[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z podniesion¹ g³ow¹,choæ policzki pokry³y siê czerwonymi plamami, musia³aopuœciæ grotê, zabieraj¹c wszystkie swoje rzeczy.Przytar-ga³a tu pokaŸny ekwipunek, lecz wspó³wyznawcy stanow-czo nalegali, by zabra³a ze sob¹ ka¿dy najmniejszy drobiazgz dotkniêtych zaraz¹ rzeszy, musiata je wiêc szybko, byle jakspakowaæ.Z wêze³ka wystawa³o ¿a³osne przeœcierad³o,zamiataj¹c z pod³ogi kurz.Bramy raju zamknê³y siê za ni¹ z przera¿aj¹cym hukiem.Kamma oczywiœcie nie zg³osi³a siê na policjê.Odrobinêgodnoœci mia³a wszak prawo zachowaæ.W domu oporz¹dzi³a siê co nieco.Prze³kn¹wszy naj-boleœniejsze upokorzenie, zadzwoni³a na komisariat.Tele-fon odebra³ Rikard.Dumnie, jak przysta³o damie z wy¿szych sfer, wydek-lamowa³a:- Mówi Karen Margrethe Dahlen.S³ysza³am przez radio,¿e ¿yczycie sobie mojej wypowiedzi w zwi¹zku z pewn¹spraw¹.Do tej pory by³am nieosi¹galna, ale teraz pozostajêdo waszej dyspozycji.Przyjmujê w domu o pierwszej.Proszêo punktualne przybycie, mój czas bowiem jest bardzo cenny.Od³o¿y³a s³uchawkê, zanim os³upia³y Rikard zd¹¿y³cokolwiek powiedzieæ.Co za potwór! pomyœla³.Ale spuœci z tonu, kiedyzrozumie powagê sytuacji.I od nowa trzeba dezynfekowaæBakkegarden! Do diab³a!Zacz¹³ odczuwaæ sympatiê dla poniewieranej Vinnie.Sympatia ta przybra³a znacznie na sile, kiedy przyszed³do Bakkeggrden, gdzie natychmiast otoczy³ go dusz¹cyzapach korzermych perfum, unosz¹cy siê niczym ob³ok nadnadêt¹ w³adczyni¹.Melodyjnym g³osem poprosi³a, bywszed³ do "bawialni".Rikard nie wiedzia³, ¿e takie pokojejeszcze istniej¹.W³aœciwie przez ca³y czas odczuwa³ dla Vinnie ciep³¹sympatiê, a dok³adniej mówi¹c - wspó³czucie dla ludzkiejistoty, która nie uwa¿a³a siê za godn¹, by ¿yæ na tymœwiecie.Do tej pory jednak wydawa³a mu siê zbyt bezbarw-na, by móg³ siê bardziej ni¹ zainteresowaæ.Teraz lepiej zrozumia³ postawê dziewczyny, skazuj¹cejsiê na samozag³adê.Karen Margrethe Dahlen natychmiastprzejê³a konwersacjê, która w³aœciwie zmieni³a siê w mono-log.- Tak, tak, s³ysza³am, jakiego piwa nawarzy³a sobie taokropna bratanica mego mê¿a.Mój rozum nie pojmuje, jakmog³a zbli¿yæ siê do takiego byle kogo! Z mego domupowinna wynieœæ naprawdê odpowiednie wychowanie, alepowiem panu, ona jest niepoprawna.Nie-po-praw-na! O iledobrze zrozumia³am, to on by³ marynarzem.Jak mog³a!Ale zapowiadam panu, konstablu, dostanie porz¹dn¹ nau-czkê, kiedy tylko wróci do domu.Kamma musia³a nabraæ oddechu, Rikard wykorzysta³wiêc okazjê, by wtr¹ciæ s³owo:- Nie zapominajmy, ¿e udzieli³a pomocy potrzebuj¹ce-mu.Ale to teraz nie ma znaczenia.Wa¿niejsze jest pytanie:czy by³a pani szczepiona, pani Dahlen?Kamma z dum¹ wysunê³a brodê.- Oczywiœcie, ¿e nie! Zabraniaj¹ tego moje chrzeœcijañ-skie pogl¹dy.- S¹dzi³em, ¿e to pani rodzice o tym decydowali.Zap³oni³a siê.- Tak czy inaczej nie jestem szczepiona.- Szkoda.W takim razie pojedzie pani ze mn¹ doszpitala, do izolatki.- Nie widzê takiej potrzeby.Sama dam sobie tutaj radê.- Tu nie chodzi tylko o pani¹, pani Dahlen.Stanowipani zagro¿enie dla innych, dopóki.- Mia³ ju¿ na koñcujêzyka "chodzi luzem", ale szybko poprawi³ siê i dokoñ-czy³: - Dopóki porusza siê pani miêdzy ludŸmi.Z min¹, jakby okazywa³a mu najwy¿sz¹ ³askê, skinê³ag³ow¹.ROZDZIA£ VIIS¹siedzi Olavy i Agnes z ulicy Fortecznej siedzieliw kuchni przy kawie.Na stole sta³o modne ostatnimi czasyciasto o tropikalnym aromacie.Byli to starsi ludzie, którzy,choæ twierdzili, ¿e nie pchaj¹ nosa w cudze sprawy, tobardzo lubili wiedzieæ, czym zajmuj¹ siê inni.- Okropnie g³oœno dziœ stukaj¹ u sióstr Johansen- stwierdzi³ m¹¿, siorbi¹c gor¹c¹ kawê.- S³ysza³am to ju¿ wczoraj - powiedzia³a ¿ona miêdzyjednym a drugim ³ykiem.- Ciekawe, co robi¹.Niewidzia³am ¿adnych robotników.- Kogo?Kobieta prze³knê³a.- Robotników.Psa te¿ nie widzia³am.- Racja.Mo¿e go zastrzelili.- To dobrze, nie bêdzie sika³ na nasz¹ œcianê.- No w³aœnie.Zapad³a cisza, co prawda wzglêdna, bo oboje g³oœnosiorbali i mlaskali.- Usta³o.- Nareszcie - odetchnê³a kobieta.- Brzmia³o jakbyz g³êbi domu.Mo¿e z ³azienki.- One przecie¿ nie maj¹ ³azienki - parskn¹³ m¹¿.- Myj¹siê nad kuchermym zlewem, a ubikacjê maj¹ na podwórzu.- No tak, ty to œwietnie wiesz.- Wcale siê nie gapiê na ich kuchniê, jeœli ci o to chodzi.- Nie? A dlaczego tyle siedzisz w wychodku? Stamt¹dmo¿na zajrzeæ do ich kuchni, przez szpary w œcianie i dalejprzez podwórze.- Nie pleæ bzdur, babo!Ten "przyjemny" dialog przerwa³o im ponowne stuka-nie, tym razem s³abe i nieregulame.- Jakby ktoœ wali³ w rurê.- Mnie tam wszystko jedno - stwierdzi³ m¹¿, z³yz powodu krytyki, jaka go spotka³a.- Nie obchodzi mnieto.Wyszed³ w poczuciu ura¿onej godnoœci.Co ta kobietasobie w³aœciwie myœli?Jego oburzenie wywo³a³ oczywiœcie fakt, ¿e zosta³z³apany prawie dos³ownie na gor¹cym uczynku.Koniecz tym d³ugim przesiadywaniem w podwórzowym wychod-ku, koniec z przyjemnoœciami, gdy w tajemnicy przezszpary miêdzy deskami podgl¹da³ Olavê.Na Agnes nie by³oco patrzeæ, poza tym zawsze przed myciem zaci¹ga³azas³ony.Ale za to Olava! Przypuszcza³, ¿e ona o nim wie, bopodczas wieczornej toalety od czasu do czasu zerka³a w jegostronê.Stawa³a pod kuchenn¹ lamp¹ w samej tylko jasno-czerwonej halce, która nie siêga³a jej zbyt nisko, i takrozpustnie my³a siê myjk¹ tam na dole, jakby to tar³a j¹mêska rêka.By³a tak poci¹gaj¹ca, taka pulchna! Jego ¿onanazywa³a j¹ t³ust¹ krow¹, ale tak przyjemnie by³o na ni¹patrzeæ.Pragn¹³ uszczypn¹æ te roz³o¿yste uda, œcisn¹æwielkie piersi.No i on wcale jeszcze nie mia³ takiej sklerozy,potrafi³ stoj¹c tak i patrz¹c, dogodziæ sobie.Bo ¿ona ju¿wiêcej nie chcia³a tego robiæ.To nie dla nas, staruszków,mawia³a, kiedy wyci¹ga³ do niej rêkê.Twierdzi³a, ¿e tobezbo¿ne, sama wiêc sobie winna.Ale od jakiegoœ czasu nie widzia³ ju¿ "t³ustej Olavy".W domu œwieci³o siê œwiat³o, najwyraŸniej wiêc ktoœ tamby³.Trudno, od tej pory przestanie j¹ podgl¹daæ.Szkoda,ale nie mo¿e daæ ¿onie powodów do gadania.Pospiesznie wróci³ do domu.Nic go nie obchodzi, coznów wymyœli³y s¹siadki.Agnes pokonuj¹c zawiejê wysz³a na spacer z Doffenem.Œlady stóp i ma³ych ³apek na œniegu œwiadczy³y o czêstychwyprawach.Zna³a ju¿ wgsepkê jak w³asn¹ kieszeñ, zimowe pla¿e,opustosza³e letnie domki.Puste, bez ¿ycia.- Musimy znaleŸæ drewno, Doffen - mówi³a Agnesg³osem, w którym coraz wyraŸniej dŸwiêcza³ strach.- W domku nied³ugo ju¿ siê skoñczy.¯e te¿ Olava o tymnie pomyœla³a!Zatrzyma³a siê, spogl¹daj¹c na stalowoszare morze.- Dlaczcgo oni nie przyje¿d¿aj¹, Doffen? Kiedy wre-szcie tu bêd¹? Jedzenie przygotowa³am ju¿ wiele dnitemu.Ciasteczka ca³kiem sczerstwia³y, a ja nie mamz czego piec.Bezradnie popatrzy³a na Singlefjord.- Wkrótce i dla nas nie bêdzie jedzenia, ani jedzenia,ani drewna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]