[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było słabe i bardzo nieregularne.- Jaką operację przeprowadził doktor Cruz?Siostra Encamacion udzieliła mu stosownych wyjśnień, dodając, że doktor Cruz był bardzo zadowolony z wyniku zabiegu i zalecił ścisłą obserwację pacjenta.Pchnięto gońca do jego domu, ale doktor z pewnością nie zdążyłby przybyć na czas, więc kiedy się zorientowali, że doktor Carriscant jest w szpitalu.Carriscant był zdumiony, wprost osłupiały.Po kilku dalszych pytaniach zorientował się, że Cruz otworzył klatkę piersiową mężczyzny, odsłaniając przebite bambusową drzazgą osierdzie.Zaszył ranę przedsionka, pozostawiając w sercu trójgraniec, aby odprowadzać nadmiar płynu.Carriscant spojrzał na mężczyznę.Oddychał z trudnością.Jego bezkrwista, zlana potem twarz miała ziemistą barwę Cruz mógł zaszyć ranę przedsionka, ale było jasne, że również serce zostało przebite.Musiała być w nim niewielka ranka, przez którą nadal tłoczona była krew Zbyt duża ilość, aby jakikolwiek dren mógł tutaj pomóc.Wkrótce ciśnienie zdławi bicie serca lub me wytrzymają płuca, najpewniej również zalane krwią napływającą do klatki piersiowej.Nic już nie mógł zrobić.Odwrócił się, zły i sfrustrowany, i ruszył w głąb oddziału, zaglądając do pozostałych przegródek.Kątem oka rejestrował brud pokrywający okna o zatrzaśniętych okiennicach.Większość boksów była pusta.Na jednym z łóżek leżały zwłoki z prześcieradłem naciągniętym na twarz.Na dwóch innych byli pacjenci: chłopiec i młody mężczyzna, obaj z workami lodu na piersi.- Jakie schorzenia leczy się na tym oddziale?- Wyłącznie rany klatki piersiowej.- Siostra Encarnacion robiła wrażenie przygnębionej.- Dostajemy zbyt wielu kryminalistów, doktorze Carriscant.- Policja z Tondo przywozi ich tutaj, kiedy któryś zostanie zraniony w bójce.Doktor Cruz prosił, żeby dostarczać mu tylko tych z ranami klatki piersiowej.Indywidua spod ciemnej gwiazdy.- Zniżyła głos.- Nie jesteśmy do te go przyzwyczajeni w szpitalu Świętego Hieronima.Absolutnie nie jesteśmy przyzwyczajeni.Dopiero kiedy znalazł się na tyłach domu Sieverance’ów, udało mu się oderwać myśli od doktora Izydora Cruza i jego nowych, śmiałych operacji.Wynajęty wóz carromato zawiózł go do Uli-Uli, wioski położonej tuż za pałacem, skąd chirurg zawrócił i ruszył pieszo w stronę Calle Lagarda.Po jakimś czasie zszedł z drogi i ruszył na przełaj przez pola w kierunku osiedla i jego znakomitych mieszkańców.Niebo było po większej części zasnute chmurami, ale od czasu do czasu zza poszarpanej zasłony ukazywał się księżyc w trzeciej kwadrze, oświetlając drogę.Bez poważniejszego incydentu udało się Carriscantowi dotrzeć do żywopłotu otaczającego ogród Sieverance’ów.Raz tylko pośliznął się na grobli przy polu ryżowym i zamoczył but oraz ubłocił nieco nogawkę spodni.Poza tym był w nie najgorszym stanie, kiedy przedzierał się przez gęsto rosnące krzewy cogalu i hibiskusa, a potem skradał się przez zalany księżycowym światłem ogród w stronę domu.Znów zadawał sobie pytanie, na co właściwie liczy, i po raz kolejny dochodził do wniosku, że wysiłek sam w sobie stanowi wystarczające usprawiedliwienie.Tym, co go wykańczało, była bezczynność.Musiał coś robić za wszelką cenę, choćby nie wiem jak głupiego i bezcelowego.Zajął stanowisko za gęstą zasłoną tropikalnych pnączy, porastających drewnianą pergolę, i czekał.Może wyjdzie na werandę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i będzie mógł ją dyskretnie zawołać.Gdyby mu chociaż przelotnie mignęła za szybą, czułby się dostatecznie wynagrodzony.Widział światła palące się w licznych oknach, słyszał gwar służby, podzwanianie garnków i sztućców dochodzące z mieszczącej się na parterze kuchni.Jak się domyślał, skończono właśnie wieczorny posiłek.Był pewien, że rozpoznaje okna jej sypialni i biblioteki, ale uznał, że rzucenie kamykiem w któreś z nich byłoby zbyt ryzykowne.A.co, jeżeli w pomieszczeniu znajdowałaby się pokojówka? Albo, co gorsza, siostra Aslinger? Lepiej czekać i modlić się, by szczęście mu dopisało.Od czasu do czasu za zasłoniętymi oknami przesuwa ły się jakieś cienie, ale były zbyt niewyraźne i mgliste, aby mógł kogokolwiek rozpoznać.Nagle usłyszał fortepian.To musiała być ona.Kilka pasaży na tle jednej nuty, urywek wpadającej w ucho melodii, wreszcie cisza.Znów jakieś cienie przemknęły za oknami.Wyobraźnia zaczęła mu podpowiadać, że to ona krąży po pokojach, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.Niespokojna, podekscytowana, myśli o nim, tak jak on o niej.Może jego obecność w ogrodzie, jego nieuświadomiona bliskość byli źródłem tego słodkiego niepokoju? Skoncentrował się z wszystkich sił, wysyłając myśli w eter, wzywając ją, żeby otworzyła drzwi i wyszła na taras.Nie pojawiła się jednak.Usłyszał trzaśniecie drzwi, zobaczył, że światło gaśnie w pokoju, który uznał za jej sypialnię, i na tym koniec.Sucha podeszwa wkrótce przemokła od wilgotnej trawy.Na karku czuł chłodny wiatr, niosący zapach ziemi - zapowiedź nadciągającego deszczu.Zaczęło uporczywie siąpić.Pies w sąsiednim ogrodzie rozszczekał się zajadle, zawtórował mu inny w przeznaczonej dla służby części domu Sieverance’ów.Czas było wracać do domu.Przeciskając się przez żywopłot, żeby wydostać się z powrotem na drogę, czuł osobliwą satysfakcję.Ktoś inny uznałby to mokre czuwanie w ogrodzie za bezsensowną, daremną stratę czasu.Ale dla kochanka ta niepotrzebna fatyga miała swój ukryty sens, swoją sekretną wagę.To miara mojego oddania, myślał, zbliżając się do San Miguel i rozglądając się za carromato.Melodia, którą grała przez krótką chwilę, wciąż krążyła mu po głowie.Przyłapał się na tym, że nadal nuci ją pod nosem, układając się do snu na swoim prowizorycznym posłaniu.Oficjalne przyjęcie Carriscant chował właśnie papiery do szuflady biurka, kiedy rozległo się pukanie i w drzwiach pojawiła się jedna ze szpitalnych pielęgniarek.- Przepraszam, doktorze Carriscant.Doktor Cruz przesyła wyrazy uszanowania i prosi, aby zechciał pan przyjść do niego na salę operacyjną.Sprawa jest dość pilna.Carriscant nie posiadał się ze zdumienia.Od czasu awantury u Delfiny prawie ze sobą nie rozmawiali.- Na salę operacyjną, mówi pani?- Tak.Niezwłocznie, jeśli byłby pan tak dobry.Carriscant przeciął dziedziniec dzielący jego gabinet od pomieszczeń Cruza i poszedł za pielęgniarką mrocznym korytarzem, prowadzącym do sali operacyjnej.Jego ściany były pomalowane starą farbą klejową, łuszczącą się i odpadającą płatami.W powietrzu unosił się dziwny zapach - słodkawy, mdły, zawiesisty smrodek, czepiający się nosa, przywierający do podniebienia, jakby był adresowany bardziej do zmysłu smaku niż powonienia.Przypominał odór nieświeżej żywności, wydobywający się z zapuszczonej kuchni.Carriscant natychmiast rozpoznał woń ropy.W oczach Carriscanta sala operacyjna Cruza wygląda ła niczym przedsionek piekła.Na podłodze stare, popękane kafelki z terakoty.Brudne tynki, pokryte nie wiedzieć czemu jakimiś gryzmołami, archaiczne drewniane stoły i tace [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •