ Cordy.— S¹ tu jeszcze ¿ywi.B¹­dŸcie ostro¿ni.— On iStary podeszli trochê bli¿ej.— Zgubili siê w labiryntach.PotrzebujemyJednookiego, ¿eby odnaleŸæ wszystkich.— To zamieszanie nigdy siê nie skoñczy, prawda? — Kono­wa³ by³ naprawdêzmêczony.— Oni tylko zaczêli p³aciæ — odezwa³ siê Wujek Doj.Jego tagliañski by³doskona³y, zwa¿ywszy na to, ¿e jeszcze wczoraj nie móg³ powiedzieæ ani s³owa.Za nami pojawi³a siê Matka Gota, zgarbiona i cz³api¹ca powolutku.Typowakobieta Nyueng Bao, radz¹ca sobie z kata­strof¹ parzeniem herbaty.To by³prawdopodobnie najgorszy dzieñ jej ¿ycia.Kapitan pos³a³ Wujkowi kolejne badawcze spojrzenie i ukl¹k³ przy mnie.— Co tu siê sta³o, Murgen?— Nie jestem pewny.Wlaz³em w sam œrodek.DŸgn¹³em faceta no¿em.Tamtego.Upad³em na stó³.Potkn¹³em siê i spa­d³em przez dziurê w czasie.Chyba.Ockn¹³em siê w ogniu.— Wokó³ mnie ci¹gle wala³y siê zwêglone stronice.Ramiêbola³o jak diabli.— Wszêdzie by³y trupy.Straci³em przytomnoœæ.Na­stêpne, copamiêtam, to ta chwila.Konowa³ uchwyci³ spojrzenie Mathera.Machn¹³ praw¹ d³oni¹, wskazuj¹c WujkaDoja.Cordy poprosi³ Doja, ¿eby opowiedzia³ swoj¹ historiê.Mówi³ doskonale w jêzykuNyueng Bao.Doprawdy by³a to noc niespodzianek.— Ci K³amcy byli fachowcami.Weszli bezszelestnie.Obu­dzi³em siê na chwilêprzedtem, zanim dwóch skoczy³o na mnie.— Wyjaœni³, jak unikn¹³ œmierci, ³ami¹ckarki i krêgo­s³upy.Opis by³ kliniczny, a nawet odrobinê krytyczny.Surowo mówi³ o sobie i Thai Deiu.Mia³ sobie za z³e, ¿e pokusi³ siê o œciganieK³amców, kiedy uciekali.Ich ucieczka œwiadczy o dywersji.Thai Dei, któryzosta³ na miejscu, zosta³ skrytykowany za chwile wahania, która kosztowa³a goz³amane ramiê.— Tanio siê wykpi³ — zauwa¿y³ Konowa³.Wujek Doj skin¹³ g³ow¹, nie zauwa¿aj¹c sarkazmu Kapitana.Musia³ siê zmierzyæ zw³asn¹ okrutn¹ lekcj¹ za to, ¿e pozwoli³ siê oszukaæ.W moim pokoju znajdowa³o siê teraz czternaœcie cia³, nie licz¹c zamordowanychKronik.Dwunastu K³amców.Jedno z nich to cia³o mojej ¿ony i mojego nowegosiostrzeñca.Szeœciu zginê³o z rêki Ró¿d¿ki Popio³u, trzech — Thai Deia.MatkaGota wypat­roszy³a dwóch, a ja wchodz¹c, zar¿n¹³em jednego.— Wojownik nie zarzyna kobiet i dzieci — powiedzia³ Wujek Doj, œciskaj¹cpocieszaj¹co moje ramiê.— To robota bestii.Kiedy bestia zabija ludzi, wszyscymê¿czyŸni musz¹ j¹ œcigaæ i zabiæ.— £adna gadka — odezwa³ siê Konowa³.— Ale K³amcy nigdy nie twierdzili, ¿e s¹wojownikami.— Przemowa Wujka Doja nie zrobi³a na nim wra¿enia.— To religia, Staruszku.— Na Cordym te¿ nie.— Ich Œcie¿ka.S¹ kap³anamiœmierci.P³eæ ani wiek ich ofiar nic dla nich nie znacz¹.Ofiary id¹ prosto doraju i nigdy ju¿ nie pojawi¹ siê w kole ¿ycia, niewa¿ne, jak zepsuta by³a ichkarma.Nastrój Wujka Doja pogarsza³ siê z ka¿d¹ chwil¹.— Znam tooga — mrukn¹³.— Nigdy wiêcej tooga.— Nikt nie odkrywa³ przed nimtajemnic.Cordy uœmiechn¹³ siê z³oœliwie do mistrza miecza.— Wy pewnie zdobyliœcie najwy¿sz¹ lokatê na ich wymarzo­nej liœcie, zabijaj¹ctak wielu.Dla K³amcy to awans zabiæ kogoœ, kto zabi³ tylu ludzi.S³ysza³em gadaninê Mathera, ale nie uchwyci³em w niej sensu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •