[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bóg wojny ciągle nerwowo zerkał to na swoją narzeczoną, to na potencjalną teściową.Wyglądał na kogoś, komu nogi zrobiły się tak zimne ze strachu, że mógłby zapoczątkować nową epokę lodowcową.- Czy ona zawsze miała takiego świra na punkcie władzy? - zapytał swoją narzeczoną.- Tylko od momentu, gdy powiedziałam jej, że się pobieramy - odpowiedziała cicho Wylda.- Nie wiem dlaczego, ale od tego się zaczęło.To wtedy mama.zmieniła się.- Dziewczynę przeszył dreszcz na samo wspomnienie.- Kazała mi poprosić dziadków o ten ogromny głupawy ślub, tak jakby to był mój pomysł.A ja nigdy nie chciałam wychodzić za mąż w Klubie.- Lepiej wiem, czego chcesz, a czego nie! - oznajmiła córce Nora.- A co, jeśli ja już nie chcę tego małżeństwa? - machnął groźnie mieczem Ares, ale gdy spojrzał przyszłej teściowej w oczy, został po prostu zmiażdżony.Biedne bóstwo tak mocno się zatrzęsło, że aż słychać było grzechot jego zbroi.- Hm, zapomnijmy, że cokolwiek powiedziałem - rzekł pośpiesznie i schował miecz do pochwy.Kiedy siedziałem, masując ugryzioną dłoń i obserwowałem ten dotąd mi nieznany aspekt osobowości drogiej Nory, zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy: po pierwsze - są o wiele gorsze zrządzenia losu niż kawalerstwo i po drugie - mimo że mój ukochany Klub przyciągał potwory, to nie wszystkie wywodziły się z greckiej mitologii.Napady złości najdzikszej Ślubilli są niczym w porównaniu z ognistym chaosem wcielonym w matkę owego stwora.Nie, żeby można było nazwać słodką, nieśmiałą Wyldę jakąkolwiek - illą.Biedne stworzenie wydawało się teraz tak zastraszone, aż zacząłem się zastanawiać, czy aby w miejscu kręgosłupa dziewczyna nie ma czasem tylko cukrowego pasiastego lizaka.Choć podobno złamanym cukrowym lizakiem też można zabić człowieka.- Nie chcesz się ze mną ożenić? - zapytała narzeczonego Wylda.- Oczywiście, że chcę - odparł Ares, ale jego oczy ciągle nerwowo wpatrywały się w Norę.- Nie, nie chcesz - stwierdziła dziewczyna, a jej broda zaczęła się trząść jak u dziecka, które zaraz wybuchnie płaczem.- Nie chcesz i każdy tu o tym doskonale wie.Mówisz to tylko, bo mama tak cię przeraża, że zaraz zsikasz się w spodnie.- To nieprawda! - wykrzyknął bóg wojny.- Nie noszę spodni.- A ja nie wychodzę za mąż! - Wylda zerwała swój welon i cisnęła go na ziemię.- Odchodzę.Zanim Nora zdołała ponownie wywrzeć na niej swoją władczą siłę, dziewczyna pobiegła w stronę wyjścia.Afrodyta wiwatowała, a matka panny młodej zerwała się na równe nogi w szaleńczym pościgu za krnąbrną córką.Jeśli jednak myślała, że zamiarem Wyldy była tylko ucieczka, to dziewczyna szybko udowodniła jej, jak bardzo się myliła.Bo nagle przystanęła i podniosła coś leżącego na trawie, a potem zawirowała dookoła, w sam raz, by czołowo zderzyć się z matką.Obie jak ogromna, nieforemna śnieżka potoczyły się po trawniku i wylądowały prosto w kolczastym krzaku róż.- Wylda, wracaj do swojego narzeczonego, w tej chwili! - wrzasnęła Nora.- Psujesz mój ślub.- Jak tak bardzo chcesz tego ślubu, to go sobie miej - wybuchnęła dziewczyna i pchnęła matkę w serce.Nora spojrzała wolno w dół na wąskie, błyszczące ostrze sterczące jej z piersi.Dotknęła lekko strzały, a ona rozkruszyła się w pył i rozwiała na wietrze.Nie było ani śladu po ukłuciu, ani kropli krwi, ani najmniejszego rozdarcia na sukni.Matka panny młodej wolno spojrzała to w jedną, to w drugą stronę, jakby budziła się z głębokiego snu i nie miała pojęcia, gdzie jest ani jak się tu znalazła.Cadby Middleton był jednak dżentelmenem starej szkoły.Nie mógł pozwolić, aby dama znajdująca się w niezręcznej sytuacji pozostała w towarzystwie bez asysty, nawet jeśli dopiero co sprasowała mu szczękę, jak bokser walczący o mistrzowski pas.Ostrożnie obszedł dookoła Wyldę - na którą teraz spoglądał nie tyle z miłością, co z lękiem - i zbliżył się do upadłej Furii.- Czy mogę? - spytał spokojnie.Ciągle oszołomiona Nora przyjęła zaoferowaną dłoń.Niebo zafalowało.Ziemia się poruszyła.Anioły w niebie zaśpiewały: „Hosanna!”.Róże eksplodowały jak sztuczne ognie, strzelając fontannami pachnących płatków.Aureola oślepiającego srebrnego światła otoczyła Middletona i byłą pannę Scruggs, a kiedy blask zniknął, ujrzeliśmy ich złączonych w pocałunku tak namiętnym, że sama Afrodyta zrobiła im owację na stojąco.Był to śliczny ślub.Ares poprowadził pannę młodą do ołtarza, a Afrodyta asystowała jej jako honorowa druhna.Po ceremonii Hilliard Austin-Cowles wzniósł pierwszy toast.Właściwie nawet nie tyle toast, co oświadczenie, że prędzej zobaczy nas wszystkich w piekle, niż zapłaci za choćby jedną sekundę tego ślubu.Jednak szczęśliwy pan młody natychmiast wypisał czek na okrągłą sumę, zmiął go i wepchnął Hilliardowi w ucho.Jednak Wylda Serena nie wzięła udziału w przyjęciu weselnym matki.Jak zawsze altruistka, zaproponowała, że odwiezie mnie do szpitala, gdzie opatrzą moją dłoń, zanim wda się infekcja.Jechaliśmy w milczeniu, aż w końcu zauważyłem:- Cóż za miła niespodzianka, że osoba z twojego pokolenia tak dobrze zna mitologię grecką.Wiedziałaś, że strzała miłości zmieni serce twojej matki, tak że zawładnie ono jej umysłem ogarniętym ślubną obsesją, a aureola mocy Erosa wzbudzi miłość w pierwszej osobie, która ją dotknie.Doskonale.- Niezupełnie - powiedziała skromnie Wylda.- Po prostu chciałam ją zabić.Ale tak, jak się stało, też jest dobrze.Uniosłem do góry jedną brew i spojrzałem uważnie na dziewczynę.- Wygląda na to, że nie doceniałem cię, moja droga.Jakie jeszcze niespodzianki kryją się pod tą fasadą łagodności i posłuszeństwa?- Jesteś milutki jak na starszego faceta.Może razem się dowiemy? - zaproponowała z uśmiechem i wyciągnęła rękę, żeby poklepać mnie po nodze.To znaczy zakładałem z początku, że chciała poklepać mnie po nodze.W każdym razie to była długa jazda, a na jej końcu kolejny śliczny ślub.Co prawda w Las Vegas, ale przynajmniej pastor ściągnięty z Kościoła Wiecznego Blichtru kończył Harvard.Tak przynajmniej utrzymywał.O AutorzeDwukrotna zdobywczyni nagrody Nebula, ESTHER M.FRIESNER, jest autorką ponad trzydziestu powieści i ponad stu pięćdziesięciu opowiadań
[ Pobierz całość w formacie PDF ]