[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdyby tylko.- Master Harry!Harry uniósł głowę na dźwięk zdyszanego głosu.Marta zmarszczyła czoło, ale nie odsunęła się.W drzwiach stał chudy arabski wyrostek, oddychając ciężko.- O co chodzi, Duraidzie? - spytał Harry z niepokojem.A przecież powinien być poirytowany.- Sitt.- Co? - Harry zerwał się na równe nogi, zapominając o Mąrcie.- Sitt jest na bazarze.- I?Chyba.Może pana potrzebować.Jest.- Opowiesz mi, kiedy mnie będziesz do niej prowadził.W mgnieniu oka zniknął za drzwiami, nie rzuciwszy swemu gościowi ani jednego słowa, całkowicie pochłonięty Desdemoną Carlisie.Nie widział świata poza nią.Marta wzięła kieliszek z sherry, uniosła go i patrzyła, jak popołudniowe światło przenika przez bursztynowy płyn.Harry Braxton pospieszył na ratunek.Dlaczego, u diabła, ten cholerny dzieciak nie mógł pobiec po lorda Rayenscrofa?Ze złością cisnęła kieliszkiem o ścianę.- Niemądra kobieta poszła sama, bez opieki.- Joseph załamał ręce tłumaczył się gęsto, przyparty przez Harry”ego do muru.- Powiedziała, że już paliła hukę, Harry.- Niemal płakał.- Wypełnioną tytoniem, ty ośle.Tytoniem!- To był tytoń! Fajka była używana do palenia haszyszu kilka dni temu.Nie zdawałem sobie sprawy, że Siti będzie tak wrażliwa na osad.Skąd miałem o tym wiedzieć? Początkowo zachowywała się zupełnie normalnie.Nie okazywała najmniejszego niepokoju.- Nie zna, co to strach.Przynajmniej,jeśli chodzi o te rzeczy.A szczególnie.- Urwał.Chociaż wiedział, że to nie jego wina, itak miał ochoudusić Josepha, który stał przed nim z nieszczęśliwą miną.- W którą stronę poszła?- Nie wiem.- Kopt z rozpaczą uniósł ręce.- Myślałem, że jest z nią opiekun.Nie zwracałem uwagi.Opiekun.Harry odwrócił się.Duraid aż się wzdrygnął.- Zna pan Sitt, master Harry - jęknął.- Wiedziałem, że nie uda mi nakłonić Sitt do niczego, na co nie miałaby ochoty.I pomyślałem, że dyby postanowiła ściągnąć sobie na głowę jakieś kłopoty.no cóż, sam pan wie, jaka jest Sitt!- Tak, wiem.- Harry odpędził obrazy niebezpieczeństw, które mogły grozić jej w stanie, w jakim się obecnie znajdowała.Zazwyczaj zdrowy zsądek Desdemony wygrywał z porywczością.Ale pod wpływem haszyszu mogła pozbyć się wszelkich hamulców.Na tę myśl aż zrobiło mu się zimno.- Duraidzie, biegnij nad rzekę.Ja pójdę na wschód, na wypadek, gdyby przyszło jej do głowy wybrać się samotnie w ten rejon miasta.nie powinna być taka lekkomyślna - mruknął na zakończenie siebie.- Nie można tego wykluczyć - powiedział z nieszczęśliwą miną Joseph.- Czuła się bardzo pewnie.A jeśli martwiła się o chłopaka.- Niech to wszyscy diabli!Harry wybiegł ze sklepu i zagłębił się w kręte zaułki między ciasno zatłoczonymi domami.Gdyby znalazł się na miejscu Dizzy.Zaklął.Wszelakie próby myślenia w taki sposób były daremne.Miał to szczęście, to o że pokochał taką niezależna, nieprzewidywalną i odważąromantyczkę.Bo kochał ją.Całym sercem i duszą kochał Desdemonę A ona właśnie gdzieś zniknęła.Krążył pustoszejącymi ulicami, wypytywał ludzi, ale nikt mu nic nie potrafił powiedzieć.Nikt nie chciał się przyznać, że widział młodą samotną Angielkę.Z każdą minutą w Harrym narastał niepokój.Chociaż Kair był bezpieczniejszy od wielu dużych europejskich miast, a narodowość chroniła Dizzy przed większością niebezpieczeństw, zawsze mogło znaleźć się kilku mężczyzn na tyle zdesperowanych, na tyle zdemoralizowanych czy na tyle głupich, by nie oprzeć się pokusie łatwej zdobyczy.Przyspieszył kroku, próbując walczyć z narastającą paniką.Może Duraid znalazł Desdemonę.Może w tej chwili ona już leży w łóżku w swoim domu, walcząc z sennością, która ogarnia po haszyszu.Może boli ją głowa.Miał nadzieję, że dokucza jej jedynie ból głowy.U wylotu wąskiej alejki zobaczył chłopca bawiącego się samotnie na zakurzonym chodniku.Przystanął.Dzieciak sprawiał wrażenie, jakby tkwił tu od wielu godzin.- Kobieta - Harry zwrócił się do małego po arabsku.- Anglizi, drobna, ładna, z jasnymi włosami.Widziałeś ją?Nie przerywając zabawy, chłopiec skinął głową.- Gdzie? - Serce zabiło Harry”emu mocniej.Wyciągnął piastra [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •