[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tłum wyraźnie przygasł, a potencjalni rywale wykazywali coraz mniejszą ochotę do ryzykowania, że w kilka minut zostaną przerobieni na miazgę.Domyślając się, że przez jakiś czas nie będzie musiał walczyć, Rex chwycił ręcznik wiszący na ramieniu Sancheza.Wytarł się nim pod pachami i na karku, jak gdyby starania sekundanta nie spełniły jego oczekiwań.- Czy jeszcze coś powinienem wiedzieć, Sanchez?- No.w zasadzie tak.Widzisz, jest taka dziewczyna, Jessica, którą mój brat przechowywał na strychu.Ukrywał ją.Przez pięć lat leżała w śpiączce, ale wygląda na to, że wybudziła się tuż przed tym, jak ktoś go zabił.Wczoraj zjawiła się u mnie w barze.Twierdzi, że nie pamięta nic z tego, co tam się działo, ale wydaje jej się, że była na miejscu.- A jesteś pewien, że to nie ona zabiła Thomasa i Audrey?Rzecz jasna, barman rozważał już i taką możliwość, ale Jessica nie wyglądała na morderczynię.Poza tym raczej nie miała dość siły, żeby przeprowadzić tak brutalny atak.- Nie sądzę.Ona nie z takich.To naprawdę ładniutka mała.Rex pokręcił głową.- Nie daj się zwieść pozorom, Sanchez.Na mój gust mało kto stawiał na tego małego łysego mnicha, kiedy pierwszy raz stanął dziś na ringu, a widziałeś, jak dobrze sobie radził.Dopóki ja nie przetrzepałem mu tyłka.- Niby tak, ale nie sądzę, żeby to była jej robota.Ona ma w sobie coś szczególnego.Kiedyś widziałem, jak zarobiła ze sto kulek.Dlatego właśnie leżała w śpiączce.Rex wybałuszył oczy i rozejrzał się, sprawdzając, czy kibice są dostatecznie daleko, żeby nie mogli podsłuchać ich rozmowy.- Czyli to ona przetrzymała atak Bourbon Kida? - zapytał cicho.- Tak, ale skąd o tym wiesz? - Barman także zniżył głos.- Wszyscy o tym wiedzą.Więc powiadasz, że jest teraz w mieście? A twój brat ukrywał ją przez cały ten czas? Dlaczegoś mi, kurwa, nic nie powiedział?- Nie sądziłem, że cię to zainteresuje.Poza tym zanim zapadła w śpiączkę, błagała mnie, żebym ją ukrył i trzymał to w tajemnicy, bo są tacy, którzy próbują ją zabić.Teraz w ogóle tego nie pamięta, ale ja dotrzymałem słowa.Nigdy nikomu nie powiedziałem, gdzie ją ukryłem.Rex odetchnął bardzo, bardzo głęboko i pokręcił głową.- A niech cię, Sanchez, ta dziewczyna może być kluczem do wszystkiego.To jedyna osoba, której Bourbon Kid nie zdołał zabić.Muszę z nią pogadać.Ona będzie mogła zidentyfikować tego, kto zabił Elvisa i twojego brata.I coś mi podszeptuje, że to nasz stary przyjaciel, Bourbon Kid.Ten kawał skurczysyna.- Ale on przecież nie żyje, no nie?- Nie wierz w te brednie ani przez chwilę.Stawiam ostatniego dolara, że ten drań cały czas gdzieś się tu kręcił i pewnie już niedługo znów zobaczymy jego gębę.Sancheza coraz bardziej niepokoił fakt, że Rex tak emocjonalnie podchodzi do całej sprawy.Zaczynało wyglądać na to, że olbrzym ma dalekosiężne plany, znacznie wykraczające poza pomszczenie śmierci Elvisa, Thomasa i Audrey.- Słuchaj, Rex, nie masz mi nic do powiedzenia? - spytał barman nerwowo.- Nie szykuje się aby jakaś większa rozróba? Bo jeśli ten chlejący bourbona zasraniec wraca do miasta, to ja zamykam swój pieprzony interes, pal licho cały ten Festiwal Księżycowy.- Sanchez, przyjacielu, lepiej, żebyś nie wiedział, co robię w tym mieście, wierz mi.Lepiej, żebyś nie wiedział.No, idę poszukać tych dwóch mnichów.Mamy wspólny.W mordę jeża, własnym oczom nie wierze!Bokser spojrzał nagle nad prawym ramieniem Sancheza i utkwił wzrok w czymś obok wejścia do namiotu.- Co się stało? - Barman widział, że coś odciągnęło uwagę Reksa; cokolwiek to było, wzrok boksera stwardniał, a jego usta wygięły się w grymasie.Olbrzym wydawał się tak wściekły, jakby zaraz miał urwać komuś łeb.- On tu jest - syknął.- Ten skurwysyn!- Kto?Ale Rex wciąż tylko spoglądał nad ramieniem barmana.Sanchez odwrócił się, ciekaw, na co bokser tak patrzy.Po drugiej stronie namiotu ustawiono mały przenośny bar z kawą, a za prostą ladą urzędował tylko jeden barman.Nie miał nic do roboty, bo podawano tam wyłącznie kawę, a tutaj nikt nie pił kawy, przynajmniej do tej pory.Bo teraz siedział tam jeden klient i popijał napój.Sanchezowi zamarło serce.Nie widział Bourbon Kida od pięciu lat i spał przez ten czas spokojnie tylko dlatego, że wierzył w jego śmierć.Tymczasem oto zobaczył go, jak siedzi na stołku i popija kawę.Mężczyzna miał twarz ukrytą pod kapturem, więc w zasadzie Sanchez nie powinien się zorientować, czy to jest on, czy nie.Ale jeśli widziało się kogoś, kto wystrzelał wszystkich ludzi w zatłoczonym barze, to poznaje się go na odległość, choćby się schował za drzewem w środku nocy.- Rany boskie! - Barman wyraził na głos swoje myśli.- Bourbon Kid.- Co takiego? - rzucił Rex, odwracając się do Sancheza.- Gdzie?- No.tam! - Barman wskazał palcem.- Ten facet, na którego się gapisz.To on.To właśnie Bourbon Kid.Rex jedną ręką zarzucił biały ręcznik na szyję Sancheza, a drugą złapał za wolny koniec.Zacisnął pętlę i przyciągnął do siebie głowę barmana.Jego spokój zniknął bez śladu, zastąpiła go agresja w czystej postaci.- Przyznaj się, Sanchez, robisz ze mnie wała? Jak tak, to już, kurwa, nie żyjesz.Żwir, pomyślał barman, nieco zamroczony.Głos starego Reksa chrzęści jak żwir.- Człowieku, nie, przysięgam.To on.To jest Kid.- Sanchez sam nie wiedział, kogo bardziej się boi: boksera czy człowieka w kapturze, siedzącego obok wejścia.Obaj spojrzeli znowu na bar kawowy.Przed chwilą patrzyli na tego samego człowieka, ale teraz jego stołek był pusty.Spuścili go z oczu raptem na kilka sekund, i już go nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •