[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zapaść lewego płuca - wyjaśnił doktor Filomeno.Carriscant skinął głową.Był to ten sam człowiek, którego widział na oddziale Cruza zaledwie dwa dni wcześniej.Ale pielęgniarka nic wówczas nie wspominała o ranie serca.Mówiła, że chodzi o przedsionek.Mózg Carriscanta pracował szybko.Mężczyzna nie mógł mieć wtedy takiej dziury w sercu, bo umarłby w przeciągu godziny.Może mikroskopijne przebicie, zgodnie z jego własną diagnozą, ale nie ranę tych rozmiarów.Wobec tego skąd się wzięło to zgrabne cięcie, które zeszył Cruz? Przecież chyba nawet on nie byłby zdolny do.- Szycie serca - puszył się Cruz.- Szycie serca, Carriscant.- Ten człowiek umrze.- Nie sądzę.Krwawienie ustało.Płuco z powrotem się wypełni.- Nawet jeżeli tak, ten brud go załatwi.Widziałem, Jak przejechał pan dłonią po włosach, zanim dotknął pan jego serca.- Modne wymysły, Carriscant.Modne nowinki.- Równie dobrze mógłby pan operować w trupiarni.- Profesjonalna zawiść jest jednym z najbardziej niskich uczuć, nieprawdaż, Filomeno?- Bez wątpienia.Filomeno kichnął, jego ręka powędrowała do nosa odrobinę zbyt późno.Carriscant odwrócił się i rozejrzał po dusznej, kiepsko oświetlonej sali, pełnej ludzi w codziennych ubraniach, drapiących się i pociągających nosami.Zaschnięta krew i kruszejące nieczystości, pozostałe po dziesiątkach operacji, oblepiały gorsy ich marynarek.W drzwiach pojawił się portier.- Przyszedł pan z „Manila Times” - zaanonsował.Pokusa była zbyt silna.Carriscant żałował później, ze nie zostawił Cruza na pastwę publicznego upokorzenia i hańby, ale osobisty triumf był zbyt słodki, by mu się oprzeć.- Gratuluję panu szycia, Cruz.Zręczna robota, jak zawsze.Niestety, spóźnił się pan.Na pańskim miejscu zacząłbym niezwłocznie praktykować chirurgię aseptyczną.Kto wie, może dokonałby pan wielkich rzeczy?- Jak to „spóźniłem się?”.O czym pan mówi?- O siedem lat, ściśle rzecz biorąc.Pierwsze szycie serca u żyjącego pacjenta, który przeżył operację, przeprowadzono we Frankfurcie nad Menem w 1896 roku, Operował doktor Louis Rehn.- Uśmiechnął się.- Interesująca próba.Teraz pozwoli pan, że się oddalę.Mam oficjalne przyjęcie.Motorówka czekała na nich przy nabrzeżu, koło budynku chłodni.Carriscant pomógł Annaliesie usadowić się w kokpicie za silnikiem i czekał, aż pozostali pasażerowie wejdą na pokład.Noc była gorąca i duszna Carriscant zaczął się zastanawiać, dlaczego oficjalne przyjęcia w tropikach muszą się rządzić tymi samymi formalnymi wymogami, co życie towarzyskie w strefie umiarkowanej, Wkładanie kamizelki, sztywnego kołnierzyka i białego krawata, żeby wziąć udział w imprezie na wyspie położonej na środku Morza Chińskiego, wydawało mu się pretensjonalnym nonsensem, jeśli nie czystą głupotą.Cała satysfakcja z nauczki, którą dał Cruzowi, pokazując mu, gdzie jest jego miejsce, ulotniła się, ustępując miejsca irytacji i niechęci.Opadł na siedzenie i motorówka, odepchnięta od nabrzeża, ruszyła w górę rzeki, kierując się w stronę pałacu Malacanan.Tutaj przynajmniej można było zaznać nieco chłodu.Z ulgą wyciągnął opiętą kołnierzykiem szyję i wystawił rozpostarte dłonie na lekki wietrzyk, wywołany ruchem łodzi.Wokół niego rozprawiali z ożywieniem pozostali członkowie ich grupy.Znajomi Annaliesy, nie moi, uściślił w duchu.Zaproszenie gubernatora objęło również biskupa i jego świtę i Annaliesa wymogła na mężu, żeby wybrali się na przyjęcie.Carriscant przebiegł wzrokiem wszystkich pasażerów: Freer, angielski okulista w średnim wieku z małżonką, monsieur Champoursin - francuski dziennikarz, również z żoną, seńora Pilar Prospero, dyrektorka szkoły katedralnej, ojciec Agoncillo, młody, zażywny ksiądz, bliski przyjaciel Annaliesy, oraz pani Kelly, przyjaciółka państwa Freerów, żona weterynarza z Iloilo, bawiąca w Manili z miesięczną wizytą.Cóż za pożałowania godne towarzystwo, pomyślał kwaśno.Wszyscy mężczyźni mieli na sobie stroje wieczorowe, tak samo jak on.Kobiety wyglądały niby wybierające się na bał mieszkanki któregoś z prowincjonalnych europejskich miast.Długie suknie, halki, dyskretna biżuteria, jedwab, koronka i tafta, gorsety, grzebienie we włosach i pantofle na wysokich obcasach.Jedna czy dwie miały w rękach wachlarze.Gdyby nie to, mogliby znajdować się w Aberdeen lub Bristolu, w Lyonie, Hamburgu, Genui czy Sewilli.Postanowił, że bez względu na wszystko nie da się dzisiaj rozruszać.Wkrótce ujrzeli przed sobą pałacowe ogrody, rozświetlone aż po brzeg rzeki blaskiem chińskich latarni.Obszerne krużganki na parterze i pierwszym piętrze przyozdobiono sznurami czerwonych i żółtych lampek.Wysiedli na ląd i ruszyli przez zaskakująco liczny tłum w stronę kolejki oczekujących na przywitanie gości.Gubernator z małżonką stali na niewielkim podium, pod łopoczącym baldachimem z płótna żaglowego.Nieco z boku siedziała półkolem orkiestra policyjna, dziarsko wygrywająca gawota, a tuż za nią, na trawiastych kortach tenisowych, urządzona była sala balowa na wolnym powietrzu, otoczona trzema rzędami krzeseł.W różnych miejscach ogrodu porozstawiano bufety z przekąskami i małe stoliki z pucharkami ponczu.Gdziekolwiek się spojrzało, widniał udrapowany gwiaździsty sztandar.Ależ ci Amerykanie kochają swoją flagę, pomyślał Carriscant.Uścisnął rękę Tafta, który wyglądał groteskowo w wieczorowym stroju, okrąglejszy niż kiedykolwiek.Jego nalana twarz była czerwona i mokra od potu, ale witał kolejnych gości z niesłabnącym entuzjazmem, potrząsając energicznie dłońmi i powtarzając amerykańskim zwyczajem: „Bardzo mi miło, naprawdę ogromnie mi miło”.Carriscant czekał, czując się trochę niezręcznie, aż Annaliesa skończy pogawędkę z panią Taft [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •