[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowi³emwiêc niczemu siê d³ugo nie przygl¹daæ.By³o to coœ, co mog³o wywo³aæ wizje,wprowadziæ w trans ka¿dego, kto choæ trochê pozna³ magiê, sprawiæ, ¿ebycz³owiek zagubi³ siê we w³asnych iluzjach.A ja nie prag­n¹³em takiegooczarowania.Wreszcie opuœci³em pó³kê skaln¹ Kemoca i rozpocz¹³em aktywne patrolowanie,chodz¹c uwa¿a³em, ¿eby nie wpat­rywaæ siê zbyt d³ugo w ¿adn¹ ska³ê, krzew czypo³aæ gruntu.W ten sposób doszed³em do miejsca, w którym nasze torgiañczykiskuba³y trawê.Porusza³y siê powoli, a szybki odczyt stanu ich mózgów udowodni³mi, ¿e ich myœli, takie jakie mia³y, nieco stêpia³y.Nawet nadmierne zmêczenienie doprowadzi³oby ich do takiego stanu.Mo¿liwe, ¿e ta sama blokada, któradzia³a³a na ludzi ze Starej Rasy, wywiera³a nieznaczny wp³yw tak¿e i na ichzwierzêta.Nie mogliœmy zabraæ ich ze sob¹.Mimo to mog³y namsiê jeszcze przys³u¿yæ.Zdjêcie pêt nie zabra³o mi wiele czasu.Potemosiod³a³em je, na³a¿y³em im wêdzid³a, okrê­caj¹c wodze wokó³ ³êków siode³.Kiedy zajmowa³em siê tym, konie siê o¿ywi³y.Gdy ju¿ mia³em wyryæ w ich mózgach ostatnie rozkazy, coœ siê za mn¹ poruszy³o.Odwróci³em siê siêgaj¹c po pistolet.Kaththea sta³a na otwartej przestrzeni,szarpi¹c opaskê, któr¹ sama na³o¿y³a sobie na oczy po ostatnim posi³ku.Wreszcie zerwa³a j¹ i spojrza³a w moj¹ stronê mru¿¹c oczy, jakby mia³a krótkiwzrok.- Co? - zacz¹³em, a wtedy unios³a rêkê niecierpliwym gestem.- Mo¿na zrobiæ coœ wiêcej, ¿eby do koñca zrealizowaæ twoje zamierzenia -powiedzia³a cicho.- Koni powinni dosiadaæ jeŸdŸcy.- Manekiny? Myœla³em o tym, ale nie ma tu potrzeb­nych materia³Ã³w.- Niewiele potrzeba, ¿eby stworzyæ iluzjê.- Ale przecie¿ ty nie masz Klejnotu Mocy - zaprotes­towa³em.- Jak wiêcukszta³tujesz jedn¹ z silnych iluzji? Kaththea œci¹gnê³a lekko brwi.- Mo¿liwe,¿e niepotrafiê, lecz dopóty nie bêdê mia³a pewnoœci, dopóki nie spróbujê.Nasza matkazwróci³a swój Klejnot w dniu œlubu, a przecie¿ póŸniej wiele dokona³a bezniego.Byæ mo¿e, Klejnot nie jest w tak wielkim stopniu ogniskiem Mocy, jakwmawiaj¹ nam to Czarownice.Och, jestem bardzo m³oda, jeœli chodzi o znajomoœæich nauki, tak jak to okreœlaj¹, ale nie w¹tpiê, ¿e nigdy dok³adnie niezmie­rzono tego, czego mo¿na dokonaæ pos³uguj¹c siê ¿yczenia­mi, wol¹ i Moc¹.Je¿eli ktoœ tylko zadowala siê u¿yt­kowaniem jakiegoœ narzêdzia, nigdy niedowie siê, co mo¿na zrobiæ bez niego.A teraz tu.-- Zerwa³a zwiniêtysrebrzysty liœæ z pobliskiego krzaka.-- Po³Ã³¿ na nim trochê w³osów z g³owy,Kyllanie, i wyrwij je z cebulkami, bo musz¹ to byæ ¿ywe w³osy.A tak¿e zwil¿y]je œlin¹.Jej ton zmusza³ do pos³uszeñstwa.Zdj¹³em wiêc he³m i nocny wiatr zmrozi³ mig³owê i szyjê.Wyrwa³em w³osy, tak jak chcia³a, a pojedyncze ich nitki owinê³ymi siê wokó³ palców, gdy¿ od jakiegoœ czasu ich nie podcina³em.Potemplun¹³em na liœæ i po³o¿y³em na nim w³osy, Kaththea zaœ robi³a to samo z drugimzaimprowizowanym no­œnikiem Mocy.Posz³a do Kemoca, obudzi³a go i poleci³a mu post¹piæ identycznie.PóŸniejpo³o¿y³a trzy liœcie na d³oni i podesz³a do naszych wierzchowców.Zwinê³apierwszy liœæ i jego dziwne brzemiê w tr¹bkê, wydaj¹c ciche dŸwiêki, z którychnie mog³em wychwyciæ ¿adnego zrozumia³ego s³owa.Na­stêpnie bardzo ostro¿niew³o¿y³a j¹ miêdzy zwi¹zane wodze a ³êk siod³a.Podobnie zrobi³a z pozosta³ymi.Wreszcie odesz³a na bok i podnios³a do ust lekko zaciœniête w piêœci d³onie.Œpiewa³a poprzez te tr¹bki z cia³a i koœci, najpierw cicho, a póŸniej corazg³oœniej.Rytm tych dŸwiêków sta³ siê czêœci¹ mnie samego, wyczuwa³em go wbiciu serca i pulsowaniu krwi w ¿y³ach.I choæ ksiê¿yc œwieci³ oœlepia­j¹co,jego blask zagêœci³ siê w miejscu, w którym staliœmy.Pieœñ Kaththei urwa³a siê nagle, w pó³ nuty.- Teraz! Wydaj rozkazy, bracie,odeœlij je!Wt³oczy³em do otumanionych mózgów torgiañczyków polecenia nakazuj¹ce im pognaædolin¹, z dala od nas, w stronê tamtej linii ognisk.I kiedy nas opuszcza³y,zobaczy³em w siod³ach mgliste kszta³ty, wirowanie czegoœ, co utworzy³o postacietrzech jeŸdŸców.Nie zastanawia³em siê wcale, kogo ci jeŸdŸcy przypominaj¹ zwygl¹du.- Wydaje mi siê, siostro, ¿e nie znamy nawet po³owy prawdy o umiejêtnoœciachCzarownic - skomentowa³ Kemoc.Raptem Kaththea zachwia³a siê i chwyci³a Kemoca za ramiê, wiêc j¹ podtrzyma³.- Magia ma swoj¹ cenê.- Kaththea uœmiechnê³a siê blado.- Jestem wszak¿eprzekonana, ¿e zyskaliœmy na czasie wiêcej ni¿ tê jedn¹ noc.I teraz mo¿emyodpocz¹æ w spokoju.Na po³y nios¹c zaprowadziliœmy Kaththeê do pos³ania z przykrytych kocem ga³êzi,które wczeœniej dla niej przygotowaliœmy, a kiedy nasza siostra le¿a³a zzamkniêtymi oczami, Kemoc spojrza³ na mnie.Nie potrzebowaliœmy czytaæ wnaszych umys³ach - próba podjêcia jutro wspina­czki przekracza³a granicerozs¹dnego ryzyka.Jeœli ¿o³nierze,którzy rozpalili ogniska, nie rusz¹ przeciw nam, a dziêki czarom naszej siostryzyskaliœmy na czasie, nie musimy siê œpieszyæ.O œwicie znów znalaz³em siê na szczycie.Tamte ogniska nadal siê pali³y,chocia¿ trudniej by³o je dostrzec w dzien­nym œwietle.Poszuka³em wzrokiemkoni.Up³ynê³a d³uga, pe³na niepokoju chwila, zanim dostrzeg³em je przezsocze­wki, jak bieg³y przez polanê.Zaskoczy³o mnie to, co zobaczy³em.Wsiod³ach tkwili jeŸdŸcy i naprawdê zosta³­bym wprowadzony w b³¹d, gdybym wtedywyruszy³ na zwiady.Nasi wrogowie bêd¹ obserwowaæ i zobacz¹ po­wracaj¹cychuciekinierów.Nie wiedzia³em jednak, jak mocna oka¿e siê utkana przez Kaththeêiluzja w bezpo­œredniej bliskoœci z przeciwnikiem.Do tego czasu byliœmy jednakbezpieczni.Kemoc do³¹czy³ do mnie i na przemian obserwowaliœmy torgiañczyki, dopóki nieskry³y siê za za³amaniem terenu.Potem zeszliœmy na dó³, ¿eby przyjrzeæ siêskalnej œcianie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •